poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział XXXVI.

Miesiąc. Dokładnie trzydzieści jeden dni. SungJong, MyungSoo SungYeol i ja. Oddaliliśmy się do bazy, żywcem przesiąkniętej krwią. Dawniej służyła za miejsce, w którym ginęli nasi wrogowie i kobiety z wadliwej rekrutacji. Zdrajcy również.
Dolne piętro składało się głównie z hal. Górne zaś zostało przeznaczone do użytku codziennego. Kilka pokoi, przyzwoita kuchnia oraz trzy czyste i - wbrew pozorom - zadbane łazienki. Budynek w zupełności należał tylko do mnie. Nikt nieupoważniony nie miał prawa wchodzić wyżej, niż na pierwszy poziom. Warto zaznaczyć, że w dużej mierze byli to gapie przyglądający się torturom lub śmierciom innych ludzi. Tylko czy tym można się dowartościować? Że ona ginie, a ja mogę nadal bezpiecznie żyć w cieniu Jugeumi Chonsa..? Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wielu rekrutantów zwyczajnie się mnie boi. Ale dopóki są wierni, nie przeszkadza mi to.

- Rozgośćcie się. - Wpuściłam ich na przytulny korytarz. - Tu jest kuchnia, tu łazienka, naprzeciwko pokój MyungSoo i SungYeola. - "Który nadal nie wie kto zabił jego siostrę i dziewczynę..." - Dalej kolejna łazienka, nasz pokój, taras i łazienka.
- Po co ci aż trzy łazienki? - Spojrzał na mnie SungJong.
- Bo nigdy nic nie wiadomo. - Zaśmiałam się. - Dajmy na to, że teraz mieszka nas tutaj czwórka. Co jeśli wszyscy zatrujemy się moim jedzeniem? Trzy łazienki są przydatne. - Zaczęliśmy się głośno śmiać. - Chcecie zobaczyć taras?
- Pewnie. - Zakrzyknął mój rówieśnik.
- Chodźmy. - Dodał SungYeol. - W sumie, to jesteś bardzo ciekawą osobą, Jugeumi. - Ciągnął dalej.
- Dużo osób tak uważa, ale bynajmniej nie ja. Moje życie nie jest takie kolorowe, jak by się mogło wydawać. Z resztą... MyungSoo coś o tym wie. - Wspomniany chłopak wyraźnie posmutniał.
- Tak. Wiem. - Mruknął ponuro.
- To, co stało się tamtego dnia, to jeszcze nic. W podziemiu było gorzej. Zachowanie Simona można by uznać za przedsmak. - SungJong złapał mnie za rękę. - Ale cieszę się, że możemy razem żyć tutaj. SungGyu i WooHyun razem sobie poradzą, prawda?
- W końcu WooHyun wyznał miłość liderowi. Powinno być już dobrze. - Uśmiechnął się młody.
- A Hoya jest stopowany przez DongWoo. Czyli lepiej wyjść nie mogło. - Dodał SungYeol. Faktycznie. Dopóki nas nie nakryją, lepiej by być nie mogło.
 Usiedliśmy wspólnie na tarasie przy gorącej herbacie ananasowej. Rozmowy kleiły się nam aż do późnego wieczora. Dopiero, kiedy zrobiło się naprawdę późno, schowaliśmy się do swoich pokoi. Usiadłam na łóżku, rozkoszując się błogim spokojem.
- Ahhh.. Chciałabym, żeby tak mogło zostać na wieki. Ale od jutra znów się zacznie...
- Co się zacznie? - Młody usiadł obok.
- Nocne dyżury, ganianie za tymi, kto nas podpalił, umacnianie kolejnych szeregów... I ogólnie pewnie zaczną się nowe rekrutacje. - Westchnęłam i położyłam się na ogromnym łóżku. - Podoba ci się tu?
- Jest bardzo przytulnie. - Uśmiechnął się i uklęknął nade mną tak, że byłam między jego kolanami. - Ale pamiętaj, że nieważne gdzie jestem, ważne że z tobą. - Pocałował mnie. Wolna, niezależna, odcięta od reszty świata... Mogłam być taka dzięki niemu.

Dziękuję za wszystko. Za to, kim dla mnie byłeś; za to, co dzięki tobie przeżyłam; za to, że nauczyłeś mnie kochać; za to, że po prostu jesteś. SungJong... Jesteś moim sensem. Jesteś tym, przy którego boku pragnę pozostać już na zawsze. Dopóki coś mi się nie stanie. Dopóki nie będę mogła umrzeć, spokojnie oddychając w twoich objęciach. Jeśli umrę, nie płacz. Bądź szczęśliwy, że będę mogła zostawić przy tobie moje serce. Serce, które już od dawna należało do ciebie. 


~Dziękuję za czytanie!! ^^ Możecie się domyślić, że to już koniec ;< Ale!!! Nie myślcie, że jestem aż tak leniwa!!! Mam już zalążek kolejnego opowiadania, które pojawi się tu KLIK. Znajdziecie tu wszystko, co napisałam. Zapraszam do czytania i komentowania ^^ Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną w dalszym ciągu <3 
Odnośnie zakończenia, oczywiście wszystko kończy się dobrze, a końcowa wypowiedź to przemyślenia Jugeumi Chonsa :> Więc nie macie co się bać xD
W podziękowaniu za czytanie, chciałabym napisać dla Was one-shoty na podanej wcześniej stronie. Jeśli zamierzacie dodać komentarz odnośnie tego rozdziału, dołączcie do niego paring. (Może być yaoi, yuri i hetero. Słowem - przyjmę wszystkie zamówienia, bo się Wam należy ^^) Postaram się napisać wszystko w jak najszybszym czasie. Jeśli chcecie być na bieżąco, subskrybujcie by-eternal-stories.blogspot.com/  Możecie dodać, czy chcecie dramat czy happy end i w skrócie opisać fabułę - jeśli chcecie ^^
To by było na tyle. Kocham Was! <3 Dziękuję za komentarze, za mentalne wspieranie mnie, i dziękuję również niekomentującym ;p mam nadzieję, że się podobało ^^ Do zobaczenia ~

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział XXXV.

- SungJong.. - Mruknęłam. - Co byś zrobił, gdybym umarła? - Spojrzał na mnie przerażony.
- Nawet nie waż się mnie zostawiać. Przecież ja bez ciebie nie przeżyję... - Najwyraźniej się przejął.
- Tak tylko myślę... W końcu każdego to czeka. Każdy kiedyś umrze i nie zdołasz tego zmienić. Ja też nie jestem niezniszczalna. Chcę cię tylko uświadomić...
- Um. - Kiwnął głową, wskutek czego jego grzywka przysłoniła czekoladowe oczy. Złapałam kosmyk włosów i pociągnęłam do tyłu.
- Kocham cię. -  Szepnęłam. Szaleństwo. Mówię to częściej niż on.
- Ja ciebie też. - Ujął moją twarz i zaczął składać coraz to głębsze pocałunki na moich ustach. Napierał na mnie tak mocno, że się położyłam, po czym zawisł tuż nade mną. Końcówki jego delikatnych palców były chłodne. Dotknął mojego brzucha. Zadrżałam. Odepchnęłam go od siebie. Zmieszałam się. - Przepraszam.
- To ja przepraszam. Po prostu nie potrafię przezwyciężyć tego bólu i irytuje mnie to. Z resztą sam pewnie rozumiesz... Ktoś taki jak ja powinien być do tego przyzwyczajony.
- Nie mów tak. - Usiadł na łóżku. - Mimo wszystko jestem pełen podziwu. Nie poddałaś się.
- Nie mogłabym się poddać. - Objęłam go w pasie, nadal leżąc. - Co byś beze mnie zrobił?
- Sam tego nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Życie bez ciebie jest straszne. Codzienna monotonia mnie przeraża. - Zaśmiałam się cicho.
- Rozumiem.
 Byliśmy tak jeszcze długą chwilę. Milczeliśmy. Z każdym tyknięciem zegara, SungJong stawał się coraz bardziej pochmurny. Pociągnęłam go za bluzkę, żeby się położył obok mnie, ale podszedł do okna i spojrzał w ciemne niebo.
- Coś nie tak? - Wstałam i podeszłam do niego, mimo osłabienia.
- Powinnaś leżeć. - Złapał mnie za ramiona. Dostrzegłam w jego oczach łzy.
- SungJongie... - Przytuliłam się. - Co cię gryzie?
- Po prostu ja... Ja... Muszę odejść. - Czułam jak płacze. Ciepłe łzy skapywały na moje plecy. Plecy SungJonga wręcz skakały przez to, że młody zaczął się krztusić. Drżał.
- Dlaczego?
- Nie mogę... - Zapiszczał. - Nie mogę powiedzieć. - Zacisnął w pięści moją koszulkę. - Po prostu muszę zniknąć.
- Nie rób tego, jeśli nie chcesz. Sam powiedziałeś, że życie beze mnie jest straszne. Więc nie odchodź! Nie zostawiaj mnie samej. Nie skazuj nas na cierpienie. Proszę... - Poskutkowało?
- Hoya...
- Co Hoya?
- Hoya się tobą zajmie...
- Nie chcę jego. Chcę ciebie i tylko ciebie, rozumiesz? Jak ty w ogóle możesz mnie zostawiać w takim stanie?! - Starałam się sprawiać wrażenie oburzonej.
- Ja... - Zaciął się. Oboje nie wiedzieliśmy, co powinniśmy zrobić.
- Co powiedział ci Hoya?
- Jeśli ci powiem, to może coś mi zrobić...
- Nic ci nie zrobi!!! Masz mi powiedzieć, co usłyszałeś od Hoyi!!! -Wrzasnęłam.
- Bo... Bo on cię kocha. I powiedział, że mam wyjechać, bo jak nie, to mnie zabije.
- Jutro się przenosimy.
- Co?
- Nie ma sensu tu siedzieć. Dziś zbiorę ludzi. Spakujemy swoje manatki i przeniesiemy się do bazy awaryjnej.
- Macie bazę awaryjną?
- Oczywiście! - Odsunęłam się i obdarzyłam go uśmiechem. - Przezorny zawsze ubezpieczony. Musimy się tylko zastanowić, czy zabierzemy MyungSoo i SungYeola ze sobą...

sobota, 16 marca 2013

Rozdział XXXIV. Część 2.

Skuliłam się na łóżku. Nie zamierzałam umierać. Nie teraz... Hoya uniósł głowę i westchnął bardzo głęboko. Jego klatka piersiowa wypchnęła się do przodu wskutek napływu powietrza.
- Nie wiem... Naprawdę nie wiem. I podejrzewam, że on sam też tego nie sprawdził. Mam nadzieję... - Jego głos zadrżał. - ..że nie umrzesz. I ty i SungJong... Nie możecie teraz przestać istnieć. Ta miłość jest za młoda, żeby umrzeć.
- Hoya...
- Szczerze... - Uśmiechnął się przez napływające do jego oczu łzy. - To zakochałem się w tobie jakiś czas temu. Pamiętasz, jak pytałem się, czy można kochać dwie osoby jednocześnie? Wcześniej kochałem MyungSoo. Ale powiedziałaś, żeby wybrać drugą osobę. I wybrałem, ale najwidoczniej za późno...
- Ja... Nie wiem co powiedzieć.. - Szepnęłam skulona pod kołdrą. - Nie jestem w stanie o tym teraz myśleć. Spójrz tylko na mnie. - Musiałam wyglądać żałośnie. Zapłakana, skręcająca się z bólu... Jak za czasów podziemia.
- Patrzę i widzę ciebie. Co za różnica, czy płaczesz, czy się uśmiechasz? W każdym stanie, nawet najgorszym, dla mnie będziesz najzwyczajniej w świecie piękna. Rozumiesz? - Wytarł łzy z moich policzków.
- Teraz nic nam to nie da. Twoja miłość nie jest możliwa do zaakceptowania. - Stęknęłam cicho. - Przepraszam. - Wycedziłam przez zęby. HoWon wziął do rąk koc i przykrył mnie szczelnie. Poczułam się dziwnie lepiej. Nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. W sumie to i dobrze. Nie czułam wtedy cierpienia.
 Obudziłam się dopiero w nocy. Nadal byłam śpiąca. Zauważyłam młodego, siedzącego w kącie i ryczącego jak dziecko.
- Co się stało? - Spytałam zdziwiona. W odpowiedzi usłyszałam tylko przeciągłe pociągnięcie nosem. - SungJong... - Zaczęłam się niepokoić. - Chodź tu. - Lepiej nie dociekać. Usiadł obok mnie. Zmusiłam go do tego, żeby się położył. Pogłaskałam go po głowie, wytarłam twarz i pocałowałam. - Nie płacz, bo mi smutaśno. - Wywaliłam dolną wargę na wierzch. Musiałam wyglądać kosmicznie, bo SungJong donośnie się zaśmiał.
- Nie rób tak. To do ciebie nie pasuje.
- Tak samo jak do ciebie nie pasuje płacz. - Uśmiechnęłam się. - Więc przestań beczeć, bo musisz mnie teraz wspierać. Brzuch mnie nadal boli.
- Przepraszam. - Przytuliłam się do niego.
- Kocham cię SungJong. - Poczułam jak zadrżał. Wciąż się nie przyzwyczaił. Z resztą, nie tylko on. Nie poznaję sama siebie. Żeby zmienić się aż tak...

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział XXXIV. Część 1.

Baka noona jest baka. Saranghae.

Obudziłam się dopiero za kilka dni. Nadal ciężko mi było oddychać, ale kontaktowałam. Wisiał nade mną zapłakany SungJong. Podniosłam rękę ku niemu i uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry. Już nie śpię. - Zerwał się jak poparzony i zaczął się do mnie tulić, szarpiąc mnie za ubrania. Sprawiało mi to jeszcze więcej bólu, ale postanowiłam to przemilczeć. - Tęskniłeś?
- Zamknij się! Nawet nie wiesz jak się bałem!! - Krzyknął.
- Już jestem młody. - Pogłaskałam go po głowie. - Jestem i nawet nie zamierzałam stąd odchodzić. Moje wnętrzności nie raz zostały przedziurawione. - Zaśmiałam się.
- Zaczynam się o ciebie martwić.. - Westchnął
- Ty o mnie? To ja powinnam się teraz najbardziej martwić. Mam nadzieję, że nikt spoza gangu nie dowie się o nas... A właśnie. Co z SungGyu?
- Zamknęli go...
- Co? - Usiadłam. Zmrużyłam lekko oczy. Brzuch bardzo mocno piekł.
- Co ty wyprawiasz?! Powinnaś odpoczywać!!
- SungJong... Przynieś mi coś do picia. - Chciałam postękać sobie z bólu w samotności.
- Już idę. - Wstał i pognał do sklepu. Całe szczęście najbliższy supermarket był dość daleko. Już zaczęłam swój rytuał, kiedy w sali pojawił się Hoya. Stanął w progu i uśmiechnął się do mnie. Podszedł bliżej.
- Spokojnie. Krzycz, wrzeszcz i płacz. To pomaga, zwłaszcza w takich sytuacjach.
- Przepraszam za to, że bez mojej zgody zabrali SungGyu. Jak tylko będę mogła się stąd ruszyć, to go wypuszczę.
- Mnie przepraszasz? - Zaśmiał się. - To niedorzeczne. - Usiadł na brzegu łóżka. - Nie lubię lidera. I szczerze mówiąc, ten gang chyba nie będzie już taki jak dawniej. Nasza przyjaźń znikła. Jest miłość, lub żądza. Nie sądzisz?
- Możliwe. - Westchnęłam i zaczęłam płakać. - Nie jestem w stanie teraz o tym myśleć. To za bardzo boli. Jeszcze nigdy się tak nie czułam, a przeżyłam bardzo wiele...
- Bo go zatruł.
- Co?!
- Zamoczył nóż w truciźnie, zanim tu przyjechaliśmy. Nie mogłem go powstrzymać. Przepraszam. - Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
- Czy ja... Umrę...?
_________________________________________-
Ponieważ będę miała tera mniej czasu, będę dodawać takie krótkie rozdzialiki. Ale to się zmieni ;p

Rozdział XXXIII.

- Rozgość się. - Pokazałam ruchem ręki, aby SungJong wszedł do środka. - Co prawda luksus jak u ciebie to to nie jest, ale...
- Jest w porządku. - Uśmiechnął się i usiadł na łóżku. - Ważne, że jestem z tobą. -
Zaniepokoiłam się. - Coś nie tak? - Spojrzał na mnie.
- To jest... Bo przy reszcie nie powinniśmy pokazywać tego, że coś nas łączy... Chodzi mi o twoje bezpieczeństwo, więc nie zrozum mnie źle.
- W porządku. - Kiwnął głową. Usiadłam mu na kolanach i pogłaskałam po policzku. - To mi nie przeszkadza. - Szepnął i cmoknął mnie w usta. Położyliśmy się na łóżku. Rozmawialiśmy do późnego wieczora. Młody najwyraźniej obawiał się nowego mieszkania. Oby szybko się przyzwyczaił...
 Kilka minut po północy rozległy się głośne syreny. Wstałam na równe nogi i odruchowo chwyciłam za pistolet leżący na biurku. SungJong mniej porywczo, ale zawsze, podszedł do mnie i spojrzał pytającym wzrokiem.
- Co się dzieje?
- Coś niedobrego... - Westchnęłam. Pociągnęłam go za rękaw. Wyszliśmy za drzwi. Z każdej strony wylewały się fale przerażonych dziewczyn. Pobiegliśmy do głównej hali. Dookoła porozstawiały się oddziały.
- Zdać raport. - Zakrzyknęłam, gdy gwar ucichł.
- Zaatakowano wschodnie skrzydło poprzez podpalenie. Podejrzewamy, że to nasz ostatni wróg.
- Simon?
- Zgadza się. - Zadrżałam. Cisza ogarnęła całe pomieszczenie. Nagle ktoś z głównej bramy zaczął się wydzierać i biec w moją stronę. Wszyscy zwrócili się w tamtym kierunku. Główna piątka rozstawiła się wokół mnie. Sześć postaci zbliżało się do mnie. Jedna z nich biegła na czele.
- SungGyu? - Byłam zszokowana. Zupełnie zapomniałam, że on i SungJong... - Co tu robisz?
- Przyszedłem cię zabić!! - Wrzasnął. SungYeol najwidoczniej próbował go powstrzymać. - Nienawidzę cię Jugeumi Chonsa!!! - Zauważył broń w mojej ręce i gwałtownie się zatrzymał. Oddałam pistolet pod opiekę mojej prawej ręki. Wyszłam naprzeciw liderowi niewielkiego gangu.
- Zrób to. Uderz mnie, jeśli ci ulży. - Zapadło milczenie. Słyszałam tykającą bombę. Wystarczyło czekać, aż SungGyu wybuchnie. Coś duszącego.. Wydawało mi się, że powietrze robi się gęste.
- Nie!! - SungJong przyglądał się wszystkiemu z tyłu. - Przestańcie!! - Nadal stał na sowim miejscu.
- Nie rób tego! - MyungSoo również się bał. - Odpuść!!
- SungGyu jesteś żałosny. - Sapnęłam z przekonaniem. - Jesteś tak bardzo żałosny... Nigdy nie widziałam człowieka podobnego do ciebie. - Postanowiłam go rozjuszyć.
- Ty..!! - Wybuchł. Rzucił się na mnie. Ale nie zamierzałam temu zapobiegać. Po kilkunastu ciosach w twarz był już zmęczony. Jak przewidywałam. Miał mniej siły od MyungSoo.
- Skończyłeś? - Spojrzał prosto na mnie rozzłoszczony.
- Zniszczyłaś wszystko. Moje życie przez ciebie nie istnieje. Równie dobrze mógłbym umrzeć.
- Nie mów o czymś, czego nie znasz. Nie znasz pojęcia śmierci. Nie wiesz nawet, że są rzeczy gorsze od śmierci. Nie wiesz, że śmierć jest ucieczką oznaczającą słabość. Naprawdę jesteś aż tak żałosny?
- Jugeumi Chonsa!!! - Warknął i wbił nóż w mój brzuch. Byłam przerażona. Nie dlatego, że zostałam dźgnięta. Dlatego, że SungJong, MyungSoo i Hoya.. Że muszą na to patrzeć. Upadłam na ziemię. Powietrze było jeszcze gęstsze. Zupełnie jakby ktoś przefiltrował cały tlen. Spojrzałam w stronę zapłakanego młodego. WooHyun odciągnął SungGyu. Widziałam tylko łzy mojego skarba. Uśmiechnęłam się, mimo okropnego bólu.
- Nic mi nie jest. - Szepnęłam i wyciągnęłam ostrze.
- Jugeumi! - Podbiegł MyungSoo. Członkinie mojego gangu pojmały lidera.
- Wszystko w porządku. - Próbowałam się podnieść, ale opadłam prosto w ramiona młodego. Wziął mnie na ręce. MyungSoo starał się zatamować krwotok. Zemdlałam. Miałam nadzieję, że w takiej sytuacji to będzie kres mojego życia. Wszystko było prawie dobrze. Wystarczyłoby, żeby SungJong był z SungGyu. Wtedy mogłabym spokojnie odejść.
______________________________
To be continued. Happy white day!! ^^

poniedziałek, 11 marca 2013

SPESZJAL NA 1000 WEJŚĆ

Pchnął mnie na łóżko. Pozwalałam mu na to. Spojrzał na mnie.
- Nie opierasz się?
- Jak mam się opierać, skoro tego chcę? - Zaśmiałam się.
- Spróbuj. Wtedy będzie ciekawiej. - Uśmiechnął się i usiadł obok. Wedle życzenia. Złapałam go za ramiona  i usiadłam na nim.
- Chodzi ci o przechwytywanie dominacji, racja? SungJong, nie spodziewałam się tego po tobie. - Lekko musnęłam jego usta. Złapał mnie w talii i rzucił z powrotem na łóżko. Położył się na mnie. Był strasznie lekki, więc bez problemu zrzuciłam go z siebie. Niewiele myśląc wsunęłam rękę do jego bokserek. Zdziwił się, ale nie przestawał mnie całować. Ściągnął z siebie koszulkę. Zrobiłam to samo. Teraz już na dobre nade mną zapanował. Zabrałam rękę i odpięłam guzik od spodni, które po chwili wylądowały na podłodze. Usłyszałam cichy jęk, który sprawił, że się uśmiechnęłam. SungJong zdjął spodnie i ze mnie. Delikatnie pieściłam uwypuklenie na jego bieliźnie. Wcisnął dłonie pod mój biustonosz. Uśmiechnęłam się lekko. - SungJong... Już.
- Hmm? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Zrób to. - Szepnęłam, doganiając jego usta. Zrozumiał o co mi chodzi. Nieoczekiwanie wziął mnie na ręce i poszedł pod prysznic. Zdjęliśmy bieliznę i pozwoliliśmy, by ciepłe krople wody swobodnie spływały po naszych nagich ciałach. Przytulił się do mnie i przykleił usta do mojej szyi, pozostawiając na niej różowy ślad. Przyparłam go do chłodnej ściany. Sapnął. Składałam niewinne pocałunki na jego torsie, zjeżdżając coraz niżej. Ujęłam jego przyrodzenie w dłoń, po czym zatopiłam je w swoich ustach. Widziałam jak wygina się w łuk. Jeszcze kilka sprawnych ruchów. Na zakończenie delikatnie przejechałam zębami po prąciu pokaźnych rozmiarów. Czułam jak drżał pod moim wpływem. Wstałam i złączyłam nasze usta w ponownym pocałunku. Zamruczał ochoczo i odwrócił mnie tyłem.
- SungJong..?
- Hmm?
- Zabezpieczenie... - Upomniałam się. Młody westchnął, otworzył drzwi od kabiny i nałożył prezerwatywę. Wszedł we mnie gwałtownie i niespodziewanie. Jęknęłam bardzo głośno. Zaczął brutalnie się we mnie poruszać. Niechcący oparłam się o kurek i zaczęła lecieć gorąca woda. Nie przeszkadzało nam to. SungJog najwyraźniej czuł się cudownie. Z resztą ja też. Teraz mogłam być pewna. To było to.
 Po około pół godziny doszedł. Wyszliśmy spod prysznica i zawinięci w same ręczniki poszliśmy do sypialni. Wciągnęłam na siebie koszulę nocną i bokserki, po czym wygodnie ułożyłam się na łóżku. SungJong poszedł jeszcze do toalety, a gdy wrócił miał na sobie dresowe spodnie. Usiadł obok mnie i odgarnął na bok moje wilgotne włosy.
- Kocham cię. - Szepnął i uśmiechnął się.
- Ja ciebie też. - Objęłam go. Był poniekąd zdziwiony. Zaśmiałam się cicho i pociągnęłam go tak, że położył się obok mnie.
- To pierwszy raz. - Mruknął.
- Hmm?
- Pierwszy raz mówisz, że mnie kochasz.
- Kocham cię. I to bardzo. - Położyłam dłoń na jego policzku. - Nawet nie wiem kiedy się w tobie zakochałam. I to jest w tym wszystkim najlepsze. - Uśmiechnął się.
- Cieszę się, że jesteś. - Cmoknął mnie w usta.
- SungJongie. - Zamknęłam swobodnie oczy i przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej. - Jestem i zostanę. - Zasnęłam przytulona do niego.
 Nad ranem obudziłam się sama. Usłyszałam szczęk talerzy dobiegający z kuchni. Leniwie usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Podniosłam się i podreptałam do pomieszczenia obok.
- Dzień dobry śpiąca królewno. Jak sen? - Zapytał stojąc do mnie tyłem. Był ubrany w różowy fartuszek. Przytuliłam go od tyłu.
- Królewiczu. Co tam pichcisz?
- Śniadanko. - Odwrócił się i cmoknął mnie w nos.
- Czyli jednak umiesz gotować?
- Tylko jajecznicę. - Zaczął się śmiać. - Mam nadzieję, że mi wyjdzie. - Kontynuował gotowanie.
- Pokaż. - Złapałam jego rękę, w której trzymał drewnianą łopatkę. Zaczęłam przewracać jajka na drugą stronę. - Jajka muszą być dosmażone. Widzisz? - Uśmiechnął się.
- Jesteś geniuszem.
- Bez przesady. - Zaśmiałam się i wyłączyłam palnik. Złapałam patelnię i rozdzieliłam jajecznicę na dwie porcje. Zjedliśmy śniadanie w bardzo dobrym humorze. Około godziny trzynastej wybraliśmy się na spacer. Było dość ciepło, jak na jeden z pierwszych dni jesieni. Kolorowe liście uświadamiały mi, że najwyższy czas wracać do Inchenon. Jednakże...

Było ciemno. Słyszałam krzyki. Zmierzałam w ich kierunku. Grupka chłopaków najwidoczniej wdała się w sprzeczkę. Odruchowo sprawdziłam, czy mam pistolet w kieszeni. Wszystko było na swoim miejscu. Podeszłam do nich. Niewiele czasu mi zajęło rozpoznanie twarzy MyungSoo oświetlanej blaskiem jednej z ulicznych latarni. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
- Co ty tu robisz?
- O to samo mogę zapytać ciebie. - Fuknęłam. - Co tu się dzieje?
- Odejdź. - Mruknął. Chłopak stojący naprzeciwko niego dosłownie rzucił się na mojego przyjaciela. Zdezorientowana przez kilka pierwszych minut stałam jak wryta, nie wiedząc co się dzieje. W tym czasie MyungSoo otrzymał kilka naprawdę mocnych ciosów. Interweniowałam. Próbowałam odciągnąć od niego nieznajomego, ale nie dawałam sobie rady. Odsunęłam się i wystrzeliłam w niebo jeden pocisk. Wskutek huku odskoczyli od siebie przerażeni. MyungSoo spojrzał na mnie, kiedy już zaczynałam obijać nieznanego mi mężczyznę. Grupa, która najwidoczniej była pod jego przewodnictwem, naskoczyła na mnie. Kilka... kilkanaście celnych strzałów. Dookoła same trupy, a na samym środku zdumiony MyungSoo.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Przecież mówiłam. Nie ważne co się stanie, zamierzam cię chronić. - Zaśmiałam się i powędrowałam boczną uliczką. Pociągnął mnie za ramię.
- Jestem z SungYeolem. - Uśmiechnął się ze łzami w oczach. Wsunął dłoń do kieszeni i wyciągnął znaną mi kopertę. - Proszę. To twoje listy. Dziękuję za wszystko. - Pozwolił łzom wydostać się na powierzchnię jego gładkich policzków.
- Jutro zamierzam wrócić razem z młodym. - Pokiwał głową. Czuliśmy się niezręcznie. - Przez moment... Naprawdę cię kochałam. Wmawiałam sobie, że po prostu się zmieniłeś...
- Ale ja najzwyczajniej w świecie nie mogłem się wyzbyć jednego uczucia. - Dokończył. - Wiem. Przepraszam.
- W porządku. Pomogłeś mi odnaleźć właściwą osobę.
- Tak... - Westchnął. - Powinienem wracać. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Um. - Kiwnęłam głową. - Więc do zobaczenia. MyungSoo. - Odeszłam. Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. Więc dzisiejsza data jest datą oficjalnego odejścia. Poczułam jak moje oczy zaczynają piec. Łzy? Skąd one się tu wzięły...? Jednak w głębi serca pozostał żal...

- Jesteś gotowy? Wszystko zabrane?
- Tak.
- Zastawiłam mieszkanie, więc nadal zostaje nasze. A raczej twoje.
- Wróćmy tu kiedyś. Jak wszystko się już ułoży.
- To raczej nastąpi niedługo.
- Tak. Nie żal ci opuszczać tego miejsca..?
- Nauczyłam się nie przywiązywać do mieszkań. Wiem, że jestem potrzebna gdzie indziej. Nie ma na to razy. Musimy wyjechać.
- Um. - Objął mnie swoim długim ramieniem. - Kocham cię. I naszych czytelników także. Tysiąc wejść zostało osiągnięte. - Zaśmiałam się.
- Tak. Nasi czytelnicy są wspaniali.
- Oczywiście!! Są najlepsi!!
- Przeżyli z nami tak wiele... Myślisz że są źli, że sprawy obrały taki kierunek?
- MyungSoo jest szczęśliwy. Nie powinni być aż tak źli. - Westchnął.
- Oby. Muszą pamiętać, że to jeszcze nie koniec. - Uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia.

sobota, 9 marca 2013

Rozdział XXXII.

~Especially dla mojej natchniewającej noony, która nie daje mi spokoju <3 ~ Enjoy :)

Obudziliśmy się nad ranem. Nie chciało nam się wstawać, więc leżeliśmy wtuleni w siebie. Spoglądałam prosto w jego oczy. Tak... Zdecydowanie kocham ten stan.
- Dzień dobry aniołku.
- Jaki tam aniołku?
- Czarny aniołku. Czy twoje przezwisko nie oznacza właśnie tego? "Anioł śmierci?"
- Możliwe. - Zaśmiałam się. - Anioł śmierci to innymi słowy kostucha. Gdybym była szkieletem, nosiła czarny płaszcz i trzymała sierp, pewnie nie kochałbyś mnie tak bardzo.
- Kocham cię nie ze względu na wygląd. - Odparł bez chwili zastanowienia. Zarumieniłam się. - Nie powinno cię to dziwić. - Uśmiechnął się i lekko musnął moje usta.
- SungJongie. - Położyłam dłoń na jego policzku. - Jak możesz być taki piękny? Jak mogłeś tak bardzo wydorośleć przez ten czas..?
- Stałem się mężczyzną specjalnie dla ciebie. - Przeturlał się na mnie. Był niesamowicie lekki.
- Dla mnie? Jestem dla ciebie aż tak ważna?
- Oczywiście! - Objął moją twarz i zanurzył się w głębokim pocałunku. Ktoś mnie podniósł? Czarne skrzydła wyrosły z moich pleców? Jego niewinność oczyszcza moją duszę. Jest dla mnie jak spowiednik. Mogę powiedzieć mu o wszystkim, a on i tak mi wybaczy. Co to za ręka, która wędruje wzdłuż mojej talii? Coraz wyżej i wyżej... Przyjemnie. Cichy pomruk niechcący rozległ się z moich ust. Młody się zaśmiał, po czym kontynuował. Poczułam jego język wędrujący po moich wargach. Serce waliło jak głupie. Byle nie zwariować... Jednak się uzależniłam. Jednak tęskniłam za jego miękkim językiem. Jednak pragnęłam tego słodkiego smaku...
 Odchylił się. Spojrzał na mnie oczekując mojej reakcji.
- Już skończyłeś? - Zaśmiałam się. - Ciągle mi mało.
- Yah! Trzeba znać umiar. - Uśmiechnął się i zszedł z łóżka. - Chodźmy zjeść coś na mieście? Nie chce mi się gotować.
- Ale tylko dzisiaj. - Podniosłam się.
- Dobrze. Tylko dzisiaj. - Pociągnął mnie za rękę i poszliśmy.

Szedł naprzeciwko. Był coraz bliżej. Uderzył mnie tak mocno, że upadłam. SungJong spanikował. Rzucił się na MyungSoo. Pospiesznie wstałam i ich rozdzieliłam. Nie chciałam nic mówić. Spojrzałam tylko na rówieśnika. Pokręciłam głową na znak, że ma zostawić młodego w spokoju.
- To sprawa między nami. - Moje słowa wydawały się dudnić. Były ciężkie i poważne. Jak nigdy...
- On też ma swoją winę. - Sapnął i zrobił krok w jego kierunku. Odepchnęłam MyungSoo.
- Zostaw go.
- Jugeumi co się tu dzieje? - Zatrzymałam go.
- Nic. Po prostu zostaw to nam.
- Nie powiedziałaś mu, prawda? - Uśmiechnął się szyderczo. - Wiesz, że twoja dziewczyna jest mordercą z krwi i kości?
- Nie od dzisiaj to wiem. - Burknął. -Z resztą nie tylko ja. - Odetchnęłam z ulgą. MyungSoo spojrzał na mnie.
- To i tak w końcu wyjdzie na jaw.
- Nie zmienisz przeszłości. Nawet głupie przeprosiny nic nie dadzą. Więc po co drążyć ten temat? Po prostu o tym zapomnij. Poza tym to nie musiałam być ja. Chodźmy. - Pociągnęłam SungJonga za rękaw zdenerwowana.
- O czym on mówił?
- Nie myśl o tym. MyungSoo lubi wypominać ludziom dziwne rzeczy. Co chcesz zjeść? Krewetki? A może coś innego?
- Jegeumi...
- Przestań o tym myśleć. Wszystko jest w porządku. MyungSoo uświadomił sobie, że kocha SungYeola. Jednak obawiam się, że przy tym mnie znienawidził... - Zmienił się. To przerażające...
- Wyjedźmy... I to jak najszybciej.
- Muszę zostać w Seulu jeszcze kilka dni. Wytrzymasz?
- Z tobą wytrzymam. - Uśmiechnął się i objął mnie w biodrach. - Chodźmy na te krewetki. - Zaśmiał się.
- Um. Chodźmy.