- Rozgość się. - Pokazałam ruchem ręki, aby SungJong wszedł do środka. - Co prawda luksus jak u ciebie to to nie jest, ale...
- Jest w porządku. - Uśmiechnął się i usiadł na łóżku. - Ważne, że jestem z tobą. -
Zaniepokoiłam się. - Coś nie tak? - Spojrzał na mnie.
- To jest... Bo przy reszcie nie powinniśmy pokazywać tego, że coś nas łączy... Chodzi mi o twoje bezpieczeństwo, więc nie zrozum mnie źle.
- W porządku. - Kiwnął głową. Usiadłam mu na kolanach i pogłaskałam po policzku. - To mi nie przeszkadza. - Szepnął i cmoknął mnie w usta. Położyliśmy się na łóżku. Rozmawialiśmy do późnego wieczora. Młody najwyraźniej obawiał się nowego mieszkania. Oby szybko się przyzwyczaił...
Kilka minut po północy rozległy się głośne syreny. Wstałam na równe nogi i odruchowo chwyciłam za pistolet leżący na biurku. SungJong mniej porywczo, ale zawsze, podszedł do mnie i spojrzał pytającym wzrokiem.
- Co się dzieje?
- Coś niedobrego... - Westchnęłam. Pociągnęłam go za rękaw. Wyszliśmy za drzwi. Z każdej strony wylewały się fale przerażonych dziewczyn. Pobiegliśmy do głównej hali. Dookoła porozstawiały się oddziały.
- Zdać raport. - Zakrzyknęłam, gdy gwar ucichł.
- Zaatakowano wschodnie skrzydło poprzez podpalenie. Podejrzewamy, że to nasz ostatni wróg.
- Simon?
- Zgadza się. - Zadrżałam. Cisza ogarnęła całe pomieszczenie. Nagle ktoś z głównej bramy zaczął się wydzierać i biec w moją stronę. Wszyscy zwrócili się w tamtym kierunku. Główna piątka rozstawiła się wokół mnie. Sześć postaci zbliżało się do mnie. Jedna z nich biegła na czele.
- SungGyu? - Byłam zszokowana. Zupełnie zapomniałam, że on i SungJong... - Co tu robisz?
- Przyszedłem cię zabić!! - Wrzasnął. SungYeol najwidoczniej próbował go powstrzymać. - Nienawidzę cię Jugeumi Chonsa!!! - Zauważył broń w mojej ręce i gwałtownie się zatrzymał. Oddałam pistolet pod opiekę mojej prawej ręki. Wyszłam naprzeciw liderowi niewielkiego gangu.
- Zrób to. Uderz mnie, jeśli ci ulży. - Zapadło milczenie. Słyszałam tykającą bombę. Wystarczyło czekać, aż SungGyu wybuchnie. Coś duszącego.. Wydawało mi się, że powietrze robi się gęste.
- Nie!! - SungJong przyglądał się wszystkiemu z tyłu. - Przestańcie!! - Nadal stał na sowim miejscu.
- Nie rób tego! - MyungSoo również się bał. - Odpuść!!
- SungGyu jesteś żałosny. - Sapnęłam z przekonaniem. - Jesteś tak bardzo żałosny... Nigdy nie widziałam człowieka podobnego do ciebie. - Postanowiłam go rozjuszyć.
- Ty..!! - Wybuchł. Rzucił się na mnie. Ale nie zamierzałam temu zapobiegać. Po kilkunastu ciosach w twarz był już zmęczony. Jak przewidywałam. Miał mniej siły od MyungSoo.
- Skończyłeś? - Spojrzał prosto na mnie rozzłoszczony.
- Zniszczyłaś wszystko. Moje życie przez ciebie nie istnieje. Równie dobrze mógłbym umrzeć.
- Nie mów o czymś, czego nie znasz. Nie znasz pojęcia śmierci. Nie wiesz nawet, że są rzeczy gorsze od śmierci. Nie wiesz, że śmierć jest ucieczką oznaczającą słabość. Naprawdę jesteś aż tak żałosny?
- Jugeumi Chonsa!!! - Warknął i wbił nóż w mój brzuch. Byłam przerażona. Nie dlatego, że zostałam dźgnięta. Dlatego, że SungJong, MyungSoo i Hoya.. Że muszą na to patrzeć. Upadłam na ziemię. Powietrze było jeszcze gęstsze. Zupełnie jakby ktoś przefiltrował cały tlen. Spojrzałam w stronę zapłakanego młodego. WooHyun odciągnął SungGyu. Widziałam tylko łzy mojego skarba. Uśmiechnęłam się, mimo okropnego bólu.
- Nic mi nie jest. - Szepnęłam i wyciągnęłam ostrze.
- Jugeumi! - Podbiegł MyungSoo. Członkinie mojego gangu pojmały lidera.
- Wszystko w porządku. - Próbowałam się podnieść, ale opadłam prosto w ramiona młodego. Wziął mnie na ręce. MyungSoo starał się zatamować krwotok. Zemdlałam. Miałam nadzieję, że w takiej sytuacji to będzie kres mojego życia. Wszystko było prawie dobrze. Wystarczyłoby, żeby SungJong był z SungGyu. Wtedy mogłabym spokojnie odejść.
______________________________
To be continued. Happy white day!! ^^
Ja nie wiem no Ty to lubisz zawsze coś skomplikować...
OdpowiedzUsuń