- Jugeumi... - Stęknął nad ranem. - Chyba za dużo wczoraj zjadłem.. - Skulił się na łóżku.
- Przynieść miskę? - Spojrzałam na niego z lekka zaspana. Nie czekając na odpowiedź pobiegłam do łazienki i przyniosłam mu wspomniany przedmiot. Usiadłam na łóżku obok niego. Nachylił się i oddał wczorajszą kolację.
- Nie chcę, żebyś na to patrzyła.. - Westchnął między kolejnymi partiami, starając się mnie odepchnąć.
- Nie przejmuj się. W chorobie człowiek potrzebuje szczególnej troski. - Pogłaskałam go po plecach i odgarnęłam niesforną, długą grzywkę do tyłu. - Mam nadzieję, że to nic poważnego. Wydajesz się być rozpalony...- Zaniepokoiłam się.
- Wszystko okej. - Skończył. Podałam mu chusteczki. Wytarł usta i poszedł do łazienki.
- Ciekawe co z MyungSoo i SungYeolem.. - Mruknęłam sama do siebie. Poszłam wylać zawartość miski. SungJong mył zęby. Wzięłam drugą miskę, nieco mniejszą, i nalałam do niej wody. Złapałam za drobny ręcznik i wróciłam do sypialni. Po chwili młody do mnie dołączył. - Połóż się. Dzisiaj masz odpoczywać.
- Ale.. - Nie zdążył dokończyć, ponieważ pociągnęłam go na łóżko i przykryłam kołdrą. Zamoczyłam ręcznik w zimnej wodzie i ułożyłam na czole młodego.
- Żadne ale, tylko się mnie słuchasz, zrozumiano? Jak Jugeumi mówi, że masz leżeć, to masz leżeć. Zaraz coś przygotuję i zjesz, dobrze?
- Tylko błagam... Nic na słodko.
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się. - Masz ochotę na coś szczególnego?
- Możesz zrobić jakąś zupę...
- Zrozumiano. - Wstałam i podreptałam do kuchni. Z jakiegoś powodu byłam pełna energii i zapału. W mgnieniu oka upichciłam potrawę dla SungJonga. Zaniosłam mu ją i zmieniłam okład. - I jak? Troszkę lepiej? - Poprawiłam mu poduszki, żeby mógł usiąść.
- Jeszcze nie wiem. - Zaśmiał się i zawiesił ręce na mojej szyi, chcąc żebym przerwała pracę. - Jak będę mógł wiecznie patrzeć w twoje oczy, to przysięgam, że już nie zachoruję. - Uśmiechnął się.
- To nie jest jeszcze do końca rozwiązane, ale jak dobrze pójdzie to będziesz nawet nieśmiertelny.
- Czyli... - Spojrzał na mnie z nadzieją. - Zgodzisz się..?
- A ty co myślałeś? Mam serce, jak i ty. Dlaczego wszyscy biorą mnie od razu za tyrana..
- Nie to miałem na myśli! - Zakłopotał się. Podałam mu zupę i pilnie przyglądałam się niechętnej konsumpcji, niekiedy dodając słowa otuchy bądź przestrogi typu "jedz, bo sobie pójdę".
SungJong nie zdrowiał od kilku dni. A ja miałam jeszcze niedokończoną sprawę, która... w pewnym sensie sama się rozwiązała.
Na początku to nie było nic zwyczajnego. Szłam do sklepu, w sumie nawet nie wiem po co. Doszły mnie głośne krzyki. Zajrzałam za sklep i dostrzegłam kłócących się MyungSoo i SungYeola. Oboje byli bardzo nabuzowani.
- Moja siostra i dziewczyna nie żyje!! - Wrzasnął. - Jak śmiesz tak z tym wyskakiwać?!!
- Nie żyją..? Jak to możliwe?
- Nie wiem!! Dlaczego mnie o to pytasz?!! Zapytaj mordercę!!! - Mój rówieśnik drgnął. Wiedziałam, że szykuje się niezłe zamieszanie. MyungSoo zauważył mnie, stojącą obok tylnych drzwi.
- Jugeumi Chonsa!!! - Podbiegł do mnie. Nie uciekałam. Ze stoickim spokojem przyjmowałam kolejne ciosy. W twarz, w brzuch... Myung był na prawdę silny. Splunęłam krwią, kiedy na chwilę przestał się rzucać. - Nigdy ci tego nie wybaczę. - Sapnął. SungYeol klękał na asfalcie i płakał.
- Proszę bardzo. Nienawidź mnie. Nienawidź mnie jak nigdy. Nie interesuj się mną. Zapomnij o mnie. - Wstałam. MyungSoo na deser sprzedał mi jeszcze prawego sierpowego. Zakręciłam się, zachwiałam i oparłam o ścianę budynku. Zrobiło mi się duszno. Spojrzałam na chłopaka. - Nigdy mnie tak na prawdę nie kochałeś. - Widziałam jak jego mina zrzedła. - Cały czas o nim myślałeś. Byłeś jeszcze bardziej naiwny niż SungJong. Z resztą... Ja też.. - Odwróciłam się i odeszłam. Błąkałam się między wysokimi, szarymi budynkami dobre kilka godzin. Nie chciałam pokazywać się młodemu w takim stanie.
Przyszła godzina powrotu. Wkradłam się cicho do mieszkania z nadzieją, że SungJong śpi.
- Jugeumi? - Usłyszałam osłabiony głos z sypialni.
- Wróciłam... Wezmę prysznic i do ciebie przyjdę. - Nie chciałam pokazywać się mu na oczy w takim stanie. Zakleiłam rany plastrami. Czułam się dziwnie... Nikt dawno nie doprowadził mnie do takiego stanu. - Jak się czujesz? - Usiadłam na łóżku, obok niego.
- Myślę, że jestem już zdrowy. - Uśmiechnął się i usiadł. Położyłam dłoń na jego czole. Faktycznie. Temperatura była normalna i nie wyglądał już tak mizernie.
- Chyba masz rację. - Poczochrałam lekko jego włosy. On przytulił się do mnie. Swobodnie opadliśmy na łóżko.
- Dlaczego tak długo cię nie było? Martwiłem się.
- Załatwiałam ważną rzecz.. - Westchnęłam i uciekłam wzrokiem.
- Biłaś się z kimś... - Wskazał na plastry na mojej twarzy.
- Ale nic mi nie jest. Mój przeciwnik po prostu był trochę zadziorny. - Zaśmiałam się i pogłaskałam go po policzku. Nienawidzę uczucia, które właśnie się we mnie dusiło. "Obiecuję, że już nigdy więcej cię nie okłamię... Przepraszam. "
- To dobrze. - Przytulił się mocniej i oparł brodę na moim ramieniu. - Ale następnym razem uprzedzaj mnie, że wrócisz później, dobrze? - Mruknął.
- Dobrze. - Westchnęłam.
- Kocham cię. - Szepnął i zamknął oczy. Nie odpowiedziałam. Nie byłam pewna, czy to już jest to uczucie...
Piękny wspaniały!
OdpowiedzUsuńIdealny!
Kocham ten obrót sytuacji!
Jestes najlepsza!