wtorek, 5 marca 2013

Rozdział XXVI.

~ Zanim zacznę. Wiem, że po myślnikach w dialogach powinna być mała literka, ale to takie moje dziwactewko albo znak rozpoznawczy xD Już do tego przywykłam i nie sądzę, żebym miała to zmienić ;p Mam nadzieję, że nie przeszkadza to w czytaniu ^^ - Enjoy~~

 Po około tygodniu wszystko było już dobrze. Lub miało być...
Lekarz nas wypisał.poszliśmy do recepcji oddać klucz od pokoju. Zapłaciłam za leczenie MyungSoo. Zobaczyłam, że chłopak się nad czymś zastanawia.
- Coś nie tak? - Spojrzał na mnie, jakby wyrwany z głębokiego snu.
- Emm... Masz gdzie spać? - Zapytał nieśmiało. Zaśmiałam się i odparłam.
- Nie. Nie mam. A co? Mam iść do ciebie? - Kiwnął głową. Skierowaliśmy się ku drzwiom wyjściowym. - Nie powinieneś mieć takich blokad. Jesteśmy dorośli, więc nie masz się czego wstydzić. - Uśmiechnęłam się, rozglądając się dookoła. - Jeśli chcesz czegoś spróbować lub zapytać, to zrób to. Nie chcę, żebyś później czegoś żałował.
- Skoro tak.. - Mruknął i dosłownie rzucił się na mnie. Wpił się w moje usta. Byłam w szoku. Dotknęłam jego policzka, a on chwycił mnie w biodrach. Poczułam przyjemne dreszcze. Motyle szalały w moim brzuchu. Chociaż... To nie były już motyle. To było stado dzikich koni, dudniących kopytami po moich wnętrznościach. Niesamowite. Tylko o tym byłam w stanie myśleć. MyungSoo odchylił się ode mnie, uciekając wzrokiem. Uśmiechnęłam się i złapałam go za podbródek.
- Jak już zacząłeś, to skończ. - Spojrzałam mu prosto w oczy. - Rób tak częściej, dobrze? - Zaśmiał się i złapał mnie za rękę. Czułam jak z moich pleców wyrastają skrzydła. Chcieliśmy iść dalej, ale dobiegł mnie cichy, aczkolwiek dosłyszalny szloch. Odwróciłam się. Na ziemi siedział skulony SungJong. Spojrzałam na MyungSoo. Nie wiedzieliśmy co zrobić. Podeszłam do młodego i kucnęłam przy nim.
- Mała kuleczko? Doskonale o tym wiedziałeś, więc dlaczego teraz płaczesz, hmmm? Nie powinieneś się cieszyć, że twój hyong jest szczęśliwy? - MyungSoo zbliżył się i złapał mnie za ramię.
- Zostaw go Jugeumi..
- Nie. Czy ty chciałbyś zostać sam z problemem? To sytuacja jak każda inna i musimy znaleźć jakieś racjonalne rozwiązanie. Słuchaj młody. - Zwróciłam się do SungJonga. - Jak nie ja to inna. Albo inny... Dlaczego nie spróbujesz otworzyć się na SungGyu? Przecież wiesz, że on coś do ciebie czuje...
- Ale.. - Wytarł łzy rękawem. - Jemu chodzi tylko o jedno...
- A kiedy ostatni raz to z tobą zrobił?
- Gdyby się zastanowić... Zanim wyjechałaś.. Później już nie.
- A wiesz dlaczego? Bo wiedział, że nie będziesz miał oparcia we mnie. Nie chciał cię krzywdzić, zaspokajając własne potrzeby. Spróbuj...
- Powinienem..?
- No przecież mówię. Zaufaj mi.
- Skoro tak... Zgoda. - Wstał. - Dziękuję... Jugeumi Chonsa. - Ukłonił się.
- Nie ma za co.
- Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży. - Zapewniał MyungSoo. - Ja też mogę ci to zagwarantować.
- Zapamiętam to i w razie reklamacji się do ciebie zgłoszę, hyong. - Zaśmiał się. Dobry humor powrócił..

Weszliśmy do mieszkania. Nic się nie zmieniło. Wciąż te same meble i kolory ścian.
- Rozgość się. - Usiedliśmy przy stole. - Na długo zostajesz? - Westchnęłam. Właśnie tego pytania chciałam uniknąć za wszelką cenę.
- Sama jeszcze nie wiem.. Zależy jak bardzo mnie potrzebujesz... - Wzięłam głęboki oddech. - Ale oboje wiemy, że w końcu i tak będę musiała odejść z powrotem.
- Jeszcze nie teraz. - Złapał mnie za koszulkę. - Gdzie rezydujesz?
- W Inchenon.
- Nie aż tak daleko. - Uśmiechnął się i spojrzał na mnie z pożądaniem. - Chcę zostać z tobą najdłużej, jak to możliwe.
- Wiesz... Zastanawiałam się ostatnio, jak to właściwie możliwe, że zakochałeś się tak szybko..?
- Od momentu, kiedy spaliśmy razem podkochiwałem się w tobie, ale nie chciałem się przyznać. No i w międzyczasie SungJong zdążył mnie wyprzedzić.
- No no.. Kto by się spodziewał?
- Nie mówmy już o tym. Teraz chcę ciebie i tylko ciebie. - Zaczął na mnie napierać, ponowne przysysając się do moich ust. Tym razem pocałunek był intensywniejszy. Chłopak wsunął ciepłą dłoń pod moją koszulkę. Uśmiechnęłam się.
- Drapieżnik, co? - Wycedziłam przez pocałunek.
- Nie gadaj, tylko całuj. - Zaśmiał się, kontynuując. Czyżby nadal było mu mało..?

Zmienił się. Straszliwie się zmienił. Czy na lepsze..? Nie mogłam być tego pewna. Z jednej strony byłam bardzo ciekawa jego osoby. Jego ciała... Chciałam go odkrywać na nowo. Ale nowy MyungSoo w pewnym sensie mnie przerażał. Słodycz, urok, niewinność... Te cechy zanikły. Straciły na swojej wartości. 

Pchnął mnie na łóżko. Był silny. Spoglądałam w jego rozpalone ślepia. Ujął mnie swoim ciałem. Cicho stęknęłam. Czułam na sobie, jak jego serce przyspiesza tempa.
- MyungSoo przestań. - Spojrzał na mnie, odrywając się od mojej szyi. - To zbyt wiele... - Westchnął i się podniósł. - Oczywiście nie myśl, że cię nie kocham. Po prostu nie chcę wszystkiego mieć już za sobą. Pewne rzeczy trzeba odłożyć na później.
- Rozumiem. Po prostu mnie nie chcesz... - Chciał odejść, ale złapałam go za rękę.
- Nie mów tak. Chcę, ale po prostu... Zaczekajmy z tym jeszcze trochę..
- Jasne...
- MyungSoo! Nie zmuszaj mnie do tego w ten sposób... - Zaśmiał się.
- No przecież wiem. - Jęknął i położył dłoń na mojej głowie. - Zaczekam i przez ten czas sam też dorosnę. - Uśmiechnęłam się.
- Jesteś najlepszy. - Wstałam i przytuliłam się do niego. - A tak właściwie, to gdzie jest Hoya?
- Wyjechał. - Posmutniał.
- Ale jak to... Dlaczego wyjechał?
- Miał kilka spraw do załatwienia.
- Spraw? I pojechał sam? Dlaczego nie pojechaliście z nim?
- Nie chciał, żebyśmy się dołączyli. - Położył się na łóżku. - Kazał nam zostać, więc zostaliśmy.
- Czy to możliwe... że chciał mnie odnaleźć? Mógłby pojechać, żeby mnie szukać..?
- Dlaczego o to pytasz? - Zaciekawiony przeniósł się do pozycji siedzącej. - Stało się coś..?
- Był ktoś u mnie. Nie wiem kto. Centrala zapytała, czy mogę przyjąć gościa, ale odmówiłam. To mógł być on.. - Zmartwiłam się.
- Masz rację.. - Spojrzał na mnie - To było w Inchenon?
- Tak. Powinniśmy tam pojechać?
- To by dziwnie wyglądało. - Wstał i podszedł do okna. - Powinniśmy siedzieć w miejscu. Przynajmniej na razie. - Westchnął.
- MyungSoo... nie martw się tym.
- Nie martwię się. - Uśmiechnął się i wyszedł do łazienki. Czułam się bynajmniej dziwnie. MyungSoo chciał... To było nie do pomyślenia... Ten nieśmiały chłopak.. Czyżby wydoroślał? Wydawało mi się dziwne... jego zachowanie. Sposób bycia. A nawet gestykulacja i ton głosu. Całował mnie bez najmniejszych wahań... Coś musiało się za tym skrywać.
Wrócił.
- Wszystko w porządku?
- Powiedzmy. Chcesz iść coś zjeść na miasto? Podczas twojej nieobecności otworzyli kilka dobrych knajp.
- Zrób jak uważasz. - Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. - MyungSoo... Dlaczego taki jesteś?
- Jaki?
- No... taki. Wcześniej zachowałeś się zupełnie inaczej.
- Mężczyźni też dorastają, Jugeumi Chonsa. - Zaśmiał się. - Dlaczego miałbym się zachowywać jak licealista?
- Może i masz rację.. - Westchnęłam. - Ale nadal... Nie potrafię się przyzwyczaić do nowego ciebie. Czy to możliwe, że dwa lata aż tak bardzo zmieniają człowieka..? Zmieniłeś się w przeciwieństwo własnej tożsamości.
- Przeciwieństwo powiadasz.. - Wyglądał na złego. Nigdy wcześniej nie widziałam u niego takiego wyrazu twarzy.
- Oczywiście nie chcę cię urazić, czy coś..
- Czy coś. - Puścił mnie i poszedł w przeciwnym kierunku. Niech idzie. Chyba za długo ze sobą przebywaliśmy...

2 komentarze: