niedziela, 17 marca 2013

Rozdział XXXV.

- SungJong.. - Mruknęłam. - Co byś zrobił, gdybym umarła? - Spojrzał na mnie przerażony.
- Nawet nie waż się mnie zostawiać. Przecież ja bez ciebie nie przeżyję... - Najwyraźniej się przejął.
- Tak tylko myślę... W końcu każdego to czeka. Każdy kiedyś umrze i nie zdołasz tego zmienić. Ja też nie jestem niezniszczalna. Chcę cię tylko uświadomić...
- Um. - Kiwnął głową, wskutek czego jego grzywka przysłoniła czekoladowe oczy. Złapałam kosmyk włosów i pociągnęłam do tyłu.
- Kocham cię. -  Szepnęłam. Szaleństwo. Mówię to częściej niż on.
- Ja ciebie też. - Ujął moją twarz i zaczął składać coraz to głębsze pocałunki na moich ustach. Napierał na mnie tak mocno, że się położyłam, po czym zawisł tuż nade mną. Końcówki jego delikatnych palców były chłodne. Dotknął mojego brzucha. Zadrżałam. Odepchnęłam go od siebie. Zmieszałam się. - Przepraszam.
- To ja przepraszam. Po prostu nie potrafię przezwyciężyć tego bólu i irytuje mnie to. Z resztą sam pewnie rozumiesz... Ktoś taki jak ja powinien być do tego przyzwyczajony.
- Nie mów tak. - Usiadł na łóżku. - Mimo wszystko jestem pełen podziwu. Nie poddałaś się.
- Nie mogłabym się poddać. - Objęłam go w pasie, nadal leżąc. - Co byś beze mnie zrobił?
- Sam tego nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Życie bez ciebie jest straszne. Codzienna monotonia mnie przeraża. - Zaśmiałam się cicho.
- Rozumiem.
 Byliśmy tak jeszcze długą chwilę. Milczeliśmy. Z każdym tyknięciem zegara, SungJong stawał się coraz bardziej pochmurny. Pociągnęłam go za bluzkę, żeby się położył obok mnie, ale podszedł do okna i spojrzał w ciemne niebo.
- Coś nie tak? - Wstałam i podeszłam do niego, mimo osłabienia.
- Powinnaś leżeć. - Złapał mnie za ramiona. Dostrzegłam w jego oczach łzy.
- SungJongie... - Przytuliłam się. - Co cię gryzie?
- Po prostu ja... Ja... Muszę odejść. - Czułam jak płacze. Ciepłe łzy skapywały na moje plecy. Plecy SungJonga wręcz skakały przez to, że młody zaczął się krztusić. Drżał.
- Dlaczego?
- Nie mogę... - Zapiszczał. - Nie mogę powiedzieć. - Zacisnął w pięści moją koszulkę. - Po prostu muszę zniknąć.
- Nie rób tego, jeśli nie chcesz. Sam powiedziałeś, że życie beze mnie jest straszne. Więc nie odchodź! Nie zostawiaj mnie samej. Nie skazuj nas na cierpienie. Proszę... - Poskutkowało?
- Hoya...
- Co Hoya?
- Hoya się tobą zajmie...
- Nie chcę jego. Chcę ciebie i tylko ciebie, rozumiesz? Jak ty w ogóle możesz mnie zostawiać w takim stanie?! - Starałam się sprawiać wrażenie oburzonej.
- Ja... - Zaciął się. Oboje nie wiedzieliśmy, co powinniśmy zrobić.
- Co powiedział ci Hoya?
- Jeśli ci powiem, to może coś mi zrobić...
- Nic ci nie zrobi!!! Masz mi powiedzieć, co usłyszałeś od Hoyi!!! -Wrzasnęłam.
- Bo... Bo on cię kocha. I powiedział, że mam wyjechać, bo jak nie, to mnie zabije.
- Jutro się przenosimy.
- Co?
- Nie ma sensu tu siedzieć. Dziś zbiorę ludzi. Spakujemy swoje manatki i przeniesiemy się do bazy awaryjnej.
- Macie bazę awaryjną?
- Oczywiście! - Odsunęłam się i obdarzyłam go uśmiechem. - Przezorny zawsze ubezpieczony. Musimy się tylko zastanowić, czy zabierzemy MyungSoo i SungYeola ze sobą...

1 komentarz:

  1. o żesz Ty orzeszku a to Howon nie dobra istota... świniak z niego i tyle w sumie to nigdy dziada nie lubiałam a teraz to już dubelt jest skreślony u mnie...

    OdpowiedzUsuń