poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział XXXVI.

Miesiąc. Dokładnie trzydzieści jeden dni. SungJong, MyungSoo SungYeol i ja. Oddaliliśmy się do bazy, żywcem przesiąkniętej krwią. Dawniej służyła za miejsce, w którym ginęli nasi wrogowie i kobiety z wadliwej rekrutacji. Zdrajcy również.
Dolne piętro składało się głównie z hal. Górne zaś zostało przeznaczone do użytku codziennego. Kilka pokoi, przyzwoita kuchnia oraz trzy czyste i - wbrew pozorom - zadbane łazienki. Budynek w zupełności należał tylko do mnie. Nikt nieupoważniony nie miał prawa wchodzić wyżej, niż na pierwszy poziom. Warto zaznaczyć, że w dużej mierze byli to gapie przyglądający się torturom lub śmierciom innych ludzi. Tylko czy tym można się dowartościować? Że ona ginie, a ja mogę nadal bezpiecznie żyć w cieniu Jugeumi Chonsa..? Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wielu rekrutantów zwyczajnie się mnie boi. Ale dopóki są wierni, nie przeszkadza mi to.

- Rozgośćcie się. - Wpuściłam ich na przytulny korytarz. - Tu jest kuchnia, tu łazienka, naprzeciwko pokój MyungSoo i SungYeola. - "Który nadal nie wie kto zabił jego siostrę i dziewczynę..." - Dalej kolejna łazienka, nasz pokój, taras i łazienka.
- Po co ci aż trzy łazienki? - Spojrzał na mnie SungJong.
- Bo nigdy nic nie wiadomo. - Zaśmiałam się. - Dajmy na to, że teraz mieszka nas tutaj czwórka. Co jeśli wszyscy zatrujemy się moim jedzeniem? Trzy łazienki są przydatne. - Zaczęliśmy się głośno śmiać. - Chcecie zobaczyć taras?
- Pewnie. - Zakrzyknął mój rówieśnik.
- Chodźmy. - Dodał SungYeol. - W sumie, to jesteś bardzo ciekawą osobą, Jugeumi. - Ciągnął dalej.
- Dużo osób tak uważa, ale bynajmniej nie ja. Moje życie nie jest takie kolorowe, jak by się mogło wydawać. Z resztą... MyungSoo coś o tym wie. - Wspomniany chłopak wyraźnie posmutniał.
- Tak. Wiem. - Mruknął ponuro.
- To, co stało się tamtego dnia, to jeszcze nic. W podziemiu było gorzej. Zachowanie Simona można by uznać za przedsmak. - SungJong złapał mnie za rękę. - Ale cieszę się, że możemy razem żyć tutaj. SungGyu i WooHyun razem sobie poradzą, prawda?
- W końcu WooHyun wyznał miłość liderowi. Powinno być już dobrze. - Uśmiechnął się młody.
- A Hoya jest stopowany przez DongWoo. Czyli lepiej wyjść nie mogło. - Dodał SungYeol. Faktycznie. Dopóki nas nie nakryją, lepiej by być nie mogło.
 Usiedliśmy wspólnie na tarasie przy gorącej herbacie ananasowej. Rozmowy kleiły się nam aż do późnego wieczora. Dopiero, kiedy zrobiło się naprawdę późno, schowaliśmy się do swoich pokoi. Usiadłam na łóżku, rozkoszując się błogim spokojem.
- Ahhh.. Chciałabym, żeby tak mogło zostać na wieki. Ale od jutra znów się zacznie...
- Co się zacznie? - Młody usiadł obok.
- Nocne dyżury, ganianie za tymi, kto nas podpalił, umacnianie kolejnych szeregów... I ogólnie pewnie zaczną się nowe rekrutacje. - Westchnęłam i położyłam się na ogromnym łóżku. - Podoba ci się tu?
- Jest bardzo przytulnie. - Uśmiechnął się i uklęknął nade mną tak, że byłam między jego kolanami. - Ale pamiętaj, że nieważne gdzie jestem, ważne że z tobą. - Pocałował mnie. Wolna, niezależna, odcięta od reszty świata... Mogłam być taka dzięki niemu.

Dziękuję za wszystko. Za to, kim dla mnie byłeś; za to, co dzięki tobie przeżyłam; za to, że nauczyłeś mnie kochać; za to, że po prostu jesteś. SungJong... Jesteś moim sensem. Jesteś tym, przy którego boku pragnę pozostać już na zawsze. Dopóki coś mi się nie stanie. Dopóki nie będę mogła umrzeć, spokojnie oddychając w twoich objęciach. Jeśli umrę, nie płacz. Bądź szczęśliwy, że będę mogła zostawić przy tobie moje serce. Serce, które już od dawna należało do ciebie. 


~Dziękuję za czytanie!! ^^ Możecie się domyślić, że to już koniec ;< Ale!!! Nie myślcie, że jestem aż tak leniwa!!! Mam już zalążek kolejnego opowiadania, które pojawi się tu KLIK. Znajdziecie tu wszystko, co napisałam. Zapraszam do czytania i komentowania ^^ Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną w dalszym ciągu <3 
Odnośnie zakończenia, oczywiście wszystko kończy się dobrze, a końcowa wypowiedź to przemyślenia Jugeumi Chonsa :> Więc nie macie co się bać xD
W podziękowaniu za czytanie, chciałabym napisać dla Was one-shoty na podanej wcześniej stronie. Jeśli zamierzacie dodać komentarz odnośnie tego rozdziału, dołączcie do niego paring. (Może być yaoi, yuri i hetero. Słowem - przyjmę wszystkie zamówienia, bo się Wam należy ^^) Postaram się napisać wszystko w jak najszybszym czasie. Jeśli chcecie być na bieżąco, subskrybujcie by-eternal-stories.blogspot.com/  Możecie dodać, czy chcecie dramat czy happy end i w skrócie opisać fabułę - jeśli chcecie ^^
To by było na tyle. Kocham Was! <3 Dziękuję za komentarze, za mentalne wspieranie mnie, i dziękuję również niekomentującym ;p mam nadzieję, że się podobało ^^ Do zobaczenia ~

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział XXXV.

- SungJong.. - Mruknęłam. - Co byś zrobił, gdybym umarła? - Spojrzał na mnie przerażony.
- Nawet nie waż się mnie zostawiać. Przecież ja bez ciebie nie przeżyję... - Najwyraźniej się przejął.
- Tak tylko myślę... W końcu każdego to czeka. Każdy kiedyś umrze i nie zdołasz tego zmienić. Ja też nie jestem niezniszczalna. Chcę cię tylko uświadomić...
- Um. - Kiwnął głową, wskutek czego jego grzywka przysłoniła czekoladowe oczy. Złapałam kosmyk włosów i pociągnęłam do tyłu.
- Kocham cię. -  Szepnęłam. Szaleństwo. Mówię to częściej niż on.
- Ja ciebie też. - Ujął moją twarz i zaczął składać coraz to głębsze pocałunki na moich ustach. Napierał na mnie tak mocno, że się położyłam, po czym zawisł tuż nade mną. Końcówki jego delikatnych palców były chłodne. Dotknął mojego brzucha. Zadrżałam. Odepchnęłam go od siebie. Zmieszałam się. - Przepraszam.
- To ja przepraszam. Po prostu nie potrafię przezwyciężyć tego bólu i irytuje mnie to. Z resztą sam pewnie rozumiesz... Ktoś taki jak ja powinien być do tego przyzwyczajony.
- Nie mów tak. - Usiadł na łóżku. - Mimo wszystko jestem pełen podziwu. Nie poddałaś się.
- Nie mogłabym się poddać. - Objęłam go w pasie, nadal leżąc. - Co byś beze mnie zrobił?
- Sam tego nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Życie bez ciebie jest straszne. Codzienna monotonia mnie przeraża. - Zaśmiałam się cicho.
- Rozumiem.
 Byliśmy tak jeszcze długą chwilę. Milczeliśmy. Z każdym tyknięciem zegara, SungJong stawał się coraz bardziej pochmurny. Pociągnęłam go za bluzkę, żeby się położył obok mnie, ale podszedł do okna i spojrzał w ciemne niebo.
- Coś nie tak? - Wstałam i podeszłam do niego, mimo osłabienia.
- Powinnaś leżeć. - Złapał mnie za ramiona. Dostrzegłam w jego oczach łzy.
- SungJongie... - Przytuliłam się. - Co cię gryzie?
- Po prostu ja... Ja... Muszę odejść. - Czułam jak płacze. Ciepłe łzy skapywały na moje plecy. Plecy SungJonga wręcz skakały przez to, że młody zaczął się krztusić. Drżał.
- Dlaczego?
- Nie mogę... - Zapiszczał. - Nie mogę powiedzieć. - Zacisnął w pięści moją koszulkę. - Po prostu muszę zniknąć.
- Nie rób tego, jeśli nie chcesz. Sam powiedziałeś, że życie beze mnie jest straszne. Więc nie odchodź! Nie zostawiaj mnie samej. Nie skazuj nas na cierpienie. Proszę... - Poskutkowało?
- Hoya...
- Co Hoya?
- Hoya się tobą zajmie...
- Nie chcę jego. Chcę ciebie i tylko ciebie, rozumiesz? Jak ty w ogóle możesz mnie zostawiać w takim stanie?! - Starałam się sprawiać wrażenie oburzonej.
- Ja... - Zaciął się. Oboje nie wiedzieliśmy, co powinniśmy zrobić.
- Co powiedział ci Hoya?
- Jeśli ci powiem, to może coś mi zrobić...
- Nic ci nie zrobi!!! Masz mi powiedzieć, co usłyszałeś od Hoyi!!! -Wrzasnęłam.
- Bo... Bo on cię kocha. I powiedział, że mam wyjechać, bo jak nie, to mnie zabije.
- Jutro się przenosimy.
- Co?
- Nie ma sensu tu siedzieć. Dziś zbiorę ludzi. Spakujemy swoje manatki i przeniesiemy się do bazy awaryjnej.
- Macie bazę awaryjną?
- Oczywiście! - Odsunęłam się i obdarzyłam go uśmiechem. - Przezorny zawsze ubezpieczony. Musimy się tylko zastanowić, czy zabierzemy MyungSoo i SungYeola ze sobą...

sobota, 16 marca 2013

Rozdział XXXIV. Część 2.

Skuliłam się na łóżku. Nie zamierzałam umierać. Nie teraz... Hoya uniósł głowę i westchnął bardzo głęboko. Jego klatka piersiowa wypchnęła się do przodu wskutek napływu powietrza.
- Nie wiem... Naprawdę nie wiem. I podejrzewam, że on sam też tego nie sprawdził. Mam nadzieję... - Jego głos zadrżał. - ..że nie umrzesz. I ty i SungJong... Nie możecie teraz przestać istnieć. Ta miłość jest za młoda, żeby umrzeć.
- Hoya...
- Szczerze... - Uśmiechnął się przez napływające do jego oczu łzy. - To zakochałem się w tobie jakiś czas temu. Pamiętasz, jak pytałem się, czy można kochać dwie osoby jednocześnie? Wcześniej kochałem MyungSoo. Ale powiedziałaś, żeby wybrać drugą osobę. I wybrałem, ale najwidoczniej za późno...
- Ja... Nie wiem co powiedzieć.. - Szepnęłam skulona pod kołdrą. - Nie jestem w stanie o tym teraz myśleć. Spójrz tylko na mnie. - Musiałam wyglądać żałośnie. Zapłakana, skręcająca się z bólu... Jak za czasów podziemia.
- Patrzę i widzę ciebie. Co za różnica, czy płaczesz, czy się uśmiechasz? W każdym stanie, nawet najgorszym, dla mnie będziesz najzwyczajniej w świecie piękna. Rozumiesz? - Wytarł łzy z moich policzków.
- Teraz nic nam to nie da. Twoja miłość nie jest możliwa do zaakceptowania. - Stęknęłam cicho. - Przepraszam. - Wycedziłam przez zęby. HoWon wziął do rąk koc i przykrył mnie szczelnie. Poczułam się dziwnie lepiej. Nie zauważyłam, kiedy zasnęłam. W sumie to i dobrze. Nie czułam wtedy cierpienia.
 Obudziłam się dopiero w nocy. Nadal byłam śpiąca. Zauważyłam młodego, siedzącego w kącie i ryczącego jak dziecko.
- Co się stało? - Spytałam zdziwiona. W odpowiedzi usłyszałam tylko przeciągłe pociągnięcie nosem. - SungJong... - Zaczęłam się niepokoić. - Chodź tu. - Lepiej nie dociekać. Usiadł obok mnie. Zmusiłam go do tego, żeby się położył. Pogłaskałam go po głowie, wytarłam twarz i pocałowałam. - Nie płacz, bo mi smutaśno. - Wywaliłam dolną wargę na wierzch. Musiałam wyglądać kosmicznie, bo SungJong donośnie się zaśmiał.
- Nie rób tak. To do ciebie nie pasuje.
- Tak samo jak do ciebie nie pasuje płacz. - Uśmiechnęłam się. - Więc przestań beczeć, bo musisz mnie teraz wspierać. Brzuch mnie nadal boli.
- Przepraszam. - Przytuliłam się do niego.
- Kocham cię SungJong. - Poczułam jak zadrżał. Wciąż się nie przyzwyczaił. Z resztą, nie tylko on. Nie poznaję sama siebie. Żeby zmienić się aż tak...

czwartek, 14 marca 2013

Rozdział XXXIV. Część 1.

Baka noona jest baka. Saranghae.

Obudziłam się dopiero za kilka dni. Nadal ciężko mi było oddychać, ale kontaktowałam. Wisiał nade mną zapłakany SungJong. Podniosłam rękę ku niemu i uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry. Już nie śpię. - Zerwał się jak poparzony i zaczął się do mnie tulić, szarpiąc mnie za ubrania. Sprawiało mi to jeszcze więcej bólu, ale postanowiłam to przemilczeć. - Tęskniłeś?
- Zamknij się! Nawet nie wiesz jak się bałem!! - Krzyknął.
- Już jestem młody. - Pogłaskałam go po głowie. - Jestem i nawet nie zamierzałam stąd odchodzić. Moje wnętrzności nie raz zostały przedziurawione. - Zaśmiałam się.
- Zaczynam się o ciebie martwić.. - Westchnął
- Ty o mnie? To ja powinnam się teraz najbardziej martwić. Mam nadzieję, że nikt spoza gangu nie dowie się o nas... A właśnie. Co z SungGyu?
- Zamknęli go...
- Co? - Usiadłam. Zmrużyłam lekko oczy. Brzuch bardzo mocno piekł.
- Co ty wyprawiasz?! Powinnaś odpoczywać!!
- SungJong... Przynieś mi coś do picia. - Chciałam postękać sobie z bólu w samotności.
- Już idę. - Wstał i pognał do sklepu. Całe szczęście najbliższy supermarket był dość daleko. Już zaczęłam swój rytuał, kiedy w sali pojawił się Hoya. Stanął w progu i uśmiechnął się do mnie. Podszedł bliżej.
- Spokojnie. Krzycz, wrzeszcz i płacz. To pomaga, zwłaszcza w takich sytuacjach.
- Przepraszam za to, że bez mojej zgody zabrali SungGyu. Jak tylko będę mogła się stąd ruszyć, to go wypuszczę.
- Mnie przepraszasz? - Zaśmiał się. - To niedorzeczne. - Usiadł na brzegu łóżka. - Nie lubię lidera. I szczerze mówiąc, ten gang chyba nie będzie już taki jak dawniej. Nasza przyjaźń znikła. Jest miłość, lub żądza. Nie sądzisz?
- Możliwe. - Westchnęłam i zaczęłam płakać. - Nie jestem w stanie teraz o tym myśleć. To za bardzo boli. Jeszcze nigdy się tak nie czułam, a przeżyłam bardzo wiele...
- Bo go zatruł.
- Co?!
- Zamoczył nóż w truciźnie, zanim tu przyjechaliśmy. Nie mogłem go powstrzymać. Przepraszam. - Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
- Czy ja... Umrę...?
_________________________________________-
Ponieważ będę miała tera mniej czasu, będę dodawać takie krótkie rozdzialiki. Ale to się zmieni ;p

Rozdział XXXIII.

- Rozgość się. - Pokazałam ruchem ręki, aby SungJong wszedł do środka. - Co prawda luksus jak u ciebie to to nie jest, ale...
- Jest w porządku. - Uśmiechnął się i usiadł na łóżku. - Ważne, że jestem z tobą. -
Zaniepokoiłam się. - Coś nie tak? - Spojrzał na mnie.
- To jest... Bo przy reszcie nie powinniśmy pokazywać tego, że coś nas łączy... Chodzi mi o twoje bezpieczeństwo, więc nie zrozum mnie źle.
- W porządku. - Kiwnął głową. Usiadłam mu na kolanach i pogłaskałam po policzku. - To mi nie przeszkadza. - Szepnął i cmoknął mnie w usta. Położyliśmy się na łóżku. Rozmawialiśmy do późnego wieczora. Młody najwyraźniej obawiał się nowego mieszkania. Oby szybko się przyzwyczaił...
 Kilka minut po północy rozległy się głośne syreny. Wstałam na równe nogi i odruchowo chwyciłam za pistolet leżący na biurku. SungJong mniej porywczo, ale zawsze, podszedł do mnie i spojrzał pytającym wzrokiem.
- Co się dzieje?
- Coś niedobrego... - Westchnęłam. Pociągnęłam go za rękaw. Wyszliśmy za drzwi. Z każdej strony wylewały się fale przerażonych dziewczyn. Pobiegliśmy do głównej hali. Dookoła porozstawiały się oddziały.
- Zdać raport. - Zakrzyknęłam, gdy gwar ucichł.
- Zaatakowano wschodnie skrzydło poprzez podpalenie. Podejrzewamy, że to nasz ostatni wróg.
- Simon?
- Zgadza się. - Zadrżałam. Cisza ogarnęła całe pomieszczenie. Nagle ktoś z głównej bramy zaczął się wydzierać i biec w moją stronę. Wszyscy zwrócili się w tamtym kierunku. Główna piątka rozstawiła się wokół mnie. Sześć postaci zbliżało się do mnie. Jedna z nich biegła na czele.
- SungGyu? - Byłam zszokowana. Zupełnie zapomniałam, że on i SungJong... - Co tu robisz?
- Przyszedłem cię zabić!! - Wrzasnął. SungYeol najwidoczniej próbował go powstrzymać. - Nienawidzę cię Jugeumi Chonsa!!! - Zauważył broń w mojej ręce i gwałtownie się zatrzymał. Oddałam pistolet pod opiekę mojej prawej ręki. Wyszłam naprzeciw liderowi niewielkiego gangu.
- Zrób to. Uderz mnie, jeśli ci ulży. - Zapadło milczenie. Słyszałam tykającą bombę. Wystarczyło czekać, aż SungGyu wybuchnie. Coś duszącego.. Wydawało mi się, że powietrze robi się gęste.
- Nie!! - SungJong przyglądał się wszystkiemu z tyłu. - Przestańcie!! - Nadal stał na sowim miejscu.
- Nie rób tego! - MyungSoo również się bał. - Odpuść!!
- SungGyu jesteś żałosny. - Sapnęłam z przekonaniem. - Jesteś tak bardzo żałosny... Nigdy nie widziałam człowieka podobnego do ciebie. - Postanowiłam go rozjuszyć.
- Ty..!! - Wybuchł. Rzucił się na mnie. Ale nie zamierzałam temu zapobiegać. Po kilkunastu ciosach w twarz był już zmęczony. Jak przewidywałam. Miał mniej siły od MyungSoo.
- Skończyłeś? - Spojrzał prosto na mnie rozzłoszczony.
- Zniszczyłaś wszystko. Moje życie przez ciebie nie istnieje. Równie dobrze mógłbym umrzeć.
- Nie mów o czymś, czego nie znasz. Nie znasz pojęcia śmierci. Nie wiesz nawet, że są rzeczy gorsze od śmierci. Nie wiesz, że śmierć jest ucieczką oznaczającą słabość. Naprawdę jesteś aż tak żałosny?
- Jugeumi Chonsa!!! - Warknął i wbił nóż w mój brzuch. Byłam przerażona. Nie dlatego, że zostałam dźgnięta. Dlatego, że SungJong, MyungSoo i Hoya.. Że muszą na to patrzeć. Upadłam na ziemię. Powietrze było jeszcze gęstsze. Zupełnie jakby ktoś przefiltrował cały tlen. Spojrzałam w stronę zapłakanego młodego. WooHyun odciągnął SungGyu. Widziałam tylko łzy mojego skarba. Uśmiechnęłam się, mimo okropnego bólu.
- Nic mi nie jest. - Szepnęłam i wyciągnęłam ostrze.
- Jugeumi! - Podbiegł MyungSoo. Członkinie mojego gangu pojmały lidera.
- Wszystko w porządku. - Próbowałam się podnieść, ale opadłam prosto w ramiona młodego. Wziął mnie na ręce. MyungSoo starał się zatamować krwotok. Zemdlałam. Miałam nadzieję, że w takiej sytuacji to będzie kres mojego życia. Wszystko było prawie dobrze. Wystarczyłoby, żeby SungJong był z SungGyu. Wtedy mogłabym spokojnie odejść.
______________________________
To be continued. Happy white day!! ^^

poniedziałek, 11 marca 2013

SPESZJAL NA 1000 WEJŚĆ

Pchnął mnie na łóżko. Pozwalałam mu na to. Spojrzał na mnie.
- Nie opierasz się?
- Jak mam się opierać, skoro tego chcę? - Zaśmiałam się.
- Spróbuj. Wtedy będzie ciekawiej. - Uśmiechnął się i usiadł obok. Wedle życzenia. Złapałam go za ramiona  i usiadłam na nim.
- Chodzi ci o przechwytywanie dominacji, racja? SungJong, nie spodziewałam się tego po tobie. - Lekko musnęłam jego usta. Złapał mnie w talii i rzucił z powrotem na łóżko. Położył się na mnie. Był strasznie lekki, więc bez problemu zrzuciłam go z siebie. Niewiele myśląc wsunęłam rękę do jego bokserek. Zdziwił się, ale nie przestawał mnie całować. Ściągnął z siebie koszulkę. Zrobiłam to samo. Teraz już na dobre nade mną zapanował. Zabrałam rękę i odpięłam guzik od spodni, które po chwili wylądowały na podłodze. Usłyszałam cichy jęk, który sprawił, że się uśmiechnęłam. SungJong zdjął spodnie i ze mnie. Delikatnie pieściłam uwypuklenie na jego bieliźnie. Wcisnął dłonie pod mój biustonosz. Uśmiechnęłam się lekko. - SungJong... Już.
- Hmm? - Spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
- Zrób to. - Szepnęłam, doganiając jego usta. Zrozumiał o co mi chodzi. Nieoczekiwanie wziął mnie na ręce i poszedł pod prysznic. Zdjęliśmy bieliznę i pozwoliliśmy, by ciepłe krople wody swobodnie spływały po naszych nagich ciałach. Przytulił się do mnie i przykleił usta do mojej szyi, pozostawiając na niej różowy ślad. Przyparłam go do chłodnej ściany. Sapnął. Składałam niewinne pocałunki na jego torsie, zjeżdżając coraz niżej. Ujęłam jego przyrodzenie w dłoń, po czym zatopiłam je w swoich ustach. Widziałam jak wygina się w łuk. Jeszcze kilka sprawnych ruchów. Na zakończenie delikatnie przejechałam zębami po prąciu pokaźnych rozmiarów. Czułam jak drżał pod moim wpływem. Wstałam i złączyłam nasze usta w ponownym pocałunku. Zamruczał ochoczo i odwrócił mnie tyłem.
- SungJong..?
- Hmm?
- Zabezpieczenie... - Upomniałam się. Młody westchnął, otworzył drzwi od kabiny i nałożył prezerwatywę. Wszedł we mnie gwałtownie i niespodziewanie. Jęknęłam bardzo głośno. Zaczął brutalnie się we mnie poruszać. Niechcący oparłam się o kurek i zaczęła lecieć gorąca woda. Nie przeszkadzało nam to. SungJog najwyraźniej czuł się cudownie. Z resztą ja też. Teraz mogłam być pewna. To było to.
 Po około pół godziny doszedł. Wyszliśmy spod prysznica i zawinięci w same ręczniki poszliśmy do sypialni. Wciągnęłam na siebie koszulę nocną i bokserki, po czym wygodnie ułożyłam się na łóżku. SungJong poszedł jeszcze do toalety, a gdy wrócił miał na sobie dresowe spodnie. Usiadł obok mnie i odgarnął na bok moje wilgotne włosy.
- Kocham cię. - Szepnął i uśmiechnął się.
- Ja ciebie też. - Objęłam go. Był poniekąd zdziwiony. Zaśmiałam się cicho i pociągnęłam go tak, że położył się obok mnie.
- To pierwszy raz. - Mruknął.
- Hmm?
- Pierwszy raz mówisz, że mnie kochasz.
- Kocham cię. I to bardzo. - Położyłam dłoń na jego policzku. - Nawet nie wiem kiedy się w tobie zakochałam. I to jest w tym wszystkim najlepsze. - Uśmiechnął się.
- Cieszę się, że jesteś. - Cmoknął mnie w usta.
- SungJongie. - Zamknęłam swobodnie oczy i przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej. - Jestem i zostanę. - Zasnęłam przytulona do niego.
 Nad ranem obudziłam się sama. Usłyszałam szczęk talerzy dobiegający z kuchni. Leniwie usiadłam na łóżku i przetarłam oczy. Podniosłam się i podreptałam do pomieszczenia obok.
- Dzień dobry śpiąca królewno. Jak sen? - Zapytał stojąc do mnie tyłem. Był ubrany w różowy fartuszek. Przytuliłam go od tyłu.
- Królewiczu. Co tam pichcisz?
- Śniadanko. - Odwrócił się i cmoknął mnie w nos.
- Czyli jednak umiesz gotować?
- Tylko jajecznicę. - Zaczął się śmiać. - Mam nadzieję, że mi wyjdzie. - Kontynuował gotowanie.
- Pokaż. - Złapałam jego rękę, w której trzymał drewnianą łopatkę. Zaczęłam przewracać jajka na drugą stronę. - Jajka muszą być dosmażone. Widzisz? - Uśmiechnął się.
- Jesteś geniuszem.
- Bez przesady. - Zaśmiałam się i wyłączyłam palnik. Złapałam patelnię i rozdzieliłam jajecznicę na dwie porcje. Zjedliśmy śniadanie w bardzo dobrym humorze. Około godziny trzynastej wybraliśmy się na spacer. Było dość ciepło, jak na jeden z pierwszych dni jesieni. Kolorowe liście uświadamiały mi, że najwyższy czas wracać do Inchenon. Jednakże...

Było ciemno. Słyszałam krzyki. Zmierzałam w ich kierunku. Grupka chłopaków najwidoczniej wdała się w sprzeczkę. Odruchowo sprawdziłam, czy mam pistolet w kieszeni. Wszystko było na swoim miejscu. Podeszłam do nich. Niewiele czasu mi zajęło rozpoznanie twarzy MyungSoo oświetlanej blaskiem jednej z ulicznych latarni. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni.
- Co ty tu robisz?
- O to samo mogę zapytać ciebie. - Fuknęłam. - Co tu się dzieje?
- Odejdź. - Mruknął. Chłopak stojący naprzeciwko niego dosłownie rzucił się na mojego przyjaciela. Zdezorientowana przez kilka pierwszych minut stałam jak wryta, nie wiedząc co się dzieje. W tym czasie MyungSoo otrzymał kilka naprawdę mocnych ciosów. Interweniowałam. Próbowałam odciągnąć od niego nieznajomego, ale nie dawałam sobie rady. Odsunęłam się i wystrzeliłam w niebo jeden pocisk. Wskutek huku odskoczyli od siebie przerażeni. MyungSoo spojrzał na mnie, kiedy już zaczynałam obijać nieznanego mi mężczyznę. Grupa, która najwidoczniej była pod jego przewodnictwem, naskoczyła na mnie. Kilka... kilkanaście celnych strzałów. Dookoła same trupy, a na samym środku zdumiony MyungSoo.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Przecież mówiłam. Nie ważne co się stanie, zamierzam cię chronić. - Zaśmiałam się i powędrowałam boczną uliczką. Pociągnął mnie za ramię.
- Jestem z SungYeolem. - Uśmiechnął się ze łzami w oczach. Wsunął dłoń do kieszeni i wyciągnął znaną mi kopertę. - Proszę. To twoje listy. Dziękuję za wszystko. - Pozwolił łzom wydostać się na powierzchnię jego gładkich policzków.
- Jutro zamierzam wrócić razem z młodym. - Pokiwał głową. Czuliśmy się niezręcznie. - Przez moment... Naprawdę cię kochałam. Wmawiałam sobie, że po prostu się zmieniłeś...
- Ale ja najzwyczajniej w świecie nie mogłem się wyzbyć jednego uczucia. - Dokończył. - Wiem. Przepraszam.
- W porządku. Pomogłeś mi odnaleźć właściwą osobę.
- Tak... - Westchnął. - Powinienem wracać. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
- Um. - Kiwnęłam głową. - Więc do zobaczenia. MyungSoo. - Odeszłam. Spojrzałam w rozgwieżdżone niebo. Więc dzisiejsza data jest datą oficjalnego odejścia. Poczułam jak moje oczy zaczynają piec. Łzy? Skąd one się tu wzięły...? Jednak w głębi serca pozostał żal...

- Jesteś gotowy? Wszystko zabrane?
- Tak.
- Zastawiłam mieszkanie, więc nadal zostaje nasze. A raczej twoje.
- Wróćmy tu kiedyś. Jak wszystko się już ułoży.
- To raczej nastąpi niedługo.
- Tak. Nie żal ci opuszczać tego miejsca..?
- Nauczyłam się nie przywiązywać do mieszkań. Wiem, że jestem potrzebna gdzie indziej. Nie ma na to razy. Musimy wyjechać.
- Um. - Objął mnie swoim długim ramieniem. - Kocham cię. I naszych czytelników także. Tysiąc wejść zostało osiągnięte. - Zaśmiałam się.
- Tak. Nasi czytelnicy są wspaniali.
- Oczywiście!! Są najlepsi!!
- Przeżyli z nami tak wiele... Myślisz że są źli, że sprawy obrały taki kierunek?
- MyungSoo jest szczęśliwy. Nie powinni być aż tak źli. - Westchnął.
- Oby. Muszą pamiętać, że to jeszcze nie koniec. - Uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia.

sobota, 9 marca 2013

Rozdział XXXII.

~Especially dla mojej natchniewającej noony, która nie daje mi spokoju <3 ~ Enjoy :)

Obudziliśmy się nad ranem. Nie chciało nam się wstawać, więc leżeliśmy wtuleni w siebie. Spoglądałam prosto w jego oczy. Tak... Zdecydowanie kocham ten stan.
- Dzień dobry aniołku.
- Jaki tam aniołku?
- Czarny aniołku. Czy twoje przezwisko nie oznacza właśnie tego? "Anioł śmierci?"
- Możliwe. - Zaśmiałam się. - Anioł śmierci to innymi słowy kostucha. Gdybym była szkieletem, nosiła czarny płaszcz i trzymała sierp, pewnie nie kochałbyś mnie tak bardzo.
- Kocham cię nie ze względu na wygląd. - Odparł bez chwili zastanowienia. Zarumieniłam się. - Nie powinno cię to dziwić. - Uśmiechnął się i lekko musnął moje usta.
- SungJongie. - Położyłam dłoń na jego policzku. - Jak możesz być taki piękny? Jak mogłeś tak bardzo wydorośleć przez ten czas..?
- Stałem się mężczyzną specjalnie dla ciebie. - Przeturlał się na mnie. Był niesamowicie lekki.
- Dla mnie? Jestem dla ciebie aż tak ważna?
- Oczywiście! - Objął moją twarz i zanurzył się w głębokim pocałunku. Ktoś mnie podniósł? Czarne skrzydła wyrosły z moich pleców? Jego niewinność oczyszcza moją duszę. Jest dla mnie jak spowiednik. Mogę powiedzieć mu o wszystkim, a on i tak mi wybaczy. Co to za ręka, która wędruje wzdłuż mojej talii? Coraz wyżej i wyżej... Przyjemnie. Cichy pomruk niechcący rozległ się z moich ust. Młody się zaśmiał, po czym kontynuował. Poczułam jego język wędrujący po moich wargach. Serce waliło jak głupie. Byle nie zwariować... Jednak się uzależniłam. Jednak tęskniłam za jego miękkim językiem. Jednak pragnęłam tego słodkiego smaku...
 Odchylił się. Spojrzał na mnie oczekując mojej reakcji.
- Już skończyłeś? - Zaśmiałam się. - Ciągle mi mało.
- Yah! Trzeba znać umiar. - Uśmiechnął się i zszedł z łóżka. - Chodźmy zjeść coś na mieście? Nie chce mi się gotować.
- Ale tylko dzisiaj. - Podniosłam się.
- Dobrze. Tylko dzisiaj. - Pociągnął mnie za rękę i poszliśmy.

Szedł naprzeciwko. Był coraz bliżej. Uderzył mnie tak mocno, że upadłam. SungJong spanikował. Rzucił się na MyungSoo. Pospiesznie wstałam i ich rozdzieliłam. Nie chciałam nic mówić. Spojrzałam tylko na rówieśnika. Pokręciłam głową na znak, że ma zostawić młodego w spokoju.
- To sprawa między nami. - Moje słowa wydawały się dudnić. Były ciężkie i poważne. Jak nigdy...
- On też ma swoją winę. - Sapnął i zrobił krok w jego kierunku. Odepchnęłam MyungSoo.
- Zostaw go.
- Jugeumi co się tu dzieje? - Zatrzymałam go.
- Nic. Po prostu zostaw to nam.
- Nie powiedziałaś mu, prawda? - Uśmiechnął się szyderczo. - Wiesz, że twoja dziewczyna jest mordercą z krwi i kości?
- Nie od dzisiaj to wiem. - Burknął. -Z resztą nie tylko ja. - Odetchnęłam z ulgą. MyungSoo spojrzał na mnie.
- To i tak w końcu wyjdzie na jaw.
- Nie zmienisz przeszłości. Nawet głupie przeprosiny nic nie dadzą. Więc po co drążyć ten temat? Po prostu o tym zapomnij. Poza tym to nie musiałam być ja. Chodźmy. - Pociągnęłam SungJonga za rękaw zdenerwowana.
- O czym on mówił?
- Nie myśl o tym. MyungSoo lubi wypominać ludziom dziwne rzeczy. Co chcesz zjeść? Krewetki? A może coś innego?
- Jegeumi...
- Przestań o tym myśleć. Wszystko jest w porządku. MyungSoo uświadomił sobie, że kocha SungYeola. Jednak obawiam się, że przy tym mnie znienawidził... - Zmienił się. To przerażające...
- Wyjedźmy... I to jak najszybciej.
- Muszę zostać w Seulu jeszcze kilka dni. Wytrzymasz?
- Z tobą wytrzymam. - Uśmiechnął się i objął mnie w biodrach. - Chodźmy na te krewetki. - Zaśmiał się.
- Um. Chodźmy.

Rozdział XXXI.

- Jugeumi... - Stęknął nad ranem. - Chyba za dużo wczoraj zjadłem.. - Skulił się na łóżku.
- Przynieść miskę? - Spojrzałam na niego z lekka zaspana. Nie czekając na odpowiedź pobiegłam do łazienki i przyniosłam mu wspomniany przedmiot. Usiadłam na łóżku obok niego. Nachylił się i oddał wczorajszą kolację.
- Nie chcę, żebyś na to patrzyła.. - Westchnął między kolejnymi partiami, starając się mnie odepchnąć.
- Nie przejmuj się. W chorobie człowiek potrzebuje szczególnej troski. - Pogłaskałam go po plecach i odgarnęłam niesforną, długą grzywkę do tyłu. - Mam nadzieję, że to nic poważnego. Wydajesz się być rozpalony...- Zaniepokoiłam się.
- Wszystko okej. - Skończył. Podałam mu chusteczki. Wytarł usta i poszedł do łazienki.
- Ciekawe co z MyungSoo i SungYeolem.. - Mruknęłam sama do siebie. Poszłam wylać zawartość miski. SungJong mył zęby. Wzięłam drugą miskę, nieco mniejszą, i nalałam do niej wody. Złapałam za drobny ręcznik i wróciłam do sypialni. Po chwili młody do mnie dołączył. - Połóż się. Dzisiaj masz odpoczywać.
- Ale.. - Nie zdążył dokończyć, ponieważ pociągnęłam go na łóżko i przykryłam kołdrą. Zamoczyłam ręcznik w zimnej wodzie i ułożyłam na czole młodego.
- Żadne ale, tylko się mnie słuchasz, zrozumiano? Jak Jugeumi mówi, że masz leżeć, to masz leżeć. Zaraz coś przygotuję i zjesz, dobrze?
- Tylko błagam... Nic na słodko.
- Dobrze. - Uśmiechnęłam się. - Masz ochotę na coś szczególnego?
- Możesz zrobić jakąś zupę...
- Zrozumiano. - Wstałam i podreptałam do kuchni. Z jakiegoś powodu byłam  pełna energii i zapału. W mgnieniu oka upichciłam potrawę dla SungJonga. Zaniosłam mu ją i zmieniłam okład. - I jak? Troszkę lepiej? - Poprawiłam mu poduszki, żeby mógł usiąść.
- Jeszcze nie wiem. - Zaśmiał się i zawiesił ręce na mojej szyi, chcąc żebym przerwała pracę. - Jak będę mógł wiecznie patrzeć w twoje oczy, to przysięgam, że już nie zachoruję. - Uśmiechnął się.
- To nie jest jeszcze do końca rozwiązane, ale jak dobrze pójdzie to będziesz nawet nieśmiertelny.
- Czyli... - Spojrzał na mnie z nadzieją. - Zgodzisz się..?
- A ty co myślałeś? Mam serce, jak i ty. Dlaczego wszyscy biorą mnie od razu za tyrana..
- Nie to miałem na myśli! - Zakłopotał się. Podałam mu zupę i pilnie przyglądałam się niechętnej konsumpcji, niekiedy dodając słowa otuchy bądź przestrogi typu "jedz, bo sobie pójdę".

SungJong nie zdrowiał od kilku dni. A ja miałam jeszcze niedokończoną sprawę, która... w pewnym sensie sama się rozwiązała.
Na początku to nie było nic zwyczajnego. Szłam do sklepu, w sumie nawet nie wiem po co. Doszły mnie głośne krzyki. Zajrzałam za sklep i dostrzegłam kłócących się MyungSoo i SungYeola. Oboje byli bardzo nabuzowani.
- Moja siostra i dziewczyna nie żyje!! - Wrzasnął. - Jak śmiesz tak z tym wyskakiwać?!!
- Nie żyją..? Jak to możliwe?
- Nie wiem!! Dlaczego mnie o to pytasz?!! Zapytaj mordercę!!! - Mój rówieśnik drgnął. Wiedziałam, że szykuje się niezłe zamieszanie. MyungSoo zauważył mnie, stojącą obok tylnych drzwi.
- Jugeumi Chonsa!!! - Podbiegł do mnie. Nie uciekałam. Ze stoickim spokojem przyjmowałam kolejne ciosy. W twarz, w brzuch... Myung był na prawdę silny. Splunęłam krwią, kiedy na chwilę przestał się rzucać. - Nigdy ci tego nie wybaczę. - Sapnął. SungYeol klękał na asfalcie i płakał.
- Proszę bardzo. Nienawidź mnie. Nienawidź mnie jak nigdy. Nie interesuj się mną. Zapomnij o mnie. - Wstałam. MyungSoo na deser sprzedał mi jeszcze prawego sierpowego. Zakręciłam się, zachwiałam i oparłam o ścianę budynku. Zrobiło mi się duszno. Spojrzałam na chłopaka. - Nigdy mnie tak na prawdę nie kochałeś. - Widziałam jak jego mina zrzedła. - Cały czas o nim myślałeś. Byłeś jeszcze bardziej naiwny niż SungJong. Z resztą... Ja też.. - Odwróciłam się i odeszłam. Błąkałam się między wysokimi, szarymi budynkami dobre kilka godzin. Nie chciałam pokazywać się młodemu w takim stanie.
 Przyszła godzina powrotu. Wkradłam się cicho do mieszkania z nadzieją, że SungJong śpi.
- Jugeumi? - Usłyszałam osłabiony głos z sypialni.
- Wróciłam... Wezmę prysznic i do ciebie przyjdę. - Nie chciałam pokazywać się mu na oczy w takim stanie. Zakleiłam rany plastrami. Czułam się dziwnie... Nikt dawno nie doprowadził mnie do takiego stanu. - Jak się czujesz? - Usiadłam na łóżku, obok niego.
- Myślę, że jestem już zdrowy. - Uśmiechnął się i usiadł. Położyłam dłoń na jego czole. Faktycznie. Temperatura była normalna i nie wyglądał już tak mizernie.
- Chyba masz rację. - Poczochrałam lekko jego włosy. On przytulił się do mnie. Swobodnie opadliśmy na łóżko.
- Dlaczego tak długo cię nie było? Martwiłem się.
- Załatwiałam ważną rzecz.. - Westchnęłam i uciekłam wzrokiem.
- Biłaś się z kimś... - Wskazał na plastry na mojej twarzy.
- Ale nic mi nie jest. Mój przeciwnik po prostu był trochę zadziorny. - Zaśmiałam się i pogłaskałam go po policzku. Nienawidzę uczucia, które właśnie się we mnie dusiło. "Obiecuję, że już nigdy więcej cię nie okłamię... Przepraszam. "
- To dobrze. - Przytulił się mocniej i oparł brodę na moim ramieniu. - Ale następnym razem uprzedzaj mnie, że wrócisz później, dobrze? - Mruknął.
- Dobrze. - Westchnęłam.
- Kocham cię. - Szepnął i zamknął oczy. Nie odpowiedziałam. Nie byłam pewna, czy to już jest to uczucie...

piątek, 8 marca 2013

Rozdział XXX.

~Nie powiem, z czym kojarzy mi się tytuł rozdziału... xD Enjoy~

- M... MyungSoo..? - Wstałam i poszłam za nim. - Coś się stało, że się tak zachowujesz?
- Chyba nie powinno cię to obchodzić. Nie jesteśmy już parą. - Szłam za chłopakiem.
- Nie zachowuj się jak przedszkolak! - Pociągnęłam go za rękaw. - Porozmawiaj ze mną, zamiast uciekać. - Też mi coś. Mówię, żeby nie uciekał, podczas gdy sama uciekłam... - Chodzi o SungYeola? - Zadrżał. Wiedziałam, że mam rację.
- Nie..
- Jak nie, to dlaczego tak się zachowujesz? - Spojrzałam na niego. Westchnął.
- Co ci to daje? Będziesz miała satysfakcję, wiedząc że chodzi o SungYeola?
- Może z nim porozmawiam?
- To nic nie da. - Zatrzymał się. - SungYeol ma dziewczynę i zamierza wkrótce wziąć ślub.. - Jego głos drżał. Chciałam go przytulić i posłać słowa otuchy. Jednak... Nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. Wszystko będzie dobrze? Odwidzi mu się? Widziałam tylko jedno wyjście. Zabić tą dziewczynę.

Wbiegłam do pokoju SungJonga. Zdziwiony wstał i popatrzał na mnie. Podeszłam do mojej torby. Wyciągnęłam pistolet.
- Młody. Wiesz, gdzie mieszka dziewczyna SungYeola?
- Tak. Ale.. Po co chcesz to wiedzieć? Coś się stało?
- Lepiej o to nie pytaj. Po prostu podaj mi adres.
- Jugeumi co chcesz zrobić? - Opierał się. Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach z nadzieją, że go złamię. Nie myliłam się.
- Nie bój się. Po prostu mi zaufaj. - Szepnęłam.
- Więc napiszę ci go na kartce. - Westchnął.
- Dziękuję. I jeszcze jedno... W razie czego, nie mów MyungSoo gdzie jestem, ani co wzięłam ze sobą, dobrze? Może pójść mnie szukać, a to byłoby niebezpieczne. Ty też zostań w domu. - Uśmiechnęłam się. - Jak wrócę to ugotujemy coś pysznego, hmm? - Kiwnął głową. Wybiegłam.

Dotarłam do domu, którego adres zgadzał się z kaligraficznym pismem SungJonga. Przełknęłam głośno ślinę i rozejrzałam się dookoła. Nie było innego wyjścia. Czekałam. Posiadłość wydawała się być duża. Dom, najwyraźniej jednorodzinny, sprawiał wrażenie drogiego. Zaczaiłam się za rogiem kolejnej budowli i czekałam. Po około dwóch godzinach, zza bramy wyszły dwie młode kobiety, które skierowały się w moją stronę. Spostrzegłam SungYeola machającego im na pożegnanie. Po chwili zniknął. Odczekałam kilka minut. Dwa głośne wystrzały. Upadły. Jak zwykle perfekcyjna celność. Zrobić coś z ciałami..? Nieee... Nie chce mi się w to bawić. Teraz pozostało mi tylko jedno. Uciec jak najdalej.

- "Quidquid latine dictum sonos captiosus." Czyli "Wszystko, co powiedziane w łacinie, brzmi mądrze." Nie musisz być mądry, żeby takiego udawać. Łacina to takie małe oszustwo. Tak samo jest z naleśnikami. Jeśli dodasz trochę wody gazowanej, będą lepsze.
- Jugeumi.. To nie ma żadnego związku. - Zaczął się śmiać.
- Możliwe... Chciałam się pochwalić moją łaciną. - Uśmiechnęłam się. - W każdym razie konsystencja musi być w sam raz. Później wylewasz chochelkę na patelnię i pilnujesz, żeby ich nie spalić. Rozumiesz?
- Powiedzmy.. Czyli teraz wystarczy je usmażyć?
- Tak. Zrobimy je z czekoladą? - Wyciągnęłam słoik nutelli.
- Mniam. - Zaśmiał się. - Jak to możliwe, że tak dobrze gotujesz?
- Gdybyś przeszedł prze to co ja, też byś umiał gotować. - Odkręciłam słoik i ubrudziłam policzek młodego brązową masą. Zmarszczył lekko brwi i wysmarował mój nos.
- Ejj! - Wzięłam czekolady na cztery palce i wtarłam w całą twarz SungJonga. - Słodki jesteś. - Pocałowałam go w policzek, zlizując nutellę.
- Ty też. - Uśmiechnął się i cmoknął mnie w nos. Zarumieniłam się lekko.
- Naleśnik! - Podskoczyłam do dymiącej patelni. Zrzuciłam z niej zwęglonego placka. - Cóż SungJong... Nasz pierwszy naleśnik najwyraźniej nie wyszedł.. - Parsknęłam śmiechem.
- To nic. - Zaśmiał się. - Zróbmy więcej!
_________________________
Zastanawiam się nad specialem na 1000 wejść. Co wy na to? :>

czwartek, 7 marca 2013

Rozdział XXIX.

- Co powinienem zrobić..? - Pociągnął nosem.
- Nie wiem młody... Nie wiem. - Westchnęłam. - Przede wszystkim musisz znaleźć pracę. W końcu musisz się jakoś utrzymać... Chcesz nadal tu mieszkać?
- Um.. Ale to może być trudne. Nie uważasz? - Odsunął się. - Mimo wszystko, powinienem się przeprowadzić...
- Pomogę ci. Znajdziemy dobrą pracę, nauczę cię gotować i jakoś to będzie. - "Wygląda na to, że skutecznie uda mu się trzymać mnie przy sobie..."
- Dziękuję Jugeumi. Wiem, że to może być trudne...
- Szczerze mówiąc, uważam że MyungSoo się zmienił. Nie poznaję go... Zauważyłeś? Zachowuje się zupełnie inaczej. Jego sposób mówienia też jest inny... To mnie przeraża.
- Powinnaś wyjechać z powrotem. Wszystko zaczęło się komplikować... Odpoczynek od nas dobrze by ci zrobił. - Westchnął. - Mimo że chciałbym, żebyś została, to jednak uważam, że powinnaś to poważnie przemyśleć Jugeumi...
- SugJong... Tylko kiedy powinnam odejść? MyungSoo by się załamał. Przecież ledwo zdążyłam wrócić... - Podeszłam do wielkiego okna.
- Jakoś damy radę. - Przytulił mnie od tyłu. - Najważniejsze, żeby tobie było wygodnie. Nie zostawaj, jeśli nie chcesz. - Oparł czoło o mój kark. Poczułam wewnętrzne ciepło i nieograniczony spokój. Jest ktoś, kto bez względu na wszystko, zamierza uszanować moją decyzję. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam wsparcia, które dawał mi SungJong, nawet będąc w tak beznadziejnej sytuacji.
- Nie chcę cię zostawiać młody. Nie udawaj silnego. Wiem, że mnie teraz potrzebujesz. - Westchnęłam i złapałam go za ręce, które splótł na moim brzuchu. - Tak się zastanawiam... Może wyjedziesz ze mną? I zostaniesz członkiem gangu..? - Wykręciłam głowę w prawą stronę, żeby móc mu się przyjrzeć.
- Powinienem..? - Westchnął. - MyungSoo hyong mnie znienawidzi.
- Zamierzam z nim zerwać. Jak na razie on zachowuje się zbyt dziwnie. - Odwróciłam się przodem do SungJonga. - MyungSoo nie potrafi być w związku z kobietą. On nadal kocha SungYeola. To wszystko jest zbyt naciągane...
- Jugeumi Chonsa..! - Spojrzał na mnie. W jego oczach pojawiły się iskierki. - Nie chcesz z nim być?
- Nie lubię, kiedy coś jest na siłę. To wbrew jemu i wbrew mnie. Z tego nie mogłoby wyjść nic dobrego... a przynajmniej na chwilę obecną. - Patrzył na mnie. Poczułam pożądanie. Wewnętrzną chęć.. nie. Potrzebę. Jego usta były idealne pod każdym względem. Idealny kształt. Idealny smak...Zbliżyłam się do niego, lecz młody się odsunął.
- Jugeumi... Obiecałem. - Uśmiechnęłam się, złapałam go za podbródek i spojrzałam prosto w czekoladowe oczy.
- Już raz chciałeś ją złamać. Będzie dobrze. - Przyssałam się do jego ust. Próbował mnie odepchnąć, ale mocno go trzymałam. Ten smak... Zaczynałam się od niego uzależniać. Jego drobne ciało wierciło się w moich ramionach, co sprawiało mi jeszcze większą satysfakcję. Przyparłam go do ściany. Dał za wygraną czy spodobało mu się..? Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Puściłam jego ramiona i pozwoliłam mu upaść na mnie. Leżeliśmy na podłodze łącząc się w namiętnym pocałunku. Zezwoliłam na to, żeby młody usiadł na moich biodrach. Słyszałam ciche pomruki zadowolenia. Uśmiechnęłam się lekko, nie chcąc zepsuć pocałunku. Odgarnęłam włosy z jego twarzy. Odchylił się i popatrzał na mnie.
- Jugeumi... - Zarumienił się. - Przepraszam. Poniosło mnie. - Chciał wstać, ale złapałam go za biodra.
- To moja wina, więc się nie przejmuj. - "Powiedzieć, czy nie?" - Podobało mi się. - Spojrzał na mnie lekko speszony. - SungJong... Nadal coś do mnie czujesz? Czy jest to szczere..?
- Oczywiście. Jak mógłbym zmienić zdanie wobec ciebie..? Przez te trzy lata wyczekiwałem ciebie każdego dnia. Najbardziej bolało mnie to, że nie dostałem żadnego listu.. - Posmutniał. Usiadłam, nadal trzymając go na kolanach.
- Przepraszam.. - Czułam się niezręcznie. - Nawet pisząc do MyungSoo.. Nie miałam zbyt wiele wolnego czasu. Każdego dnia napadałyśmy na inne zespoły. Sam rozumiesz... - Przytuliłam go. - Przepraszam.
- W porządku. - Odgarnął moje włosy i zaczął składać delikatne pocałunki na szyi. Lekko odchyliłam się do tyłu i położyłam dłonie na ramionach SungJonga. Czułam się dobrze. Komfortowo. Jednak coś mi nie pasowało...

- Cześć. - Napięta atmosfera towarzyszyła nam już od samego początku.
- Cześć. O czym chciałaś porozmawiać? - Usiedliśmy przy drewnianym stoliku.
- Mam coś do powiedzenia i ... Nie spodoba ci się to raczej.
- Zamierzasz znów zniknąć? - Posmutniał. Pokręciłam głową.
- Nie o to chodzi. Raczej... Nie wydaje mi się, żebyśmy mogli stanowić jedność, MyungSoo.. - Zmieszałam się. - Przepraszam, ale... To zbyt sztuczne. To tak jakby oglądać film, w którym grają kiepscy aktorzy. Nie wyjdzie nam...
- Zawiniłem..?
- To nie twoja wina, że kochasz SungYeola.
- Co ty możesz wiedzieć..?
- Więcej, niż ci się wydaje. Myślisz, że nie zauważyłam? Nawet jak na mnie patrzysz... Twój wzrok zupełnie inaczej zerkał na SungYeola. Powinieneś z nim porozmawiać.
- Zamknij się!! - Wrzasnął ze łzami w oczach.
- Coś nie tak..?
- Spierdalaj. - Wyszedł zostawiając mnie zdumioną. Zrobiłam coś nie tak..?

środa, 6 marca 2013

Rozdział XXVIII.

 Siedzieliśmy z MyungSoo nad rzeką. Mężczyzna, który był naprzeciwko wyglądał dziwnie znajomo... Był przygnębiony. Wszystko by się zgadzało.
- MyungSoo? Czy to nie jest Hoya?
- Hmm.. Wygląda zupełnie jak on... - Podrapał się po głowie. - Myślisz, że to możliwe? Hoya nie podaje się z taką łatwością.. Co miałby tu robić?
- Przejdźmy obok niego, to się przekonamy. - Wstaliśmy. Chłopak z naprzeciwka spojrzał na nas i zerwał się na równe nogi.
- Jugeumi Chonsa! - Podbiegł do nas ucieszony.
- Ciebie też miło widzieć. -Burknął MyungSoo. Wszyscy się zaśmialiśmy. - Co ty tu robisz? Postanowiłeś wrócić?
- Tak. Wszystko już załatwiłem. Ale... Jugeumi. Kiedy zdążyłaś wrócić?
- Niedawno.. W sumie to nie było zaplanowane. Samo jakoś tak wyszło..
- Rozumiem, że... jesteście ze sobą..?
- Tak! - Krzyknął MyungSoo. - Jesteśmy. - "Dziwne.." Zadzwonił mój telefon.
- Jugeumi..! - Wołał mnie wysoki głosik. - Kocham cię... Więc żegnaj. - Brzmiał niepokojąco.
- Sun... SungJong? O czym ty do cholery mówisz?!
- Kolor mojej krwi.. - Westchnął. - Nie wiedziałem, że może być taki piękny... Nie wiedziałem, że ból może przynieść ulgę...
- SungJong!! Gdzie teraz jesteś?!
- Jestem tu, gdzie powinienem... Umrę w miejscu, w którym zaczęła się śmierć. - Rozłączył się. Spojrzałam po chłopakach ze łzami w oczach. Nic nie tłumaczyłam. Nie słuchałam ich pytać. Po prostu schowałam telefon do kieszeni i pobiegłam najszybciej, jak umiałam.
 Miejsce, gdzie młody wyznał mi uczucia.. Dobrze myślałam. Siedział skulony w cieniu drzew. Krew obficie spływała po jego delikatnych dłoniach. Podeszłam do niego. Ścisnęłam jego nadgarstki, hamując krwotok.
- Co ty wyprawiasz idioto?! Oszalałeś?!! - Łzy ujrzały światło dzienne. Zwyczajnie się złamałam.
- Dlaczego tu jesteś? Zmieniłaś zdanie? - Prychnął sarkastycznie, omdlewając. Wyrwałam mu żyletkę i ścisnęłam w pięści.
- Głupku... - Wycedziłam przez zęby. - Robisz to tylko po to?! EGOISTA!!! - Ryknęłam i rzuciłam metalowym narzędziem o drzewo. - Idziemy. - Pociągnęłam go. Nawet nie stawiał oporu. Domyślam się, że nie miał na to siły..
 Poszliśmy do domu, ponieważ nie chciał iść do szpitala. Opatrzyłam go i ułożyłam w łóżku. Nie chciałam z nim zostawać. Właściwie, kiedy wszystko miało być okej, miałam zamiar wyjść, ale złapał mnie za rękę i nie chciał puścić.
- Zostań.. - Jego głos był zachrypnięty. - Nie zmieniłaś się Jugeumi. - Uśmiechnął się. - Mimo że ja i MyungSoo.. Z resztą Hoya też. Jesteśmy zupełnie inni, ty zachowujesz się, jak przy ostatnim spotkaniu. I jak tu cię nie kochać?
- Nie mów tego! To denerwujące. Szukasz przygnębienia?! Dlaczego cały czas o tym wspominasz?! - Wkurzyłam się.
- Ponieważ cię kocham.
 Przeraża mnie to uczucie. - Wyrwałam się mu. - Przeraża mnie, że czujesz to do mnie. - Jego oczy momentalnie się zaszkliły. - Dlaczego akurat ja? MyungSoo się już dla ciebie nie liczy? Wiesz, że on wyrzekł się miłości do mnie, tylko i wyłącznie dla ciebie? - Oboje płakaliśmy.
- Ale...  I tak dopiął swego..
- No właśnie. Dopiął. Więc pozbądź się tego uczucia.
- Nie zapytasz gdzie moi rodzice?! - Krzyknął, kiedy byłam już w progu drzwi. - Nie zapytasz, jak się czuję? Czy rozmawiałem z SungGyu? O nic nie pytałaś, odkąd wróciłaś.
- Twoi rodzice są w delegacji. Czujesz się źle, bo cię nie kocham. Nie rozmawiałeś z SungGyu z nadzieją, że zdołasz mnie odbić MyungSoo.
- Jedno jest źle. - Nie wiedziałam o czym on mówi.
- Co?
- Moi rodzice.. - Załkał. - Oni nie żyją. - Zamarłam. Słyszałam jak bardzo płacze. Jak brakuje mu powietrza. Wróciłam do niego. Przytuliłam go do siebie. Długo nie przestawał. - Miałem nadzieję, że zostaniesz ze mną. Że zajmiesz się mną. - Wydusił.
- Umiesz o siebie zadbać. Przecież kiedy byli w delegacji..~
- Wtedy miałem kucharzy. Nie stać mnie na to. Jugeumi... Co ze mną będzie? - Nie wiem młody. Co się z tobą stanie. Co się stanie z MyungSoo.. Nawet nie wiem, czy dożyję jutra, więc nie pytaj mnie o takie rzeczy. Teraz... Teraz ja sama chciałabym umrzeć.
_________________________
Smutno. :(

wtorek, 5 marca 2013

Rozdział XXVII.

Zmieniłeś się. Bardzo. Możliwe, że nawet za bardzo. I może właśnie dlatego mnie przerażasz. Boję się, że całkowicie cię straciłam. Że miłość, którą mi wtedy pokazałeś, rozpuściła się w nieuchwytnej mgle. Chciałabym móc mieć pewność. Ale nie ma takiej sposobności. Pewność nigdy nie istniała. Jedyne, czego jestem pewna, to kres mojego życia. Nic innego nie zasługuje na moją uwagę.

Znów biegłam. Bardzo szybko. Dwie nogi, odbijające się od ziemi dudniły w chłodny asfalt tuż za moimi plecami. Niepokój. Smutek... Chciałam, żebyś odszedł. Chciałam, żebyś zniknął. Nie miałam ochoty znowu przerabiać tego samego. Powiedziałam, co do mnie należało. W tym miejscu kończy się moja rola dobrej niani. Jesteś już dorosły dzieciaku. Usamodzielnij się.
 Byliśmy na tej polanie, na której wszystko się zaczęło. Ja i ty. Oboje wiedzieliśmy, że to nic nie da. Że MyungSoo jest, był i będzie dla mnie najważniejszy. Nie zdołasz go doścignąć. Spóźniłeś się i to bardzo. Twoje pieniądze nie zrobią już na mnie wrażenia, ponieważ sama mam ich więcej. Usiadłeś na trawie. Zachęcałeś mnie do rozmowy, ale wciąż odmawiałam. Nie widziałam sensu w sypaniu soli do rany. Najlepsze, co mogłam dla ciebie zrobić, było zerwanie wszelkiego kontaktu. Ale nie zrobiłam tego, bo wiedziałam, że popadłbyś w depresję. Wróciłam za wcześnie...
- Wysłuchaj mnie przynajmniej. - Pociągnąłeś mnie za rękaw, lecz ja nadal nieustępliwie oddalałam się od ciebie. - Nie rób mi tego, błagam. - Widziałam twoje łzy zbyt często. Przestały robić na mnie wrażenie. - Naprawdę cię kocham. - Cedziłeś te słowa przy każdej sposobności. - Zostań ze mną. - Zdradzałeś swojego przyjaciela. Ale nie pozwolę na to. Jestem lojalna i honorowa. - Co on ci może dać? - Więcej niż myślisz. - Jestem od niego lepszy. - Raczej zadufany w sobie. Nie spotkałam się jeszcze z tymi słowami tak pewnie tłoczącymi się w twoich słodkich ustach. Jak to jest, że nadal pamiętam ich smak..? - Nic nigdy nie poczułaś? - Zatrzymałam się. Nic? Coś? Czy to coś zmieni? Uczucia przychodzą i odchodzą. Wgapiałeś się we mnie. - Poczułaś. Więc czemu to robisz? - Szarpnęłam się. W końcu mnie puściłeś. Nie chciałam już biec. Wiedziałam, że i tak pobiegłbyś za mną. - Ockniesz się wreszcie?!! Zauważ, jak wiele dla ciebie robię!!! - Raczej dla siebie. Nie miałam ochoty tego słuchać. Wyciągnęłam telefon i słuchawki. Pierwsza, najgłośniejsza piosenka była prawdziwym ukojeniem dla moich uszu. Wkurzyłeś się i to ostro. Uderzyłeś mnie w twarz. Oddałam ci. Nie pozwolę na takie traktowanie mojej osoby. Skuliłeś się. Teraz twój szloch przerodził się w paniczny ryk. Nie chciałam taka być. Ale nie zamierzałam powiedzieć przepraszam. Przecież nie mogłam niechcący cię uderzyć. - Co się z tobą stało? - Już mówiłam. Nie łódź się, że mnie znasz, bo rzeczywistość jest zupełnie inna. - Moja miłość nic dla ciebie nie znaczy? - Jakby się zastanowić... Nie. Mimo tych pocałunków, słodkich słów i tego wszystkiego... Na myśl o tym mdli mnie. Dzieciaku. Nie wydoroślałeś jeszcze. Robisz te same głupstwa. Zachowujesz się żałośnie. Nie toleruję takiego sposobu bycia. Więc odejdź, póki nie zaczęłam cię bić w celu pozbycia się twojej irytującej osoby. Odejdź. Zniknij. Przepadnij.
_____________________________
Taki tam bonus :D

Rozdział XXVI.

~ Zanim zacznę. Wiem, że po myślnikach w dialogach powinna być mała literka, ale to takie moje dziwactewko albo znak rozpoznawczy xD Już do tego przywykłam i nie sądzę, żebym miała to zmienić ;p Mam nadzieję, że nie przeszkadza to w czytaniu ^^ - Enjoy~~

 Po około tygodniu wszystko było już dobrze. Lub miało być...
Lekarz nas wypisał.poszliśmy do recepcji oddać klucz od pokoju. Zapłaciłam za leczenie MyungSoo. Zobaczyłam, że chłopak się nad czymś zastanawia.
- Coś nie tak? - Spojrzał na mnie, jakby wyrwany z głębokiego snu.
- Emm... Masz gdzie spać? - Zapytał nieśmiało. Zaśmiałam się i odparłam.
- Nie. Nie mam. A co? Mam iść do ciebie? - Kiwnął głową. Skierowaliśmy się ku drzwiom wyjściowym. - Nie powinieneś mieć takich blokad. Jesteśmy dorośli, więc nie masz się czego wstydzić. - Uśmiechnęłam się, rozglądając się dookoła. - Jeśli chcesz czegoś spróbować lub zapytać, to zrób to. Nie chcę, żebyś później czegoś żałował.
- Skoro tak.. - Mruknął i dosłownie rzucił się na mnie. Wpił się w moje usta. Byłam w szoku. Dotknęłam jego policzka, a on chwycił mnie w biodrach. Poczułam przyjemne dreszcze. Motyle szalały w moim brzuchu. Chociaż... To nie były już motyle. To było stado dzikich koni, dudniących kopytami po moich wnętrznościach. Niesamowite. Tylko o tym byłam w stanie myśleć. MyungSoo odchylił się ode mnie, uciekając wzrokiem. Uśmiechnęłam się i złapałam go za podbródek.
- Jak już zacząłeś, to skończ. - Spojrzałam mu prosto w oczy. - Rób tak częściej, dobrze? - Zaśmiał się i złapał mnie za rękę. Czułam jak z moich pleców wyrastają skrzydła. Chcieliśmy iść dalej, ale dobiegł mnie cichy, aczkolwiek dosłyszalny szloch. Odwróciłam się. Na ziemi siedział skulony SungJong. Spojrzałam na MyungSoo. Nie wiedzieliśmy co zrobić. Podeszłam do młodego i kucnęłam przy nim.
- Mała kuleczko? Doskonale o tym wiedziałeś, więc dlaczego teraz płaczesz, hmmm? Nie powinieneś się cieszyć, że twój hyong jest szczęśliwy? - MyungSoo zbliżył się i złapał mnie za ramię.
- Zostaw go Jugeumi..
- Nie. Czy ty chciałbyś zostać sam z problemem? To sytuacja jak każda inna i musimy znaleźć jakieś racjonalne rozwiązanie. Słuchaj młody. - Zwróciłam się do SungJonga. - Jak nie ja to inna. Albo inny... Dlaczego nie spróbujesz otworzyć się na SungGyu? Przecież wiesz, że on coś do ciebie czuje...
- Ale.. - Wytarł łzy rękawem. - Jemu chodzi tylko o jedno...
- A kiedy ostatni raz to z tobą zrobił?
- Gdyby się zastanowić... Zanim wyjechałaś.. Później już nie.
- A wiesz dlaczego? Bo wiedział, że nie będziesz miał oparcia we mnie. Nie chciał cię krzywdzić, zaspokajając własne potrzeby. Spróbuj...
- Powinienem..?
- No przecież mówię. Zaufaj mi.
- Skoro tak... Zgoda. - Wstał. - Dziękuję... Jugeumi Chonsa. - Ukłonił się.
- Nie ma za co.
- Nie przejmuj się. Wszystko się ułoży. - Zapewniał MyungSoo. - Ja też mogę ci to zagwarantować.
- Zapamiętam to i w razie reklamacji się do ciebie zgłoszę, hyong. - Zaśmiał się. Dobry humor powrócił..

Weszliśmy do mieszkania. Nic się nie zmieniło. Wciąż te same meble i kolory ścian.
- Rozgość się. - Usiedliśmy przy stole. - Na długo zostajesz? - Westchnęłam. Właśnie tego pytania chciałam uniknąć za wszelką cenę.
- Sama jeszcze nie wiem.. Zależy jak bardzo mnie potrzebujesz... - Wzięłam głęboki oddech. - Ale oboje wiemy, że w końcu i tak będę musiała odejść z powrotem.
- Jeszcze nie teraz. - Złapał mnie za koszulkę. - Gdzie rezydujesz?
- W Inchenon.
- Nie aż tak daleko. - Uśmiechnął się i spojrzał na mnie z pożądaniem. - Chcę zostać z tobą najdłużej, jak to możliwe.
- Wiesz... Zastanawiałam się ostatnio, jak to właściwie możliwe, że zakochałeś się tak szybko..?
- Od momentu, kiedy spaliśmy razem podkochiwałem się w tobie, ale nie chciałem się przyznać. No i w międzyczasie SungJong zdążył mnie wyprzedzić.
- No no.. Kto by się spodziewał?
- Nie mówmy już o tym. Teraz chcę ciebie i tylko ciebie. - Zaczął na mnie napierać, ponowne przysysając się do moich ust. Tym razem pocałunek był intensywniejszy. Chłopak wsunął ciepłą dłoń pod moją koszulkę. Uśmiechnęłam się.
- Drapieżnik, co? - Wycedziłam przez pocałunek.
- Nie gadaj, tylko całuj. - Zaśmiał się, kontynuując. Czyżby nadal było mu mało..?

Zmienił się. Straszliwie się zmienił. Czy na lepsze..? Nie mogłam być tego pewna. Z jednej strony byłam bardzo ciekawa jego osoby. Jego ciała... Chciałam go odkrywać na nowo. Ale nowy MyungSoo w pewnym sensie mnie przerażał. Słodycz, urok, niewinność... Te cechy zanikły. Straciły na swojej wartości. 

Pchnął mnie na łóżko. Był silny. Spoglądałam w jego rozpalone ślepia. Ujął mnie swoim ciałem. Cicho stęknęłam. Czułam na sobie, jak jego serce przyspiesza tempa.
- MyungSoo przestań. - Spojrzał na mnie, odrywając się od mojej szyi. - To zbyt wiele... - Westchnął i się podniósł. - Oczywiście nie myśl, że cię nie kocham. Po prostu nie chcę wszystkiego mieć już za sobą. Pewne rzeczy trzeba odłożyć na później.
- Rozumiem. Po prostu mnie nie chcesz... - Chciał odejść, ale złapałam go za rękę.
- Nie mów tak. Chcę, ale po prostu... Zaczekajmy z tym jeszcze trochę..
- Jasne...
- MyungSoo! Nie zmuszaj mnie do tego w ten sposób... - Zaśmiał się.
- No przecież wiem. - Jęknął i położył dłoń na mojej głowie. - Zaczekam i przez ten czas sam też dorosnę. - Uśmiechnęłam się.
- Jesteś najlepszy. - Wstałam i przytuliłam się do niego. - A tak właściwie, to gdzie jest Hoya?
- Wyjechał. - Posmutniał.
- Ale jak to... Dlaczego wyjechał?
- Miał kilka spraw do załatwienia.
- Spraw? I pojechał sam? Dlaczego nie pojechaliście z nim?
- Nie chciał, żebyśmy się dołączyli. - Położył się na łóżku. - Kazał nam zostać, więc zostaliśmy.
- Czy to możliwe... że chciał mnie odnaleźć? Mógłby pojechać, żeby mnie szukać..?
- Dlaczego o to pytasz? - Zaciekawiony przeniósł się do pozycji siedzącej. - Stało się coś..?
- Był ktoś u mnie. Nie wiem kto. Centrala zapytała, czy mogę przyjąć gościa, ale odmówiłam. To mógł być on.. - Zmartwiłam się.
- Masz rację.. - Spojrzał na mnie - To było w Inchenon?
- Tak. Powinniśmy tam pojechać?
- To by dziwnie wyglądało. - Wstał i podszedł do okna. - Powinniśmy siedzieć w miejscu. Przynajmniej na razie. - Westchnął.
- MyungSoo... nie martw się tym.
- Nie martwię się. - Uśmiechnął się i wyszedł do łazienki. Czułam się bynajmniej dziwnie. MyungSoo chciał... To było nie do pomyślenia... Ten nieśmiały chłopak.. Czyżby wydoroślał? Wydawało mi się dziwne... jego zachowanie. Sposób bycia. A nawet gestykulacja i ton głosu. Całował mnie bez najmniejszych wahań... Coś musiało się za tym skrywać.
Wrócił.
- Wszystko w porządku?
- Powiedzmy. Chcesz iść coś zjeść na miasto? Podczas twojej nieobecności otworzyli kilka dobrych knajp.
- Zrób jak uważasz. - Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. - MyungSoo... Dlaczego taki jesteś?
- Jaki?
- No... taki. Wcześniej zachowałeś się zupełnie inaczej.
- Mężczyźni też dorastają, Jugeumi Chonsa. - Zaśmiał się. - Dlaczego miałbym się zachowywać jak licealista?
- Może i masz rację.. - Westchnęłam. - Ale nadal... Nie potrafię się przyzwyczaić do nowego ciebie. Czy to możliwe, że dwa lata aż tak bardzo zmieniają człowieka..? Zmieniłeś się w przeciwieństwo własnej tożsamości.
- Przeciwieństwo powiadasz.. - Wyglądał na złego. Nigdy wcześniej nie widziałam u niego takiego wyrazu twarzy.
- Oczywiście nie chcę cię urazić, czy coś..
- Czy coś. - Puścił mnie i poszedł w przeciwnym kierunku. Niech idzie. Chyba za długo ze sobą przebywaliśmy...

poniedziałek, 4 marca 2013

Rozdział XXV.

Jego dłoń drgnęła. Od razu przerzuciłam wzrok na jego twarz.
- MyungSoo..? Słyszysz mnie? - Ścisnął moją rękę. - MyungSoo... - Szepnęłam. Otworzył oczy i spojrzał na mnie z niezrozumieniem. 
- Co ty... tu robisz..? - Wydukał. 
- Nie mów nic. Jesteś osłabiony MyungSoo... - Westchnęłam. - Przyjechałam załatwić kilka spraw i zobaczyłam cię przez przypadek. Ale teraz odpocznij i nie myśl o tym. Jestem tu, żeby znów cię chronić. - Wytarłam łzy z jego twarzy. - Nie płacz, bo ja też zacznę płakać... MyungSoo...
Kocham cię. 

Pukanie do drzwi. Kilka powolnych kroków. Nieograniczona radość. 
- SungJong, bo go zamęczysz. - Zaśmiałam się. - Nie zmuszaj go do mówienia. Niech odpocznie. 
- Dobrze. - Uśmiechnął się i usiadł obok mnie, przy łóżku MyungSoo. - Miałaś rację. Wszystko będzie dobrze. 
- No widzisz? Ja mam zawsze rację. - Zaczęliśmy się śmiać. Do sali wszedł lekarz. Ja i SungJong wstaliśmy jednocześnie, jak na zawołanie. Spojrzeliśmy na starszego pana oczekując wieści. Ten tylko ciepło się uśmiechnął. 
- Wypiszemy go za kilka dni. Ale musicie mieć go na oku. 
- Dziękujemy. - Ukłoniłam się sama, ponieważ SungJong najwidoczniej był w ciężkim szoku. Kiedy sędziwy pan wyszedł, młody doznał wariacji. Zaczął skakać z radości i wieszać się na mojej szyi. 
- No już, uspokój się. - Lekko go odepchnęłam i usiadłam tuż obok MyungSoo. - Potrzebujesz czegoś? Jesteś głodny? - Postanowiłam dać do zrozumienia młodemu, że nie ma u mnie szans. 
- Właśnie! Hyong! Przynieść ci coś? - Udawał, że wszystko jest w porządku. MyungSoo dał nam do zrozumienia, że chciałby coś zjeść. SungJong postanowił przynieść coś dla niego, dając nam chwilę dla siebie. 
- Tęskniłam. - Uśmiechnęłam się do przyjaciela. Złapałam za wilgotny ręcznik i zaczęłam wycierać nim twarz chłopaka. Złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy. Znów byłam w stanie dostrzec ten błysk. Żył. Wracał do siebie. - Zapomniałam ci powiedzieć, że wyładniałeś. - Uśmiechnęłam się. - Zaczynam jeszcze bardziej cię kochać. O ile to możliwe. - Zaśmiał się cichutko. Do sali wbiegli młody i Gyu. SungJong podał mi kanapkę, zapewne kupioną na stołówce.
- I jak on się czuje? - Zapytał lider. Odpakowałam kanapkę z folii.
- Jest już dobrze. Nie ma co panikować. - Włożyłam rękę za plecy MyungSoo i podciągnęłam go do góry. Zbliżyłam kanapkę do jego ust. Wziął duży kęs. Uśmiechnęłam się, widząc jego apetyt. - Sam widzisz. - SungGyu odetchnął z ulgą.
- MyungSoo. Napędziłeś mi stracha.
- Nie tylko tobie. - Odezwałam się do lidera. - Dawno nie przeżyłam takiego szoku. I to w dodatku tak niespodziewanie.
- Wszyscy się bali. - Wtrącił młody. Miał całkowitą rację. Wszyscy się bali.

SungGyu poprosił o chwilę dla siebie i MyungSoo. Ja i SunJong wyszliśmy na pusty korytarz. Zatrzymaliśmy się przy dużym oknie.
- Przepraszam. - Zaczął. - Nie powinienem był...
- Po prostu zapominasz o tym. To normalne. Zanim się przyzwyczaisz do nowego stanu rzeczy, minie trochę czasu.
- Um. - Kiwnął głową, a jego długa grzywka niesfornie opadła na oczy. - Na prawdę staram się zapomnieć. I to z całych sił, jednak...
- Musisz przezwyciężyć samego siebie. Ostatnio mówiłeś, że już ci przeszło...
- Może nie do końca.
- Okłamałeś mnie. - Westchnęłam.
- Po prostu nie chciałem komplikować tego jeszcze bardziej.
- Poprzez kłamstwo.
- Naprawdę nie chciałem...
- Przypadkowe kłamstwa nie istnieją.
- Jugeumi Chonsa! Dlaczego taka jesteś!! - W jego oczach stanęły łzy.
- Jestem sobą. Nigdy nie widziałeś mojego prawdziwego oblicza, które zabija i nie ma serca?
- Skoro nie masz serca, to jak możesz kochać?
- Kocham kogoś, kto doskonale zna to oblicze. Widział je na własne oczy i dotknął go. Niech ci się nie wydaje, że mnie dobrze znasz. Wielu rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz.
- Przestań taka być! - Łzy wydostały się na policzki. Toczyły się wolno ku dołowi, udając krople rzęsistego deszczu. - Próbujesz udawać chłodną?!
- Próbuję?! Zastanów się dzieciaku!! Znasz mnie?! Tak ci się może wydawać! - Mój głos również zaczynał płatać figle.
- Przestań! - Złapał w pięści moją koszulę i zaczął szarpać. - To nic nie da! Za bardzo cię... - Zatrzymał zdanie i spojrzał w moje oczy. Zbliżył się, za co impulsywnie go odepchnęłam.
- SungJong!! - Wrzeszczałam. - Obiecałeś!!! Jesteś kłamcą!! - Powstrzymywałam się jak to było możliwe na obecną chwilę. Byłam pod wpływem wielu uczuć. Czułam złość. Nienawiść. Rozczarowanie. Gorycz. Chciałam uciec. Jak najdalej i jak najszybciej. Ale nie mogłam. MyungSoo na mnie czekał. - Nie waż się!! Nawet się nie waż do mnie podchodzić, bo cię zabiję..!! - Chwila na zastanowienie i wielki wybuch. - BEZ SKRUPUŁÓW!!! - Widziałam jak drży. Bał się. Znałam doskonale ten wyraz twarzy. Włożyłam rękę do kieszeni. Przysięgam, to było odruchowe. Młody zwiał. Skutecznie się mnie wystraszył. Mimo wewnętrznego spokoju, odczuwałam poczucie winy. Chyba jednak powinnam się powstrzymać...

niedziela, 3 marca 2013

Rozdział XXIV.

Oboje zasnęliśmy przy łóżku MyungSoo. Obudził mnie przerażający pisk kardiogramu. W sali natychmiast pojawili się lekarze. Odepchnęli mnie i SungJonga. Upadliśmy pod ścianę.
- Hyong!! - Młody wyrywał się spomiędzy ramion lekarzy. Złapałam go za biodra i przytuliłam do siebie.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. - Wyszeptałam zaspana. - Opanuj się młody. Nic mu nie będzie. To przecież MyungSoo. - Wymusiłam uśmiech.
- Jugeumi Chonsa!! Co jeśli on umrze?! - Płakał wciąż się wyrywając. Przycisnęłam go do ściany i spojrzałam prosto w oczy.
- Posłuchaj mnie uważnie. MyungSoo nie umrze, jasne? Wróciłam i dopóki tu jestem, nie pozwolę mu umrzeć. I wbij to sobie do głowy. - Spoglądał na mnie z przerażeniem. - Dotarło? - Pokiwał głową.
- Jugeumi.. - Ponownie wtulił się w moje ramiona. - Boję się...
- Nie masz czego. Wszytko wróci do normy. - Pogłaskałam go po głowie. - Chcesz się przejść? Trochę świeżego powierza dobrze nam zrobi.
- Okej. - Poszliśmy nad rzekę.

Był środek nocy. Na czarnym niebie nie było ani jednej gwiazdy. SungJong zadrżał.
- Jest ci zimno? - Zdjęłam kurtkę i założyłam na niego. Spojrzał na mnie.
- A ty?
- Nie martw się o mnie. - Uśmiechnęłam się. - Mimo że się zmieniłeś, nadal jesteś moim dzieciakiem. Mi nic nie będzie. W końcu jestem Jugeumi Chonsa, co nie?
- Skoro tak... - Westchnął i uniósł głowę.
- Nie martw się juuuuż!! MyungSoo obudzi się lada dzień.Jestem ciekawa jego reakcji. Bądź co bądź jeszcze mnie nie widział. - Zaśmiałam się cicho.
- Um. Pewnie bardzo się ucieszy. - Spojrzałam na niego.
- Tak właściwie to dlaczego nie poszedłeś do domu? I skąd dowiedziałeś się o MyungSoo..?
- Zadzwonili do mnie ze szpitala. I jestem tu, bo nie chciałem zostawiać cię samej.
- Poradziłabym sobie. - Uśmiechnęłam się. - Aish.. Kochany z ciebie dzieciak. - Poczochrałam jego włosy.
- Dziękuję. - Ukłonił się.
- Skąd ta uprzejmość? - Prychnęłam. - To że mamy taką przeszłość, a nie inną, nie znaczy, że musisz się tak odnosić. SungJong. Przyjaźnimy się. - Uśmiechnął się.
-Wiem. Ale najgorsze jest to, że coraz ciężej mi się powstrzymać.
- Powstrzymać od czego? - Zdziwiłam się.
- Od złamania obietnicy.
- Obietnicy..? - Powtórzyłam. - A! Obietnicy..! - Zarumieniłam się. - Mam nadzieję, że jej nie złamiesz...Czułabym się wtedy jeszcze bardziej niekomfortowo...
- Wiem. Dlatego się powstrzymuję.. - Mruknął.
- Idź już do domu SungJong. Ja sobie poradzę. - Westchnęłam. "Słyszałam, że już ci przeszło?" 

Wróciłam sama do szpitala. Zobaczyłam ciemną postać siedzącą nad MyungSoo. Podeszłam bliżej.
- SungGyu?
- Jugeumi Chonsa? - Najwidoczniej wyrwałam go z transu..
- Co ty tu robisz?
- Nie ważne. - Sapnął i usiadł z powrotem.
- Nie chcę się kłócić, zwłaszcza w tak trudnej chwili... MyungSoo jest dla mnie równie ważny.
- Modliłem się... - Westchnął.
- Modliłeś? - Byłam zdumiona.
- Tak. Ja też czasami się modlę. Martwię się o niego...
- Wiesz, co się wydarzyło?
- Wiem tylko, że się z kimś bił. Nie wiem dlaczego. Może zajdziemy coś w jego kurtce?
- Sprawdzę. - Podeszłam do wieszaka i zaczęłam przeszukiwać zakrwawioną kurtkę. Znalazłam kopertę, w której coś było. Wyciągnęłam stosik kartek.
- O cholera... - Stanęłam jak wryta.
- Co jest?
- To moje listy... On.. Miał wszystkie lity, które do niego napisałam.. - Popłakałam się. - Dlaczego on je miał.. Do czego tam doszło?! - Spojrzałam na zagubionego Gyu. - Czemu nic nie mówisz?!! Powiedz coś!!!
- Ja... Naprawdę nie wiem... - Spojrzał na spokojną twarz MyungSoo. - Koleś... Obudź się.. - Westchnął. Złapał go za rękę. To był naprawdę wzruszający widok.
- Obudzi się. Spokojnie.. Musi tylko po prostu odpocząć i przygotować się.
- Przygotować na co..?
- Jeszcze mnie nie widział.
- Rozumiem... Myślałem, że odeszłaś na zawsze. Ale dobrze, że wróciłaś. Chłopaki w końcu przestaną się smucić.
- Na pewno widzieliście mnie nie raz w telewizji.
- Najliczniejsze zabójstwo masowe?
- Pięćdziesiąt osób? Oooo taaak.. - Uśmiechnęłam się.
- Właściwie to po co zabijacie tych ludzi?
- To był najliczniejszy gang w Korei. Sprzeciwili się nam, a my udowodniłyśmy, że liczy się wydajność, a nie ilość. Poza tym od kiedy ty bronisz ludzi, hmm?
- Ehh.. Nie ważne..
- Co z SungJongiem?
- A co ma być?
- Nie zadowalasz go już chyba...?
- Odkąd odeszłaś, nawet go nie tknąłem...
- A powinieneś. Tylko nie tak brutalnie.. Nie czujesz nic do niego?
- Niech cię to nie obchodzi. - Gwałtownie wstał i wyszedł.
- No to ładnie... - Podeszłam do okna. - MyungSoo... Budź się szybciej, bo nie wiem jak długo tu wytrzymam.

sobota, 2 marca 2013

Rozdział XXIII. ~ Kontynuacja, czyli co było dalej?

Pociągi w tym czasie okazały się być bardzo przydatne. Przyzwyczaiłam się do codziennego zgiełku. Mimo że nadal noszę swoje imię, nie uważam się za kogoś godnego podziwu. Zabijać? Oczywiście. Nie mogę stracić pozycji w oczach osób przynależnych do gangu. Nadal kocham to przerażenie. Słowa błagające o litość. Wierzgające ciało... Szalona? Mów o mnie jak chcesz. Nie obchodzi mnie co myślą ludzie. Hoya. SungJong. I ten najważniejszy... MyungSoo... czy nadal o mnie pamiętasz? Mimo że rzadko zdarza mi się pisać listy, o które prosiłeś... Nie możesz nawet odpowiedzieć. Nie chcę, żebyś mnie znalazł. To by przysporzyło problemów, od których ponownie uciekłam. MyungSoo... Mój najpiękniejszy.. Czy masz mi to za złe..? 

Przepełnione ulice. Dookoła tylko ci głupi ludzie. Seoul w godzinach szczytu przeistaczał się w śmiercionośną broń. Jeśli jesteś w grupie - na pewno się zgubisz. Jeśli jesteś sam - na pewno się zgubisz. Czyli jednym słowem, wszystkie zaułki wyglądały niemalże identycznie. I do tego było strasznie gorąco, co podwójnie spowalniało pracę mojego umysłu. Po dłużących się godzinach błądzenia dotarłam do klubu, gdzie miało dojść do podpisania czegoś w rodzaju sojuszu. Gangi zaczynają się nas bać, akurat kiedy najbardziej się rozrastamy...

Spacerowałam wzdłuż rzeki, w dzielnicy Busan, kiedy usłyszałam krzyki, dochodzące z równoległej ulicy. To był naprawdę gorący dzień, więc na zewnątrz nie było prawie nikogo. Zainteresowały mnie owe krzyki. Wydawały się brzmieć bardzo znajomo...
Nadjechała karetka. Wyłoniłam się zza rogu, by dowiedzieć się, w którą stronę zmierza. Czyżby bijatyka? Podeszłam bliżej. Pod ścianą wysokiego budynku leżał zakrwawiony chłopak. Z pojazdu wybiegli lekarze i zasłonili mi go, toteż podeszłam jeszcze bliżej. W podpuchniętych oczach półprzytomnej postaci zobaczyłam dobrze mi znany błysk.
- MyungSoo... - Szepnęłam i zasłoniłam przerażone usta. Chłopak tylko przekręcił głowę w moją stronę, po czym stracił przytomność. Migiem wbiegłam do karetki. Ludzie w białych fartuchach zadawali mi dziwne pytania, na które i tak w większości nie odpowiedziałam. Tym sposobem dojechaliśmy do szpitala. Przebadali go w sali, do której nie mogłam wejść. Czekałam kilka godzin. W końcu podszedł do mnie młody mężczyzna i oświadczył, że mogę wejść. Od razu, gdy się oddalił, pobiegłam do pokoju. Uklękłam przy łóżku przyjaciela. Złapałam go za ciepłą rękę. Spod jego podpuchniętych oczu leciały łzy.
- MyungSoo..? Słyszysz mnie? - Szeptałam drżącym głosem. Jego idealna cera była teraz posiniaczona i poraniona. Nie odezwał się. Podbiegłam do jednej z pielęgniarek krzątających się po korytarzu.
- Przepraszam... Czy on jest w śpiączce? - Wskazałam na przyjaciela.
- Tak. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Więc... Więc dlaczego płacze?
- Może mu się coś śni, albo widzi obraz z przeszłości... Jego podświadomość może mu teraz pokazywać rzeczy, które bardzo przeżył w ostatnich dniach.
- Rzeczy, które bardzo przeżył..? - Powtórzyłam. - A sprzed dwóch lat?
- To możliwe. - Ukłoniła się. - Przepraszam. Muszę już iść.
- Dziękuję. - Skinęłam głową i wróciłam na swoje miejsce. - MyungSoo... Co się stało? Dlaczego płaczesz..? - Przyglądałam mu się pilnie. - Słyszysz mnie, i to pewnie przez to.. - Wytarłam jego łzy. - Jestem przy tobie. Mogę znów cię chronić. - Usłyszałam trzask drzwi. Gwałtownie wstałam. Zamarłam. Moje serce waliło jak oszalałe.
- Jugeumi Chonsa!! - Jęknął wysoki głosik. - Co ty... - Był bardzo zdziwiony. A może przerażony..?
- To przypadek.. Szłam rzeką i... - Nie mogłam kontynuować, ponieważ zostałam objęta przez długie ramiona SungJonga.
- Jak mogłaś tak odejść bez słowa?!! - Płakał. - Jak mogłaś mi to zrobić?!! Aż tak mnie nienawidzisz..?
- Dobrze wiesz, że cię nie nienawidzę...
- W każdym razie... Cieszę się, że żyjesz.
- Gdybym nie żyła, to cały kraj by o tym mówił. Jestem teraz jeszcze bardziej popularna niż wcześniej.. - Westchnęłam. - I w sumie to nie wiedzie mi się źle.
- To dobrze. - Podrapał mnie po plecach. - Tęskniłem za tobą jak cholera.. - Zaśmiałam się cicho.
- Właśnie widzę. - Złapałam go za ramiona i odsunęłam. Wytarłam łzy z jego twarzy i się uśmiechnęłam. - Już dobrze.
- Um. - Kiwnął głową, westchnął i podszedł do MyungSoo. - Ale tak właściwie... to co mu się stało? - Spojrzał na mnie.
- Nie wiem. Po prostu przechodziłam niedaleko i usłyszałam krzyki. Później jechała karetka, więc się zaciekawiłam. Kiedy się zorientowałam, że to on, zaczęłam panikować..
- Kochasz go, prawda? - Wymusił krzywy uśmiech.
- Skąd ty... - Posmutniałam.
- Powiedział nam. Ale w porządku. Rozumiem. W końcu spełniłaś moją ostatnią prośbę, nie? Musiało ci być ciężko wytrzymywać ze mną i jednocześnie go kochać.. Nie waż się o mnie martwić. Już mi przeszło. - Zaśmiał się. Usiadł na krześle obok łóżka szpitalnego. - Hyong... Coś ty narobił? Ładne to tak spać, kiedy Jugeumi Chonsa tu jest? - Uśmiechnęłam się. Czyli to jednak było zauroczenie..?
- Wiesz co? Zobaczyłam cię zaledwie kilka minut temu, a już widzę jak bardzo się zmieniłeś przez te trzy lata. Nie wspominając o tym, że włosy ci strasznie urosły i zmężniałeś.
- Nie mów tak, bo znowu się zauroczę. - Zaśmiał się. - A tym razem hyong mi nie daruje. Więc nie mogę się zakochać.

Siedzieliśmy w zaciemnionej sali kilka godzin. Opowiadałam, co się ze mną działo przez ten cały czas. SungJong uważnie mnie słuchał. W międzyczasie analizowałam jego sylwetkę. Naprawdę bardzo się zmienił. Jego palce i ramiona są jeszcze dłuższe niż ostatnim razem. Jest o wiele wyższy i szczuplejszy. Ten dzieciak z pierwszej liceum już zniknął. Mam teraz przed sobą dorosłego mężczyznę. Widać było, że starał się pakować. Ale u niego mięśnie wyglądałyby nienaturalnie. Mimo wszystko on zawsze zostanie dla mnie słabym dzieciakiem, którego uwielbiam wyciągać z opresji. Nieświadomie się uśmiechnęłam.
- I tak to właśnie było. - Westchnęłam kończąc swój monolog. - Miałam takie momenty, że zastanawiałam się, kiedy właściwie zacząłeś mnie lubić... Czy wtedy w fabryce, kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, czy kiedy obroniłam cię przed SungGyu w nocy, gdy u mnie spałeś...
- Sam chciałbym to wiedzieć. - Zaśmiał się. - To wypłynęło bardzo niespodziewanie.
- Rozumiem. - Podniosłam się, gdyż moje nogi zaczynały drętwieć.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. Czy to sen? Jak to możliwe, że Jugeumi Chonsa wróciła?
- Już jestem. - Uśmiechnęłam się i podeszłam do okna. - Wygląda na to, że zostanę w Seulu dłużej niż planowałam. Przecież nie zostawię tak MyungSoo. On też nade mną czuwał, gdy byłam nieprzytomna...
- Bardzo przeżył twoje odejście. Płakał całymi dniami. A ja razem z nim. Hoya miał ci za złe, że nie pożegnałaś się z nim. Ale w sumie... My mięliśmy pożegnanie.
- Bardzo spontaniczne. - Dodałam. - Sama jeszcze wtedy nie wiedziałam, że wyjadę. Samo tak jakoś wyszło.
- Zostań z nami jak najdłużej. Potrzebujemy cię Jugeumi.
___________________________________________________________
Dalsza część już jest :3 Wooohohohooho zobaczycie co za szataństwo planuję :> Dziękuję wszystkim za czytanie <3 kocham <3 i dziękuję noonie za gify <3 teraz posty będą urozmaicone ^^ Do następnego rozdziału :)

piątek, 1 marca 2013

Rozdział XXII.

Upadłam prosto w ramiona MyungSoo.
- Przeziębisz się! - Krzyknął mi prosto do ucha.
- Trudno. - Westchnęłam.
- Trudno?! - Powtórzył. - Coś się stało? - Złapał mnie za ramiona, lekko odchylił i spojrzał mi w oczy.
- Nie. - Uciekałam wzrokiem gdzie popadnie.
- Jugeumi Chonsa..- Dotknął moich mokrych włosów. - Chcesz iść do mnie? - Pokiwałam głową. Wziął mnie na ręce powędrował do budynku, w którym kiedyś wspólnie oglądaliśmy zdjęcia.
 Usadził mnie przy stoliku, a sam zaparzył herbatę.
- Dziękuję. - Mruknęłam cicho.
- Co się stało? - Usiadł naprzeciwko mnie. - Pokłóciliście się?
- Tak jakby... - Westchnęłam. - Po prostu nie każ mi do niego teraz wracać...
- A o co poszło? - Możesz mi przecież powiedzieć. - Uśmiechnął się lekko, ale stanowczo pokręciłam głową.
- Nie chcę o tym mówić.
- Znów cię pocałował? - Spojrzał na mnie. Zaczęłam się wiercić. Poczułam jak na moją twarz wypływa soczysty rumieniec.
- To jest... - Zacięłam się na chwilę. - Zgodziłam się na to. Zdradziłam własne uczucia MyungSoo! - Zaczęłam płakać. - Nie chciałam tego ale uległam! Przeze mnie on będzie jeszcze bardziej cierpiał! - MyungSoo najwyraźniej nie wiedział, co ma zrobić.
- Nie martw się. - Wstał i usiadł obok mnie. - Po prostu... Nigdy więcej tak nie rób. - Poklepał mnie po plecach.
- Więc nie każ mi już do niego wracać... Ja nie chcę...
- Dobrze. - Uśmiechnął się. - Zostaniesz u mnie.


Siedzieliśmy przy stole do późnego wieczora. Prawdę mówiąc... zasnęliśmy w salonie. Rano obudziłam się pierwsza. Usiadłam przy oknie i obserwowałam krople leniwie toczące się po gładkiej powierzchni szyby.
 Ulewa nie ustawała. Dopiero po kilku godzinach MyungSoo zaczął się wiercić i otworzył oczy.
- Już nie śpisz?
- Nie.. Od rana myślałam. Chyba powinnam odejść... To odpowiedni moment... - Westchnęłam. - Sytuacja zaczyna się za mocno komplikować.
- Odejść..?! Przenosisz się?! - Ożył.
- Przeniosę, zabiję... Co za różnica. Najważniejsze jest to, że już mnie tu nie będzie.
- Dlaczego chcesz zniknąć?!! Dlaczego tak nagle?!!! - Wrzeszczał ze łzami w oczach.
- To nie jest nagła decyzja. Już od dawna o tym myślę...
- Dlaczego..? - Szeptał.
- Bo cię kocham. - Słowa, które powiedziałam, wypełniły pustą ciszę. Serce chciało się zatrzymać w mojej klatce piersiowej. Czułam jak robi się gorąco. Chłopak patrzał na mnie przerażony.
- M...mnie..? - Wskazał palcem swoją osobę. - Ale... Ale jak to... - Wstał.
- Dlatego odejdę. - Zeskoczyłam z parapetu i stąpałam w stronę drzwi wyjściowych, kiedy MyungSoo złapał mnie za rękę.
- Nie... - Zapłakany przecząco pokręcił głową. - Nie znikaj. Proszę!! - Spojrzał na mnie. - Jakoś to będzie! Rozwiążemy to!! Dobrze? - Wymusił uśmiech.
- Nie dane nam było zostać razem do końca. Przepraszam MyungSoo.. Jestem szczęśliwa, że traktowałeś mnie jak przyjaciółkę.
- To ja przepraszam, że nie zauważyłem i że nie odwzajemniłem twojego uczucia! Ale... Nawet jeśli. Nie możesz zostać dla SungJonga? - Popatrzyłam na niego gniewnie.
- Chciałbyś, żeby SungYeol był z tobą tylko dlatego, że ty go kochasz, mimo że sam nic do ciebie nie czuje?
- No... Niby nie... - Westchnął. - A jeśli spróbujemy? - Zarumienił się lekko, ale nieugięcie spoglądał w moje oczy.
- To byłoby wbrew tobie. Nie chcę tego wymuszać.. - Odwróciłam się. - Po prostu zapomnijmy o tym, co tu dzisiaj zaszło. I zapomnij o mnie. Jugeumi Chonsa... od jutra... przestaje istnieć... - Stopniowo ściszałam ton głosu. - Kiedy skończysz lekcje przyjdź na peron. Będę czekać. Powiemy sobie do widzenia i nie zobaczymy się już nigdy więcej...
- Przestań.. - Oparł czoło o moje ramię. - Nie chcę się rozdzielać. - Płakał.
- Przykro mi.. MyungSoo. - Przygryzałam wargi, żeby się nie rozklejać. Nie chciałam mu ulegać. Wiedziałam, że to musi dojść do końca. Nie można tego dłużej ciągnąć w ten sposób...

 Wybiła trzynasta. Pociąg miał zaraz przyjechać. Siedziałam na ławce trzymając walizkę między nogami. Rozglądałam się dookoła wypatrując MyungSoo. Szedł w moją stronę ze spuszczoną głową ubrany w czarny garnitur. Trzymał w ręce bukiet czerwonych róż. Skąd wiedział, że lubię te kwiaty..? Kiedy mnie zobaczył, lekko się uśmiechnęłam. Zwinął usta. W jego oczach już stały łzy.
- Mam nadzieję, że nikomu nie mówiłeś. - Podeszłam do niego.
- Nie.. - Mruknął. - To dla ciebie. - Podsunął róże tuż pod mój nos. Zaśmiałam się.
- Dziękuję. - Ukłoniłam się i odebrałam prezent. - Będę za tobą tęsknić... - Westchnęłam.
- Napisz do mnie czasami list. Znasz mój adres, prawda? - Pokiwałam głową. - Jugeumi... - Przytulił się do mnie. - Jak my bez ciebie przeżyjemy..? - Czułam na swoich plecach jego ciepłe łzy.
- Poradzicie sobie jakoś. - Przyciągnęłam go do siebie jeszcze mocniej. Zgniotłam jego garnitur w pięściach. Zamknęłam oczy.
- Wróć do mnie, kiedy nadejdzie odpowiednia pora...
- Na pewno kiedyś się jeszcze spotkamy. Wbrew pozorom, Korea nie jest taka znowu duża. - Zaśmiałam się. Przyjechał pociąg.
- Do zobaczenia. - Ujął moją twarz w ciepłe dłonie i delikatnie musnął moje usta. Szeroko otworzyłam oczy.  - Nie zapomnij o tym. - Wprowadził mnie do wagonu. Szybko otworzyłam okno. Chciałam go widzieć najdłużej jak się da.
- MyungSoo.. - Pociąg powoli ruszył. Moje łzy zdawały się być coraz bardziej gęste. - MyungSoo!! - Widziałam jak zapłakany macha w moją stronę. - Kocham cię.

Jak tarcza księżyca, która wydaje się kurczyć, 
Tak ja coraz głębiej skrywam się 
w półmroku moich bladych warg... 
Modlić się? 
Krzyczeć? 
Co zrobić, gdy tracę Ciebie..?









To be continued...

____________________________________
Tak tak!! Nie myślcie sobie, że to koniec!! Nie miałabym serca, gdybym to tak przerwała TT^TT Ale teraz przyjmijmy fakt, że Jugeumi wyjeżdża na 3 lata. Skończyła już szkołę itd itp. I co dalej..? :> 
~ Oczywiście Jugeumi Chonsa nie przestała zabijać. Nie ma tak łatwo ;p ~

czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział XXI.

Nie mogę...
Nie chcę...
Nie potrafię...

 Wstałam jak zazwyczaj. Podreptałam do kuchni i złapałam za kubek z kawą przygotowaną przez SungJonga. Mlasnęłam z niezadowoleniem.
- Gorąca.. - Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się do mnie. - Tak właściwie to gdzie są twoi rodzice?
- Obydwoje są w delegacji. Prowadzą własną firmę. Jestem sam, ponieważ nie mam rodzeństwa. - Więc to tak. Rozpuszczony dzieciak, który myśli, że może mieć i robić wszystko..?
- Rozumiem. - Westchnęłam cicho i podeszłam do okna. - Nie jesteś samotny?
- Jesteś ty. - Przytulił się do mnie.
- Wiesz.. - Zaczęłam zakłopotana. - Chyba nie do końca mnie zrozumiałeś. - Posmutnieliśmy oboje.
- Chodzi ci o to, że nie mogę cię przytulać..? - Odsunął się.
- To nie tak, że mi t przeszkadza czy coś.. Bardzo cię lubię. Ale nie chcę, żebyś za dużo myślał. Kocham już pewną osobę i nie chcę cię oszukiwać. Może ci się wydawać, że jestem brutalna, ale to tylko bezpośredniość. Nie chcę nieporozumień.. - Podeszłam do zlewu i wstawiłam kubek do mycia.
- Wszystko w porządku? Bandaż nie przesiąkł? Nie uciska cię?- Usilnie chciał zmienić temat.
- Wszystko okey. - Westchnęłam. Poszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Młody nie chciał dać mi spokoju.
- Jugeumi... Pocałujmy się jeszcze raz.. Na pożegnanie. - Spojrzał na mnie. Zastanawiałam się, czy powinnam.
- Ale już nigdy więcej tego nie zrobisz. Obiecaj. - Podniosłam się.
- I promise. - Uniósł prawą dłoń do góry. Złapałam go za ramiona i gwałtownie przyciągnęłam do siebie. Ostatni raz. Już nigdy więcej SungJong. Obiecałeś...
 Czułam jak jego język dominuje w moich ustach. Nie chciałam tego. Czułam się jak zdrajca własnych uczuć. Chciałam zobaczyć MyungSoo, gdy otworzę oczy. To było moje niespełnione marzenie.
 Młody cicho westchnął i odsunął się. Spojrzał mi głęboko w oczy. Lubiłam to. Jednak SungJong... Nie patrz już tak na mnie. Nigdy mnie nie całuj. Nigdy o to nie proś. Nie pomogę ci już...
- Coś nie tak? - Złapał mnie za ramiona. Nie odpowiedziałam. Po prostu wybiegłam z domu płacząc. "Co ja wyprawiam?!" Nie wiedziałam... To było niewyobrażalne...
 Zatrzymałam się przed bazą zamieszkiwaną przez mój gang. Weszłam do środka.
- Przynieście mi coś dopicia. - Rzuciłam i usiadłam w fotelu.
- Dlaczego nie odzywałaś się tak długo?
- Nie wiem gdzie jest mój telefon. Idź i kup mi nowy. - Pomachałam ręką, aby dano mi spokój. Westchnęłam ciężko i skierowałam głowę ku górze. - Ludzie... Żyję wśród idiotów.
- Emm.. Przyniosłam o co pani prosiła. - Niska dziewczyna postawiła szklankę na biurku. Strąciłam ją ręką.
- Już nie chcę. - Wszytko mnie irytowało. Ton jej głosu. To jak wygląda. Jej niezgrabne i niepłynne ruchy. - Zawołaj kogoś z piątki. Nie chcę niedoświadczonych na swojej służbie.
- Tak jest.. - Ukłoniła się i wyszła. Sapnęłam i wyszłam na zewnątrz. Byłam wściekła. Kopnęłam kamyk, który potoczył się do studzienki kanalizacyjnej. Nawet głupi kamień jest przeciwko mnie.
 Zaczęło padać. Nie przejmowałam się tym. Uparcie stąpałam do przodu. Usłyszałam impulsywne, chlapiące kroki. Stawały się coraz wyraźniejsze. Ktoś pociągnął mnie za ramię.
- Co ty wyprawiasz?!! - Upadłam w jego ramiona. W jednej chwili zrobiło mi się słabo..
_______________________________________
Chciałam dodać od siebie, że za chwilę osiągniemy 500 wyświetleń za co bardzo dziękuję <3 Mam nadzieję, że się podoba. (Choć wiem, że genialne to to nie jest. Ale poczekajcie jeszcze kilka rozdziałów ^^)

środa, 27 lutego 2013

Rozdział XX.

Było ciemno i zimno. Przez krew wypływającą z moich ust nie mogłam oddychać. Leżałam bezwładnie na ziemi usiłując resztkami sił wyciągnąć nóż z brzucha. Usłyszałam szloch. MyungSoo leżał klika metrów ode mnie. Był w lepszym stanie, ale też nie było z nim najlepiej. Chciałam coś powiedzieć, ale to było ponad moje możliwości. Wyciągnęłam ostrze, wytarłam swoją krew o ubranie i schowałam nóż do kieszeni. Przycisnęłam ranę najbardziej jak mogłam, aby zatamować krwotok. Spostrzegłam, że MyungSoo zmierza w moją stronę. Przykrył mnie swoją kurtką, ale zaraz zdjęłam ją i położyłam na nim. Splunęłam krwią i zaczęłam kaszleć. Pokazałam mu gestem, czy ma telefon. Migiem wyciągnął sprzęt z kieszeni i zadzwonił po pomoc. Zaczynałam się dusić. Czułam, jak MyungSoo szarpie mnie za ramiona, ale nie byłam już w stanie go dostrzec.


Obudziły mnie dziwne szmery. Otworzyłam oczy, ale wszystko było zamazane, po czym zmrużyłam je, ponieważ raziło mnie intensywne światło. Rozpoznałam twarz nachylającą się nade mną . MyungSoo... Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Chłopaki. Nic jej nie będzie. Uśmiecha się. - Zwrócił się do pozostałej trójki siedzącej w pokoju.
- Mówiłem! - Krzyknął wysoki głosik. SungJong. - Jugeumi Chonsa tak łatwo się nie poddaje! - Zaczął się śmiać. Spojrzałam w jego stronę. Zapłakany dzieciak skakał dookoła z radości.
- Co się stało? - Spojrzałam z powrotem na przyjaciela. - Zadzwoniłeś po pomoc? - Dopiero teraz byłam w stanie zobaczyć łzy na policzkach MyungSoo.
- Jugeumi... - Mocno mnie przytulił. Pisnęłam cicho z bólu.
- O co tu chodzi? - Odchyliłam się i wytarłam łzy z policzków przyjaciela.
- Nie budziłaś się przez tydzień. - Schował twarz w dłoniach. Faktycznie, czułam się bardzo słabo.
- Martwiliśmy się o ciebie. - Westchnął Hoya.
- Martwiliście?!! Oni już planowali pogrzeb!! - Zdenerwował się młody. - Ale... - Załkał. - Cieszymy się, że jesteś. - Również się do mnie przytulił. - Zabandażowaliśmy ci brzuch i posmarowaliśmy rany maścią. Ale ubrania masz te same, no bo wiesz... - Zarumienił się. - Sam brzuch był dla Hoyi wyzwaniem.
- SungJong! - Wkurzył się starszy. Młody od razu odskoczył i zaczął uciekać.
- Ale tak właściwie to gdzie jesteśmy?
- W domu SungJonga. Lepiej, żebyś na razie tu została. On dobrze się tobą zaopiekuje. - Tłumaczył MyungSoo.
- Mogę wrócić do siebie. - Odchrząknęłam.
- Zostań tu. - Wbił we mnie wzrok. Poczułam się zgnieciona i uległam.

Zostałam u młodego na kilka dni. Chciałam wracać, ale wszyscy mnie powstrzymywali. MyungSoo wiedział, że Simon znów może coś nam zrobić. Głównie chodziło im o mnie. Nie miałam siły ani ochoty się przeciwstawiać. Po prostu byłam skazana na SungJonga. Czy mi się to podobało czy nie.

- Obudziłaś się? - Młody wszedł do mojego pokoju wczesnym rankiem.
- Jew nkwdifjl wijjd nweif jdnfsoefh jdskdfcds dswjdfnkfj jj kjdfwrj.
- Co ty tam mruczysz? - Zaśmiał się.
- Jak nie wyjdziesz stąd w tej chwili to zginiesz śmiercią tragiczną.
- Zabijesz mnie? - Rzucił się na łóżko obok mnie. - Co Jugeumi Chonsa? Chociaż... Zginąć z twojej ręki to czysty zaszczyt.
- Co ty nie powiesz... - Odwróciłam się tyłem do niego.
- Jesteś na mnie zła za to, że cię tu przetrzymujemy.. Ale zrozum, że robimy to dla twojego bezpieczeństwa. - Westchnął. - Martwimy się o ciebie.
- Po prostu daj mi trochę odpocząć..
- A bandaż nie przesiąka? - Zajrzał pod moją koszulkę.
- SungJong!!! - Wydarłam się speszona. W oczach młodego pojawiły się łzy. - To znaczy... Ja nie chciałam.. - Zaczął płakać. - Przepraszam. - Złapałam go za rękę.
- Jugeumi... Bałem się o ciebie. - Przytulił się. - Tak cholernie się bałem, że umrzesz..
- Spokojnie. Jugeumi Chonsa nie jest taka łatwa do pokonania. - Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po włosach.
- Kocham cię. - Wyszeptał. Przeszyły mnie dreszcze. - Mimo że nie odwzajemniasz tego uczucia, to proszę... nie odpychaj mnie. Pozwól mi siebie kochać.

Rozdział XIX.

- Chodźmy do fabryki. - Zażądał MyungSoo, kiedy zaczynało się ściemniać.
- Po co? - Zdziwiłam się lekko. Bądź co bądź wyskoczył z tą propozycją dość niespodziewanie.
- Po prostu... Bardzo lubię opuszczoną fabrykę. To bardzo spokojne miejsce. Zanim cię poznałem, bardzo często tam chodziłem kiedy musiałem coś przemyśleć albo po prostu byłem samotny.
- Ze mną nie jesteś samotny? - Uśmiechnęłam się lekko.
- Ne jestem. Więc chodźmy. - Wstał. Powtórzyłam jego gest i poczułam, że ścierpły mi nogi. Pokiwałam się przez chwilę, aż w końcu udało mi się złapać pion. Poszliśmy.
 Było już ciemno, kiedy byliśmy na drugim piętrze. Stanęliśmy przy ulubionym oknie. MyungSoo mnie objął. Spojrzałam na niego. Przytulił mnie.
- Co ty robisz..? - Mruknęłam niezadowolona.
- Wszystkiego najlepszego. - Zaśmiał się. Do pokoju weszli Hoya i SungJong z tortem. Obydwoje byli roześmiani. Spojrzałam na nich zdumiona, nadal stojąc jak wryta w objęciach MyungSoo. Zerkałam na młodego jak reaguje na to, że jestem obejmowana przez jego przyjaciela. Ale oni chyba już o tym omówili gdy mnie nie było. MyungSoo nic do mnie nie czuje. I nie zdołam tego zmienić.
 Odsunęłam się i spojrzałam po nich.
- Skąd wy wiedzieliście..?
- Cały naród wie, więc dlaczego my mielibyśmy zapomnieć? - Odparł Hoya. Spojrzałam na niego. Poczułam jak po moim policzku spływa łza. Nikt nigdy nie pamiętał o moich urodzinach. Nigdy nie dostałam tortu. SungJong podszedł bliżej świecąc świeczkami tuż przed moimi oczami.
- Nie płacz i pomyśl życzenie. - Zaśmiał się. Zajrzałam prosto w jego oczy. Przeszły mnie dreszcze. Wcześniej nie dostrzegałam tego zapału i zaangażowania. Zdmuchnęłam świeczki. Wszyscy zaczęli klaskać. Hoya objął mnie i poszliśmy do pokoju obok, gdzie stał stolik, na którym było mnóstwo potraw i alkoholu. "Więc po to SungJong poszedł do sklepu..?" Przeszło mi przez myśl. Zostałam zaprowadzona do środka. MyungSoo pokroił niewielki torcik i rozdzielił go między naszą czwórkę. Zjedliśmy go ze smakiem. Zaczęliśmy pić.
Oczywiście w między czasie śmialiśmy się do bólu. MyungSoo i SungJong - jak się okazało - są bardzo podatni na działanie alkoholu. Zaczęli tańczyć i śpiewać. Szczerze mówiąc nie szło im aż tak źle. Pochyliłam się nad talerzem i obserwowałam mięso, które nadal parowało. Nie mogłam uwierzyć, że ta trójka tak bardzo się zmobilizowała.
- W porządku? - Spojrzał na mnie Hoya.
- Tak. - Pokiwałam głową.
- Ale nie będziesz płakać? - Uśmiechnął się. Wytknęłam mu język i zaczęłam się śmiać. Położył swoją dłoń na moich plecach. - To wszystko jest dla ciebie nowe, prawda?
- Wy to wszystko zaplanowaliście? To z SungJongiem też? - Męczyło mnie to od dłuższego czasu.
- Jego wyznanie było szczere. - Westchnął. - Ale jak widać musiał się z tym pogodzić. Od wczoraj mi ględził, że chce cię pocałować... Zrobił to? - Spojrzał na moją zarumienioną twarz. Zaczął się śmiać. - Na serio?!!
- Cicho! - Uderzyłam go w ramię.
- Ej! To boli! - Zaczął masować uderzone miejsce. Uśmiechnęłam się i cicho westchnęłam.
- Czyli jednak problem nie zniknął.
- Nie uważaj go za problem. To prostu naiwny dzieciak. Po prostu bądź dla niego dobra, ale nie za bardzo.
- Żeby to było takie proste. - Zgarbiłam się.
- Chcesz o tym zapomnieć? - Spojrzał na mnie pytająco. Nie rozumiałam o co mu chodzi. - Mogę ci w tym pomóc. - Nachylił się nade mną i złapał za tył głowy. Schyliłam głowę i sapnęłam.
- Nie rób tego. To jeszcze bardziej mogłoby pokomplikować moje życie...
- O czym mówisz?
- O tym że nie można kogoś zmusić do miłości. - Podniosłam się. - To wręcz niewykonalne. - Spojrzałam mu prosto w oczy. - Dotarło? - Zabrałam bluzę i wyszłam. Byłam naprawdę wkurzona. "Co im wszystkim odbiło?!!" 
 Kolejnego dnia obudziły mnie wczesne promienie słońca. Zerknęłam na zegar. Było jeszcze wcześnie, więc opadłam swobodnie na łóżko. Zadzwonił mój telefon. Nie wiem jak to możliwe, ale w pewnym sensie spodziewałam się tego...
- Tak, słucham? - Odezwałam się do "nieznanego numeru".
- Przyjdź pod szkołę. Natychmiast.
- Co? - Nie do końca zrozumiałam powagę sytuacji.
- Jeśli nie chcesz, żeby coś stało się twojemu przyjacielowi to przyjdź.
- Nie przychodź!!! - Usłyszałam w tle znajomy głos.
- MyungSoo?! - Wydarłam się i migiem wybiegłam z mieszkania. Nie wiem co się stało z telefonem. To teraz było mało ważne.
 Zatrzymałam się dopiero przed budynkiem szkoły. Rozglądałam się dookoła. Nikogo nie było. Pisnęłam, kiedy ktoś niespodziewanie złapał mnie od tyłu za ręce. Wykręcili mi je i zaprowadzili do lasu. Pistolet... Nie wzięłam go. Jedynie mały scyzoryk, który zawsze miałam w kieszeni spodni. Zatrzymaliśmy się pod sosną. Zginałam się przed wysoką sylwetką. Simon...
- No noo.. Jugeumi Chonsa złapana z taką łatwością? - Zaśmiał się. - Czyli praktycznie już cię mamy.
- Co zrobiłeś z MyungSoo.?
- Ten drobny chłopaczek? Tam jest. - Skinął w prawą stronę. Dostrzegłam zakrwawionego przyjaciela, który omdlewał w rękach porywaczy.
- Zostawcie go!!! - Zaczęłam się szarpać.
- Spokojnie. Rób co ci każę, a wtedy go puszczę.
- Nie waż się go dotknąć!! - Rzucałam się na wszystkie strony. Ktoś wbił mi ostrze w nogę. Skręciłam się z bólu.
- Wpuszczę go, jeśli oddasz się w moje ręce.
- Nie rób tego! - MyungSoo krzyknął resztką sił. Chciało mi się płakać. Miałam na to ochotę jak nigdy. Ale powstrzymałam się. Simon nie może widzieć mojej słabości.
- Możesz robić ze mną co chcesz, tylko go wypuście. - Odpuściłam.
- Nie!! - Krzyczał czarnowłosy. Spojrzałam u w oczy i w duchu poprosiłam, żeby zawiadomił resztę. Sam by nic nie zdziałał. Zwłaszcza w takim stanie. Westchnęłam.
- Skoro twój przyjaciel tak bardzo chce, to może zobaczy przedstawienie? - Rzucono mnie pod nogi Simona.
- Odpuść mu. To mnie chcesz dopaść. Po prostu zrób co masz zrobić.
- Szczerze mówiąc chcę się z wami pobawić. - Uśmiechnął się. Złapał moje włosy w garść i pociągnął do góry. Drugą ręką zdjął spodnie. Przybliżył mnie do swojego przyrodzenia. Stawiałam opór. Któryś z jego poddanych kopnął mnie w plecy, wskutek czego Simon osiągnął cel. Szarpał mnie za włosy najmocniej jak to możliwe. Widziałam kątem oka, jak MyungSoo płacze i zwija się z bólu. "Przepraszam MyungSoo... Przeze mnie musisz przechodzić przez katusze.." Simon spuścił się w moich ustach. Wszystko wyplułam. Pociągnęło mnie na wymioty. Ale to był dopiero przedsmak. Prawdziwe piekło miało się zacząć..

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział XVIII.

- Simon. Co ty tu robisz? - Westchnęłam zniesmaczona.
- Jak to co? Zapomniałaś o swoich urodzinkach? - Podszedł do mnie bliżej.
- Miło że pamiętałeś. Ale jestem już dużą dziewczynką i nie obchodzę urodzin. - Uśmiechnęłam się ironicznie i odwróciłam się. Jednak mój kolega złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Odepchnęłam go z dużą siłą. Upadłam na chodnik, zdzierając sobie skórę na dłoniach. Simon cicho się zaśmiał i nachylił się nade mną.
- Pewnie byś się ucieszyła, gdybym ci powiedział, że zamierzam tu zostać na dłużej. Ale zachowam to w sekrecie. - Zaśmiał się. Prychnęłam na niego i wstałam.
- Spróbuj nas tylko dotknąć a zginiesz.
- Uuuu. Grozisz mi? Nadal nosisz swój pistolecik w kieszonce?
- Spierdalaj. - Odeszłam. Skierowałam się w stronę parku. Wiedziałam, że Simon za mną nie pójdzie. Nie ma ku temu powodów. Co najwyżej złapie mnie pod szkołą, pobije i sobie pójdzie. Po ostatnim razie nie powinien się wychylać. No właśnie... Nie powinien.
Usiadłam na ławce. Słońce grzało naprawdę mocno. Dziwnym trafem moje urodziny zawsze wypadały w słoneczny dzień. Wsunęłam dłonie do kieszeni i odchyliłam się do tyłu. Moje myśli oplątywał teraz Simon. Co on zamierza? Nie miałam pojęcia. Czekałam tylko na odzew od reszty gangu.
- Jugeumi Chonsa..? - Westchnął głos zza moich pleców. Usiadłam normalnie i spojrzałam w tamtą stronę. Zaczerwieniłam się.
- MyungSoo.. - Odchrząknęłam. - Co tu robisz?
- Dlaczego uciekłaś? - Podszedł bliżej i usiadł obok mnie.
- Przyyy...Przypomniało mi się, że muszę coś zrobić. - Odparłam nerwowo. - Ale już jest ok.
- Na pewno? - Spojrzał mi w oczy. Poczułam dreszcze. Kiwnęłam niepewnie głową, po czym MyungSoo uraczył mnie swoim czarującym uśmiechem. - Więc chodźmy do knajpy, o której mówiłem! - Pociągnął mnie za rękę i zaczął biec w nieznanym mi kierunku.
- Ale.. - Szarpnęłam się. Zatrzymaliśmy się. MyungSoo spojrzał na mnie pytająco.
- Coś nie tak?
- Ja... Widzisz bo... Niedługo będę musiała spłacić czynsz i...
- Oh.. I nie masz pieniędzy?? - Zawstydzona spuściłam wzrok. - Spokojnie. Mogę ja zapłacić.
- Ani się waż. Po prostu chodźmy w inne miejsce..
- Ale ja naprawdę mam ochotę na lody... - Westchnął. Opuścił głowę i zerkał na mnie kątem oka myśląc, że nie widzę.
- Nie możemy iść do supermarketu..?
- No niech ci będzie. - Uśmiechnął się i podskoczył. - Ale i tak dostaniesz ode mnie co tam będziesz chciała.
- Ty też będziesz musiał spłacić czynsz. Nie chcę nic. - Westchnęłam i poszłam za przyjacielem.

Przechadzałam się między regałami słuchając ciszy panującej między mną a MyungSoo. Cisza jednak została przerwana, ponieważ ktoś na mnie wpadł. Nie wiedzieć czemu mój przyjaciel spojrzał na mnie z przerażeniem. Zerknęłam na osobę kulącą się przede mną.
- SungJong? - Moje usta mimowolnie się rozchyliły, zupełnie jakby wszystko sobie przypomniały w jednej chwili. - C...co ty... - Nie mogłam wycedzić ani słowa.
- Jugeumi!! - Uśmiechnął się. - Cz-cześć! - Starał się zachowywać naturalnie, no ale cóż... - Co wy tu robicie?
- Przyszliśmy na małe zakupy. - Inicjatywę przejął MyungSoo. I dobrze, ponieważ ja nie byłam w stanie rozmawiać z nim swobodnie. - Zaraz uciekamy więc możesz spokojnie kontynuować. - Uśmiechnął się.
- Um. - Młody kiwnął głową i zniknął za sklepowymi półkami. Kim on jest, że robi takie coś z człowiekiem takim jak ja?! Yishhh!! Doprawdy!
- Jugeumi. - Szepnął do mnie MyunSoo. - Co mu się stało, że jest taki sztywny? I dlaczego tak się zachowujesz?
- Nie ważne. - Burknęłam.
- Czy możliwe, że... - Zastanawiał się chwilę. - Doszło do czegoś?!! - Wrzasnął.
- Zamknij jadaczkę! - Wyszeptałam i zakryłam jego usta dłonią.
- Ah. No tak. Przepraszam. - Wyszeptał. - To co zrobiliście? Dlatego tak długo nie wychodziłaś? Jesteś na niego zła?
- Nie musisz wiedzieć co robiliśmy. Tak, między innymi przez to tak długo to trwało. Nie. Nie jestem na niego zła, ponieważ ten dzieciak musiał coś sobie uświadomić.
- Pocałował cię?
- Skąd o tym wiesz?! - Wybuchłam.
- Serio?!
- MyungSoo ty łajzo!! Blefowałeś?!! - Zaczął się śmiać i uciekać. - MYUNGSOO!!! - Darłam się za nim. W rezultacie wybiegliśmy ze sklepu bez zakupów. Biegliśmy aż na łąkę, która rozciągała się na środku lasu. Usiedliśmy na środku. Było naprawdę ciepło. Oboje dyszeliśmy ze zmęczenia.
- Jesteś zła?
- Nie. - Pchnęłam go tak, że upadł na trawę. Zaczęliśmy się śmiać. - Nie jestem zła.