czwartek, 28 lutego 2013

Rozdział XXI.

Nie mogę...
Nie chcę...
Nie potrafię...

 Wstałam jak zazwyczaj. Podreptałam do kuchni i złapałam za kubek z kawą przygotowaną przez SungJonga. Mlasnęłam z niezadowoleniem.
- Gorąca.. - Spojrzałam na niego. Uśmiechnął się do mnie. - Tak właściwie to gdzie są twoi rodzice?
- Obydwoje są w delegacji. Prowadzą własną firmę. Jestem sam, ponieważ nie mam rodzeństwa. - Więc to tak. Rozpuszczony dzieciak, który myśli, że może mieć i robić wszystko..?
- Rozumiem. - Westchnęłam cicho i podeszłam do okna. - Nie jesteś samotny?
- Jesteś ty. - Przytulił się do mnie.
- Wiesz.. - Zaczęłam zakłopotana. - Chyba nie do końca mnie zrozumiałeś. - Posmutnieliśmy oboje.
- Chodzi ci o to, że nie mogę cię przytulać..? - Odsunął się.
- To nie tak, że mi t przeszkadza czy coś.. Bardzo cię lubię. Ale nie chcę, żebyś za dużo myślał. Kocham już pewną osobę i nie chcę cię oszukiwać. Może ci się wydawać, że jestem brutalna, ale to tylko bezpośredniość. Nie chcę nieporozumień.. - Podeszłam do zlewu i wstawiłam kubek do mycia.
- Wszystko w porządku? Bandaż nie przesiąkł? Nie uciska cię?- Usilnie chciał zmienić temat.
- Wszystko okey. - Westchnęłam. Poszłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Młody nie chciał dać mi spokoju.
- Jugeumi... Pocałujmy się jeszcze raz.. Na pożegnanie. - Spojrzał na mnie. Zastanawiałam się, czy powinnam.
- Ale już nigdy więcej tego nie zrobisz. Obiecaj. - Podniosłam się.
- I promise. - Uniósł prawą dłoń do góry. Złapałam go za ramiona i gwałtownie przyciągnęłam do siebie. Ostatni raz. Już nigdy więcej SungJong. Obiecałeś...
 Czułam jak jego język dominuje w moich ustach. Nie chciałam tego. Czułam się jak zdrajca własnych uczuć. Chciałam zobaczyć MyungSoo, gdy otworzę oczy. To było moje niespełnione marzenie.
 Młody cicho westchnął i odsunął się. Spojrzał mi głęboko w oczy. Lubiłam to. Jednak SungJong... Nie patrz już tak na mnie. Nigdy mnie nie całuj. Nigdy o to nie proś. Nie pomogę ci już...
- Coś nie tak? - Złapał mnie za ramiona. Nie odpowiedziałam. Po prostu wybiegłam z domu płacząc. "Co ja wyprawiam?!" Nie wiedziałam... To było niewyobrażalne...
 Zatrzymałam się przed bazą zamieszkiwaną przez mój gang. Weszłam do środka.
- Przynieście mi coś dopicia. - Rzuciłam i usiadłam w fotelu.
- Dlaczego nie odzywałaś się tak długo?
- Nie wiem gdzie jest mój telefon. Idź i kup mi nowy. - Pomachałam ręką, aby dano mi spokój. Westchnęłam ciężko i skierowałam głowę ku górze. - Ludzie... Żyję wśród idiotów.
- Emm.. Przyniosłam o co pani prosiła. - Niska dziewczyna postawiła szklankę na biurku. Strąciłam ją ręką.
- Już nie chcę. - Wszytko mnie irytowało. Ton jej głosu. To jak wygląda. Jej niezgrabne i niepłynne ruchy. - Zawołaj kogoś z piątki. Nie chcę niedoświadczonych na swojej służbie.
- Tak jest.. - Ukłoniła się i wyszła. Sapnęłam i wyszłam na zewnątrz. Byłam wściekła. Kopnęłam kamyk, który potoczył się do studzienki kanalizacyjnej. Nawet głupi kamień jest przeciwko mnie.
 Zaczęło padać. Nie przejmowałam się tym. Uparcie stąpałam do przodu. Usłyszałam impulsywne, chlapiące kroki. Stawały się coraz wyraźniejsze. Ktoś pociągnął mnie za ramię.
- Co ty wyprawiasz?!! - Upadłam w jego ramiona. W jednej chwili zrobiło mi się słabo..
_______________________________________
Chciałam dodać od siebie, że za chwilę osiągniemy 500 wyświetleń za co bardzo dziękuję <3 Mam nadzieję, że się podoba. (Choć wiem, że genialne to to nie jest. Ale poczekajcie jeszcze kilka rozdziałów ^^)

środa, 27 lutego 2013

Rozdział XX.

Było ciemno i zimno. Przez krew wypływającą z moich ust nie mogłam oddychać. Leżałam bezwładnie na ziemi usiłując resztkami sił wyciągnąć nóż z brzucha. Usłyszałam szloch. MyungSoo leżał klika metrów ode mnie. Był w lepszym stanie, ale też nie było z nim najlepiej. Chciałam coś powiedzieć, ale to było ponad moje możliwości. Wyciągnęłam ostrze, wytarłam swoją krew o ubranie i schowałam nóż do kieszeni. Przycisnęłam ranę najbardziej jak mogłam, aby zatamować krwotok. Spostrzegłam, że MyungSoo zmierza w moją stronę. Przykrył mnie swoją kurtką, ale zaraz zdjęłam ją i położyłam na nim. Splunęłam krwią i zaczęłam kaszleć. Pokazałam mu gestem, czy ma telefon. Migiem wyciągnął sprzęt z kieszeni i zadzwonił po pomoc. Zaczynałam się dusić. Czułam, jak MyungSoo szarpie mnie za ramiona, ale nie byłam już w stanie go dostrzec.


Obudziły mnie dziwne szmery. Otworzyłam oczy, ale wszystko było zamazane, po czym zmrużyłam je, ponieważ raziło mnie intensywne światło. Rozpoznałam twarz nachylającą się nade mną . MyungSoo... Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Chłopaki. Nic jej nie będzie. Uśmiecha się. - Zwrócił się do pozostałej trójki siedzącej w pokoju.
- Mówiłem! - Krzyknął wysoki głosik. SungJong. - Jugeumi Chonsa tak łatwo się nie poddaje! - Zaczął się śmiać. Spojrzałam w jego stronę. Zapłakany dzieciak skakał dookoła z radości.
- Co się stało? - Spojrzałam z powrotem na przyjaciela. - Zadzwoniłeś po pomoc? - Dopiero teraz byłam w stanie zobaczyć łzy na policzkach MyungSoo.
- Jugeumi... - Mocno mnie przytulił. Pisnęłam cicho z bólu.
- O co tu chodzi? - Odchyliłam się i wytarłam łzy z policzków przyjaciela.
- Nie budziłaś się przez tydzień. - Schował twarz w dłoniach. Faktycznie, czułam się bardzo słabo.
- Martwiliśmy się o ciebie. - Westchnął Hoya.
- Martwiliście?!! Oni już planowali pogrzeb!! - Zdenerwował się młody. - Ale... - Załkał. - Cieszymy się, że jesteś. - Również się do mnie przytulił. - Zabandażowaliśmy ci brzuch i posmarowaliśmy rany maścią. Ale ubrania masz te same, no bo wiesz... - Zarumienił się. - Sam brzuch był dla Hoyi wyzwaniem.
- SungJong! - Wkurzył się starszy. Młody od razu odskoczył i zaczął uciekać.
- Ale tak właściwie to gdzie jesteśmy?
- W domu SungJonga. Lepiej, żebyś na razie tu została. On dobrze się tobą zaopiekuje. - Tłumaczył MyungSoo.
- Mogę wrócić do siebie. - Odchrząknęłam.
- Zostań tu. - Wbił we mnie wzrok. Poczułam się zgnieciona i uległam.

Zostałam u młodego na kilka dni. Chciałam wracać, ale wszyscy mnie powstrzymywali. MyungSoo wiedział, że Simon znów może coś nam zrobić. Głównie chodziło im o mnie. Nie miałam siły ani ochoty się przeciwstawiać. Po prostu byłam skazana na SungJonga. Czy mi się to podobało czy nie.

- Obudziłaś się? - Młody wszedł do mojego pokoju wczesnym rankiem.
- Jew nkwdifjl wijjd nweif jdnfsoefh jdskdfcds dswjdfnkfj jj kjdfwrj.
- Co ty tam mruczysz? - Zaśmiał się.
- Jak nie wyjdziesz stąd w tej chwili to zginiesz śmiercią tragiczną.
- Zabijesz mnie? - Rzucił się na łóżko obok mnie. - Co Jugeumi Chonsa? Chociaż... Zginąć z twojej ręki to czysty zaszczyt.
- Co ty nie powiesz... - Odwróciłam się tyłem do niego.
- Jesteś na mnie zła za to, że cię tu przetrzymujemy.. Ale zrozum, że robimy to dla twojego bezpieczeństwa. - Westchnął. - Martwimy się o ciebie.
- Po prostu daj mi trochę odpocząć..
- A bandaż nie przesiąka? - Zajrzał pod moją koszulkę.
- SungJong!!! - Wydarłam się speszona. W oczach młodego pojawiły się łzy. - To znaczy... Ja nie chciałam.. - Zaczął płakać. - Przepraszam. - Złapałam go za rękę.
- Jugeumi... Bałem się o ciebie. - Przytulił się. - Tak cholernie się bałem, że umrzesz..
- Spokojnie. Jugeumi Chonsa nie jest taka łatwa do pokonania. - Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po włosach.
- Kocham cię. - Wyszeptał. Przeszyły mnie dreszcze. - Mimo że nie odwzajemniasz tego uczucia, to proszę... nie odpychaj mnie. Pozwól mi siebie kochać.

Rozdział XIX.

- Chodźmy do fabryki. - Zażądał MyungSoo, kiedy zaczynało się ściemniać.
- Po co? - Zdziwiłam się lekko. Bądź co bądź wyskoczył z tą propozycją dość niespodziewanie.
- Po prostu... Bardzo lubię opuszczoną fabrykę. To bardzo spokojne miejsce. Zanim cię poznałem, bardzo często tam chodziłem kiedy musiałem coś przemyśleć albo po prostu byłem samotny.
- Ze mną nie jesteś samotny? - Uśmiechnęłam się lekko.
- Ne jestem. Więc chodźmy. - Wstał. Powtórzyłam jego gest i poczułam, że ścierpły mi nogi. Pokiwałam się przez chwilę, aż w końcu udało mi się złapać pion. Poszliśmy.
 Było już ciemno, kiedy byliśmy na drugim piętrze. Stanęliśmy przy ulubionym oknie. MyungSoo mnie objął. Spojrzałam na niego. Przytulił mnie.
- Co ty robisz..? - Mruknęłam niezadowolona.
- Wszystkiego najlepszego. - Zaśmiał się. Do pokoju weszli Hoya i SungJong z tortem. Obydwoje byli roześmiani. Spojrzałam na nich zdumiona, nadal stojąc jak wryta w objęciach MyungSoo. Zerkałam na młodego jak reaguje na to, że jestem obejmowana przez jego przyjaciela. Ale oni chyba już o tym omówili gdy mnie nie było. MyungSoo nic do mnie nie czuje. I nie zdołam tego zmienić.
 Odsunęłam się i spojrzałam po nich.
- Skąd wy wiedzieliście..?
- Cały naród wie, więc dlaczego my mielibyśmy zapomnieć? - Odparł Hoya. Spojrzałam na niego. Poczułam jak po moim policzku spływa łza. Nikt nigdy nie pamiętał o moich urodzinach. Nigdy nie dostałam tortu. SungJong podszedł bliżej świecąc świeczkami tuż przed moimi oczami.
- Nie płacz i pomyśl życzenie. - Zaśmiał się. Zajrzałam prosto w jego oczy. Przeszły mnie dreszcze. Wcześniej nie dostrzegałam tego zapału i zaangażowania. Zdmuchnęłam świeczki. Wszyscy zaczęli klaskać. Hoya objął mnie i poszliśmy do pokoju obok, gdzie stał stolik, na którym było mnóstwo potraw i alkoholu. "Więc po to SungJong poszedł do sklepu..?" Przeszło mi przez myśl. Zostałam zaprowadzona do środka. MyungSoo pokroił niewielki torcik i rozdzielił go między naszą czwórkę. Zjedliśmy go ze smakiem. Zaczęliśmy pić.
Oczywiście w między czasie śmialiśmy się do bólu. MyungSoo i SungJong - jak się okazało - są bardzo podatni na działanie alkoholu. Zaczęli tańczyć i śpiewać. Szczerze mówiąc nie szło im aż tak źle. Pochyliłam się nad talerzem i obserwowałam mięso, które nadal parowało. Nie mogłam uwierzyć, że ta trójka tak bardzo się zmobilizowała.
- W porządku? - Spojrzał na mnie Hoya.
- Tak. - Pokiwałam głową.
- Ale nie będziesz płakać? - Uśmiechnął się. Wytknęłam mu język i zaczęłam się śmiać. Położył swoją dłoń na moich plecach. - To wszystko jest dla ciebie nowe, prawda?
- Wy to wszystko zaplanowaliście? To z SungJongiem też? - Męczyło mnie to od dłuższego czasu.
- Jego wyznanie było szczere. - Westchnął. - Ale jak widać musiał się z tym pogodzić. Od wczoraj mi ględził, że chce cię pocałować... Zrobił to? - Spojrzał na moją zarumienioną twarz. Zaczął się śmiać. - Na serio?!!
- Cicho! - Uderzyłam go w ramię.
- Ej! To boli! - Zaczął masować uderzone miejsce. Uśmiechnęłam się i cicho westchnęłam.
- Czyli jednak problem nie zniknął.
- Nie uważaj go za problem. To prostu naiwny dzieciak. Po prostu bądź dla niego dobra, ale nie za bardzo.
- Żeby to było takie proste. - Zgarbiłam się.
- Chcesz o tym zapomnieć? - Spojrzał na mnie pytająco. Nie rozumiałam o co mu chodzi. - Mogę ci w tym pomóc. - Nachylił się nade mną i złapał za tył głowy. Schyliłam głowę i sapnęłam.
- Nie rób tego. To jeszcze bardziej mogłoby pokomplikować moje życie...
- O czym mówisz?
- O tym że nie można kogoś zmusić do miłości. - Podniosłam się. - To wręcz niewykonalne. - Spojrzałam mu prosto w oczy. - Dotarło? - Zabrałam bluzę i wyszłam. Byłam naprawdę wkurzona. "Co im wszystkim odbiło?!!" 
 Kolejnego dnia obudziły mnie wczesne promienie słońca. Zerknęłam na zegar. Było jeszcze wcześnie, więc opadłam swobodnie na łóżko. Zadzwonił mój telefon. Nie wiem jak to możliwe, ale w pewnym sensie spodziewałam się tego...
- Tak, słucham? - Odezwałam się do "nieznanego numeru".
- Przyjdź pod szkołę. Natychmiast.
- Co? - Nie do końca zrozumiałam powagę sytuacji.
- Jeśli nie chcesz, żeby coś stało się twojemu przyjacielowi to przyjdź.
- Nie przychodź!!! - Usłyszałam w tle znajomy głos.
- MyungSoo?! - Wydarłam się i migiem wybiegłam z mieszkania. Nie wiem co się stało z telefonem. To teraz było mało ważne.
 Zatrzymałam się dopiero przed budynkiem szkoły. Rozglądałam się dookoła. Nikogo nie było. Pisnęłam, kiedy ktoś niespodziewanie złapał mnie od tyłu za ręce. Wykręcili mi je i zaprowadzili do lasu. Pistolet... Nie wzięłam go. Jedynie mały scyzoryk, który zawsze miałam w kieszeni spodni. Zatrzymaliśmy się pod sosną. Zginałam się przed wysoką sylwetką. Simon...
- No noo.. Jugeumi Chonsa złapana z taką łatwością? - Zaśmiał się. - Czyli praktycznie już cię mamy.
- Co zrobiłeś z MyungSoo.?
- Ten drobny chłopaczek? Tam jest. - Skinął w prawą stronę. Dostrzegłam zakrwawionego przyjaciela, który omdlewał w rękach porywaczy.
- Zostawcie go!!! - Zaczęłam się szarpać.
- Spokojnie. Rób co ci każę, a wtedy go puszczę.
- Nie waż się go dotknąć!! - Rzucałam się na wszystkie strony. Ktoś wbił mi ostrze w nogę. Skręciłam się z bólu.
- Wpuszczę go, jeśli oddasz się w moje ręce.
- Nie rób tego! - MyungSoo krzyknął resztką sił. Chciało mi się płakać. Miałam na to ochotę jak nigdy. Ale powstrzymałam się. Simon nie może widzieć mojej słabości.
- Możesz robić ze mną co chcesz, tylko go wypuście. - Odpuściłam.
- Nie!! - Krzyczał czarnowłosy. Spojrzałam u w oczy i w duchu poprosiłam, żeby zawiadomił resztę. Sam by nic nie zdziałał. Zwłaszcza w takim stanie. Westchnęłam.
- Skoro twój przyjaciel tak bardzo chce, to może zobaczy przedstawienie? - Rzucono mnie pod nogi Simona.
- Odpuść mu. To mnie chcesz dopaść. Po prostu zrób co masz zrobić.
- Szczerze mówiąc chcę się z wami pobawić. - Uśmiechnął się. Złapał moje włosy w garść i pociągnął do góry. Drugą ręką zdjął spodnie. Przybliżył mnie do swojego przyrodzenia. Stawiałam opór. Któryś z jego poddanych kopnął mnie w plecy, wskutek czego Simon osiągnął cel. Szarpał mnie za włosy najmocniej jak to możliwe. Widziałam kątem oka, jak MyungSoo płacze i zwija się z bólu. "Przepraszam MyungSoo... Przeze mnie musisz przechodzić przez katusze.." Simon spuścił się w moich ustach. Wszystko wyplułam. Pociągnęło mnie na wymioty. Ale to był dopiero przedsmak. Prawdziwe piekło miało się zacząć..

wtorek, 26 lutego 2013

Rozdział XVIII.

- Simon. Co ty tu robisz? - Westchnęłam zniesmaczona.
- Jak to co? Zapomniałaś o swoich urodzinkach? - Podszedł do mnie bliżej.
- Miło że pamiętałeś. Ale jestem już dużą dziewczynką i nie obchodzę urodzin. - Uśmiechnęłam się ironicznie i odwróciłam się. Jednak mój kolega złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Odepchnęłam go z dużą siłą. Upadłam na chodnik, zdzierając sobie skórę na dłoniach. Simon cicho się zaśmiał i nachylił się nade mną.
- Pewnie byś się ucieszyła, gdybym ci powiedział, że zamierzam tu zostać na dłużej. Ale zachowam to w sekrecie. - Zaśmiał się. Prychnęłam na niego i wstałam.
- Spróbuj nas tylko dotknąć a zginiesz.
- Uuuu. Grozisz mi? Nadal nosisz swój pistolecik w kieszonce?
- Spierdalaj. - Odeszłam. Skierowałam się w stronę parku. Wiedziałam, że Simon za mną nie pójdzie. Nie ma ku temu powodów. Co najwyżej złapie mnie pod szkołą, pobije i sobie pójdzie. Po ostatnim razie nie powinien się wychylać. No właśnie... Nie powinien.
Usiadłam na ławce. Słońce grzało naprawdę mocno. Dziwnym trafem moje urodziny zawsze wypadały w słoneczny dzień. Wsunęłam dłonie do kieszeni i odchyliłam się do tyłu. Moje myśli oplątywał teraz Simon. Co on zamierza? Nie miałam pojęcia. Czekałam tylko na odzew od reszty gangu.
- Jugeumi Chonsa..? - Westchnął głos zza moich pleców. Usiadłam normalnie i spojrzałam w tamtą stronę. Zaczerwieniłam się.
- MyungSoo.. - Odchrząknęłam. - Co tu robisz?
- Dlaczego uciekłaś? - Podszedł bliżej i usiadł obok mnie.
- Przyyy...Przypomniało mi się, że muszę coś zrobić. - Odparłam nerwowo. - Ale już jest ok.
- Na pewno? - Spojrzał mi w oczy. Poczułam dreszcze. Kiwnęłam niepewnie głową, po czym MyungSoo uraczył mnie swoim czarującym uśmiechem. - Więc chodźmy do knajpy, o której mówiłem! - Pociągnął mnie za rękę i zaczął biec w nieznanym mi kierunku.
- Ale.. - Szarpnęłam się. Zatrzymaliśmy się. MyungSoo spojrzał na mnie pytająco.
- Coś nie tak?
- Ja... Widzisz bo... Niedługo będę musiała spłacić czynsz i...
- Oh.. I nie masz pieniędzy?? - Zawstydzona spuściłam wzrok. - Spokojnie. Mogę ja zapłacić.
- Ani się waż. Po prostu chodźmy w inne miejsce..
- Ale ja naprawdę mam ochotę na lody... - Westchnął. Opuścił głowę i zerkał na mnie kątem oka myśląc, że nie widzę.
- Nie możemy iść do supermarketu..?
- No niech ci będzie. - Uśmiechnął się i podskoczył. - Ale i tak dostaniesz ode mnie co tam będziesz chciała.
- Ty też będziesz musiał spłacić czynsz. Nie chcę nic. - Westchnęłam i poszłam za przyjacielem.

Przechadzałam się między regałami słuchając ciszy panującej między mną a MyungSoo. Cisza jednak została przerwana, ponieważ ktoś na mnie wpadł. Nie wiedzieć czemu mój przyjaciel spojrzał na mnie z przerażeniem. Zerknęłam na osobę kulącą się przede mną.
- SungJong? - Moje usta mimowolnie się rozchyliły, zupełnie jakby wszystko sobie przypomniały w jednej chwili. - C...co ty... - Nie mogłam wycedzić ani słowa.
- Jugeumi!! - Uśmiechnął się. - Cz-cześć! - Starał się zachowywać naturalnie, no ale cóż... - Co wy tu robicie?
- Przyszliśmy na małe zakupy. - Inicjatywę przejął MyungSoo. I dobrze, ponieważ ja nie byłam w stanie rozmawiać z nim swobodnie. - Zaraz uciekamy więc możesz spokojnie kontynuować. - Uśmiechnął się.
- Um. - Młody kiwnął głową i zniknął za sklepowymi półkami. Kim on jest, że robi takie coś z człowiekiem takim jak ja?! Yishhh!! Doprawdy!
- Jugeumi. - Szepnął do mnie MyunSoo. - Co mu się stało, że jest taki sztywny? I dlaczego tak się zachowujesz?
- Nie ważne. - Burknęłam.
- Czy możliwe, że... - Zastanawiał się chwilę. - Doszło do czegoś?!! - Wrzasnął.
- Zamknij jadaczkę! - Wyszeptałam i zakryłam jego usta dłonią.
- Ah. No tak. Przepraszam. - Wyszeptał. - To co zrobiliście? Dlatego tak długo nie wychodziłaś? Jesteś na niego zła?
- Nie musisz wiedzieć co robiliśmy. Tak, między innymi przez to tak długo to trwało. Nie. Nie jestem na niego zła, ponieważ ten dzieciak musiał coś sobie uświadomić.
- Pocałował cię?
- Skąd o tym wiesz?! - Wybuchłam.
- Serio?!
- MyungSoo ty łajzo!! Blefowałeś?!! - Zaczął się śmiać i uciekać. - MYUNGSOO!!! - Darłam się za nim. W rezultacie wybiegliśmy ze sklepu bez zakupów. Biegliśmy aż na łąkę, która rozciągała się na środku lasu. Usiedliśmy na środku. Było naprawdę ciepło. Oboje dyszeliśmy ze zmęczenia.
- Jesteś zła?
- Nie. - Pchnęłam go tak, że upadł na trawę. Zaczęliśmy się śmiać. - Nie jestem zła.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział XVII.

- Co tu robisz? - Z jego oczu wypływały kolejne łzy. Zaczęłam wątpić w to, że odwiedzenie go było dobrym pomysłem...
- Chciałam pogadać. Doszłam do wniosku, że powinniśmy coś sobie wytłumaczyć.
- Wytłumaczyć? - Powtórzył przerażony. - Nie ma o czym mówić. - Zgarbił się.
- Rozumiem, że się wstydzisz, ale rozmowa jest nam obu potrzebna... Mogę wejść? - Uśmiechnęłam się lekko. Pokiwał głową i zaprowadził mnie do dużego pokoju w czarno-białych kolorach. Usiadłam na łóżku, westchnęłam i spojrzałam na niego. Oparł się o ścianę i usiłował opanować łzy. - Nie masz o co płakać. Uśmiechnij się w końcu. - Starałam się być uprzejma, ale nie zapominając o ostrożności.
- Nie mam po co się uśmiechać.. - Podniósł głowę. - Nie potrafię...
- SungJong. - Przerwałam mu ze stanowczością. - Nie denerwuj mnie nawet. To nie koniec świata. Możemy przecież zostać przyjaciółmi. Na prawdę chcę się z tobą przyjaźnić.. - Jego oczy zalśniły niczym gwiazdy.
- Jugeumi Chonsa...
- Ale nie rób sobie fałszywej nadziei. Nie chcę być z kimś, kogo faktycznie nie kocham. To by zraniło i ciebie i mnie.. Rozumiesz?
- Jugeumi... Chonsa... - Podszedł do mnie i chwycił za ramiona. Zbliżył się niebezpiecznie. Skuliłam głowę. Usłyszałam, jak cicho wzdycha. Pchnął mnie na łóżko. Nie protestowałam.
- Uderz mnie, jeśli tego potrzebujesz. Jak to ci w czymś pomoże, nawet się nie wahaj. Masz moje osobiste pozwolenie. - Patrzyłam w sufit. Poczułam jak łóżko ugina się pod ciężarem kolan młodego. Zawisł nade mną. Zatopił swoje oczy w moich. Jego twarz nadal była mokra od łez. Podniósł porozumiewawczo rękę. Zamknęłam oczy. Byłam gotowa na przyjęcie ciosu. Ale nie było mi to dane. Wpił swoje słodkie wargi w moje usta. Otworzyłam oczy. Całował mnie. Poczułam jego miękki język wędrujący po mojej górnej wardze. Odepchnąć go czy nie? Nie miałam serca go odpychać... Przywarł do mnie. Wydawał się być zachwycony. Dostrzegłam łzę kręcącą się w kąciku jego oka. Wytarłam ją muskając opuszkami pozostałych palców jego zaróżowiony policzek. Odchylił się lekko. Spojrzał na mnie.
- Jesteś zła? - Nie odpowiedziałam. Przypomniał mi się pewien cytat. "Tylko milczenie człowieka uratuje." Zaraz... Ale czy to nie był spokój? Nie ważne. Po prostu wolałam nic nie mówić. Mimo że po to właśnie tu przyszłam... Tłumaczyłam sobie, że moje usta były w zbyt wielkim szoku, by mówić. - Jesteś.. - Westchnął. Chciał wstać, ale złapałam go za plecy. Spojrzał mi w oczy. Dopiero teraz przeszedł mnie dreszcz. "SungJong... Przepraszam, że to nie możesz być ty..." Poczułam łzy. Nie wiem czy moje, czy jego... Doszło do tego, że chyba obydwoje płakaliśmy... Płakaliśmy i to jak bardzo.. Przyciągnęłam go do siebie. Mono się przytulił. Wbił swoje długie palce w moje ramiona i skulił głowę.
- Przepraszam.. - Szepnęłam przez gulę, stojącą  moim gardle. Teraz do mnie dotarło. Nic nie poczułam. Moje usta nie były zdziwione. One po prostu nie chciały tego pocałunku. Po prostu nie chciały...

Wyszłam z mieszkania energicznym krokiem. Obiecał, że będzie już w porządku... Spojrzałam w stronę MyungSoo.
- Co tam tak długo robiłaś? - Wstał ze schodów i podszedł do mnie.
- Nic takiego.. - Uśmiechnęłam się. - Musieliśmy porozmawiać i tak poza tym to wiesz... Starałam się go jakoś uspokoić.
- I będzie już w porządku?
- Mam nadzieję. - Westchnęłam. Poszliśmy w stronę parku.
- Ale... Skoro go nie kochasz, to kogo..? - Spojrzał w moją stronę, gdy spacerowaliśmy wśród drzew. Zarumieniłam się.
- Nie musisz wiedzieć. - Schowałam ręce do kieszeni. Przyjrzał mi się dokładniej.
- Jugeumi Chonsa... Dlaczego się rumienisz? - Zaczął się śmiać. Odwróciłam się w przeciwną stronę.
- Jak zamierzasz się tak zachowywać to mogę iść sobie do domu. - Zdziwił się na te słowa.
-Nie!! - Złapał mnie za rękaw. - Zostań ze mną! Przepraszam!! Tylko żartowałem!! - Zaśmiałam się.
- Dobrze już. Przestań krzyczeć! - Uśmiechnęłam się. - Gdzie mnie prowadzisz?
- Myślałem, że ty chciałaś gdzieś iść.. - Zatrzymał się.
- Nie.. To ty mi kazałeś iść więc szłam za tobą...
- Wygląda na to, że idziemy bez celu. - Zaczął się śmiać. - Niedaleko jest wspaniała kawiarnia. Chcesz iść ze mną?
- Em...Wiesz.. Ja pójdę już lepiej do domu. - Ukłoniłam się i odbiegłam, nie dając mu szansy na odpowiedź. Nie chciałam już dłużej tego znosić. Nie chciałam łudzić się tym, że może być dobrze...
Pobiegłam prosto do domu. Jednak zanim zdążyłam wejść do klatki zostałam zatrzymana przez pewną osobę.
- Jugeumi Chonsa. Dawno się nie widzieliśmy. - Zaśmiał się. Kojarzyłam ten głos. Co gorsza nie były to miłe wspomnienia... Zamarłam.

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział XVI.

Tego dnia zmierzch nastał szybko. Całe szczęście. Byłam na drugim piętrze opuszczonej fabryki. Opierałam się o parapet przy dziurze pozostałej po oknie. Parzyłam w niebo. Nawet nie wiem po co. Nie było żadnej gwiazdy. Jak gdyby wszystkie umarły wraz z moim krwawiącym sercem. Dawniej czułam ból cielesny dzień po dniu. Nie raz. Nie dwa... Ale to, co działo się ze mną w tym właśnie momencie było nie do opisania. Nie mogłam się pozbyć zaszklonych oczu. To było zbyt trudne. Nawet westchnienia - te ciche i te głośne - nie dawały mi żadnej ulgi. Jedno jedyne słowo. Złożone z trzech liter. Jedna sylaba, a potrafi tak doszczętnie zniszczyć człowieka. Nie.
Usiadłam na podłodze i schowałam twarz w ramionach okalających moje kolana. Siedziałam skulona kilka chwil. Kilka dłuższych chwil. Długo.. Doszło do tego, że spędziłam kilka godzin płacząc. Teraz mogłam. Chciałam wyrzucić z siebie to wszystko. Żeby móc powstrzymać to przy MyungSoo.. I przy wszystkich innych ludziach... Ta na pozór silna Jugeumi Chonsa była tak na prawdę słabą, uległą dziewczynką. Płaczliwą dziewczynką. To, czego nienawidzę najbardziej. Płacz ostatnio bardzo często mi towarzyszy. Oznaka mojej słabości. Tego, że nie daję rady. Że powinnam się poddać. Przestać brnąć w to wszystko. Ale czy nie jest za późno? Czy moja ucieczka nie byłaby oznaką tchórzostwa? To do mnie niepodobne.
Pociągnęłam nosem, po czym uniosłam głowę wskutek usłyszanych kroków. Obawiałam się, że to MyungSoo, ale szybko się uspokoiłam. Hoya powoli do mnie podszedł i usiadł obok.
- Zamierzasz płakać tu cały czas? - Starał się nie patrzeć w moją stronę. Wiedział, że to by mnie peszyło?
- Zamierzam opuścić szkołę.
- Co?! - Wybuchł. - Nie możesz!!
- I tak wszyscy nauczyciele się mnie boją. Szukałam spokojnej szkoły...
- Tak właściwie to po co przyszłaś do szkoły? Szukałaś zamieszania, czy znudziło ci się zabijanie? - Zakpił.
- Zabijanie nigdy mi się nie znudzi. Choć muszę przyznać, że faktycznie miałam dosyć monotonnego życia i dlatego poszłam do szkoły. Tyle tylko, że z każdej kolejnej mnie wyrzucali, albo w ogóle nie dopuszczali. - Westchnęłam i oparłam brodę o kolana.
- Bali się.
- Dokładnie. - Przyglądałam się ścianie naprzeciwko nas. Czułam, że nadchodzi kolejna fala łez. Dlaczego akurat przy nim?!
- MyungSoo jest wściekły... - Zastanawiało mnie po co to mówi.
- Wiedziałeś o wszystkim? O SungJongu?
- Właściwie zastanawiało mnie dlaczego jeszcze nie zostałem zbesztany i zmieszany z błotem. - Zaśmiał się.
- Mimo pozorów nie chowam długo urazy. Szkoda mi młodego... - Poczułam jak dotyka moich zgarbionych pleców.
- Przejdzie mu. Nie przejmuj się. - Westchnął.
- Miłość nie przechodzi. Nie ważne jak bardzo byś się starał, serca nie da się oszukać. Będziesz kochał tą osobę nie zważając na nic. Mam tylko cichą nadzieję, że on pomylił miłość z zauroczeniem. Nie chcę, żeby przeze mnie cierpiał.
- Wiesz.. Wydaje mi się, że MyungSoo cierpi bardziej od niego. Nienawidzi kiedy ktoś krzywdzi jego przyjaciół. Nie ważne w jaki sposób. Musisz mu to po prostu na spokojnie wytłumaczyć, choć... to nie musi być takie łatwe... Może nie wygląda, ale MyungSoo, ten dzieciak, jest strasznie wybuchowy i czasami nie uważa na słowa. Może cię zranić nie wiedząc o tym. Więc proszę w jego imieniu o wyrozumiałość. - Uśmiechnął się.
- Musicie wszyscy od dawna być przyjaciółmi, skoro tak bardzo się o siebie troszczycie. - Westchnęłam i wstałam tyłem do Hoyi. Kolejne łzy, kolejne słabości. - Nigdy nie miałam przyjaciół. Działałam na własną rękę.
- Teraz ich masz. - Złapał mnie w pasie i przytulił od tyłu. - Masz mnie. Zawsze możesz na mnie liczyć. Masz SungJonga. Mimo wszystko, on zawsze ci pomoże. I MyungSoo. W obliczu zagrożenia zrobi wszystko nie zważając na własne urazy. - Podniósł rękę i wytarł moją twarz. - Licz na nas.
- Nauczyłam się nie ufać ludziom. Proszę o pomoc tylko i wyłącznie w czasie potrzeby. Więc nie czekaj z niecierpliwością aż coś powiem. - Uśmiechnęłam się. - To może nigdy nie nastąpić.
- W pierwszej kolejności posługujesz się gangiem?
- Zgadłeś. - Westchnął.
- Proponowałaś SungJongowi dołączenie, prawda? Po co? To zwiodło go jeszcze bardziej..
- Było mi go żal. Sprawa z SungGyu... - Chciałam oswobodzić się z coraz czulszego uścisku Hoyi ale mocno mnie trzymał. - Co robisz?
- Zostańmy tak jeszcze chwilę. - Zaśmiał się. - Nigdy się nie tuliłaś w ten sposób?
- Hoya masz mnie natychmiast puścić!!! - Przeraziłam się. Zaczęłam się wyrywać i wiercić. Kiedy już pokonałam Hoyę - albo to on po prostu mi odpuścił - przyparł mnie do ściany i spojrzał prosto w oczy.
- Chciałbym, żebyś na mnie polegała. Nie rań już więcej osób, dobrze? SungJong wystarczy. - Sapnął i odszedł. Byłam oniemiała. Oczy Hoyi... i w ogóle on... To było przerażające. Bałam się go...
Zsunęłam się po ścianie w dół. Usiadłam na podłodze. W końcu przestałam płakać, choć nadal było mi smutno.

Kolejnego dnia wcześnie wyszłam do szkoły. Czekałam przed wejściem na MyungSoo, żeby porwać go na pogawędkę. Cóż... Zaczęło się nieciekawie, bo kiedy tylko mnie zobaczył, odwrócił wzrok. Podeszłam do niego, ale mnie ominął. Złapałam więc go za rękę.
- Yaah!! Jak długo masz zamiar zachowywać się jak dzieciak?!
- Nie drzyj się. Ludzie się gapią. - Mruknął ponuro.
- Niech się gapią. Porywam cię. Musimy pogadać.
- Nie mam nic do powiedzenia. - Stawiał opór.
- W takim razie posłuchasz sobie mojego monologu. Nie mam zamiaru ciągnąć tego. Chcę ci wszystko wyjaśnić, choć według mnie powiedziałam już większość.
- Czemu się tak wysilasz? - Spojrzał na mnie.
- Nie chcę prowadzić kłótni, a co więcej wojen z przyjaciółmi. - Uśmiechnęłam się lekko. - Więc jak? Porozmawiamy?
- Niech ci będzie. - Westchnął. Poszliśmy nad rzekę. Usadowiliśmy się na soczystej, zielonej trawie. Zaczęło się. Strach opanował mnie całą. Dlatego, że nie byłam pewna czego oczekiwać. Co mi odpowiesz MyungSoo..?
- Więc.. - Zaczęłam. - Mam nadzieję, że masz pojęcie tego, że nie chciałam skrzywdzić młodego. Miłość do mnie jest nierealna, ponieważ jestem brutalnym człowiekiem. Lubię dominować, więc w związku damsko - męskim ... Sam rozumiesz. Oczywiście nie gustuję w dziewczynach!! Po prostu trzymam dystans.
- Chyba za gwałtownie zareagowałaś na jego wyznanie. I to była sól dosypana do rany. Teraz nie wychodzi z domu i płacze.
- Chcesz, żebym go odwiedziła? - Spojrzał na mnie.
- Czy to dobry pomysł..?
- Sama nie wiem... Pocieszę go i mu wytłumaczę. Mam nadzieję, że nie będzie źle odbierał moich słów. Będę stanowcza, aczkolwiek postaram się dobrać delikatne słowa. Tak będzie dla wszystkich najlepiej.
- Chodźmy razem. Zaprowadzę cię, bo pewnie nie wiesz, gdzie dokładnie mieszka. - Uśmiechnął się i wstał. Hmm.. Ta rozmowa była krótsza niż myślałam. Powędrowaliśmy pod wysoki wieżowiec. Weszłam do środka. Zapukałam do beżowych drzwi na 13 piętrze. Otworzył zapłakany chłopak. Miał podpuchnięte i podkrążone oczy. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co ty tu robisz..?

Rozdział XV.

- Jugeumi Chonsa... - Młody nadal siedział. - Kochasz kogoś?
- Skąd takie pytanie? - Spojrzałam na niego.
- Tak po prostu... Zastanawia mnie to. Bo jesteś dla wszystkich miła... A w twoim przypadku jest się miłym dla ludzi, których się ceni lub kocha.
- Długo nad tym myślałeś? - Wróciłam do poprzedniej pozycji i oczekiwałam odpowiedzi, której w rezultacie nie otrzymałam. - To raczej nie miłość. A przynajmniej nie w twoim przypadku. - Westchnęłam. - Jesteś drobny i zachowujesz się jak dziewczyna. Oczywiście bez obrazy. W podziemiu często pomagałam takim jak ty. To chyba pewien nawyk. - Wstałam. - Ale teraz powinieneś oberwać za to co przed chwilą zrobiłeś.
- Co zamierzasz..? - Wstał i odsunął się na bezpieczną odległość.
- To ci nic nie da. Mam pistolet. - Wyciągnęłam przedmiot i zaśmiałam się.
- Jugeumi Chonsa!! - Popłakał się. Byłam zszokowana. Podeszłam do niego, ale z paniką odbiegł.
- SungJong! Tylko żartowałam! - Pobiegłam za nim. Złapałam go po kilku minutach i przyparłam do drzewa. - Myślałeś, że blefuję z tym pistoletem? - Westchnęłam i schowałam broń.
- Zabijesz mnie..? - Beczał.
- Oczywiście, że nie farfoclu! I przestań ryczeć bo nie jesteś panienką. - Wytarłam jego policzki.
- Jugeumi Chonsa.. - Spojrzał prosto na mnie. - Czy kiedykolwiek mnie zabijesz? Chociażby w przypływie emocji?
- Nie zabiję cię głupku. Co najwyżej mogę cię walnąć. - Uśmiechnęłam się i odsunęłam się od niego. Niespodziewanie złapał mnie w biodrach i przytulił się.
- Jugeumi Chonsa... Nie odchodź.
- Przecież tu jestem.
- Ale nigdy od nas nie odchodź. Ani ode mnie, ani od MyungSoo, ani do Hoyi.
- Dlaczego mi to mówisz? - Spojrzałam na niego.
- Bo ja... - Zarumienił się. - Nie wiem, czy dobrze interpretuję swoje myśli ale ja chyba... Chyba cię kocham...
- CO?!?! - Odskoczyłam od niego. - SUNGJONG CZY TY JESTEŚ NORMALNY?!?!?!?! JAK MOŻESZ KOCHAĆ KOGOŚ TAKIEGO JAK JA?!?! OCIPIAŁEŚ?!!
- Jugeumi... - Spojrzał mi prosto w oczy. - Jesteś na mnie zła?
- Jak mogłabym nie być?!! W dupie ci się poprzewracało!! Nie masz już kogo kochać?!! - Dostrzegłam, że jego oczy się zaszkliły. - To jest... Nie zrozum mnie źle... - Zaczął płakać. Znowu... - Miałam na myśli, że nie jestem osobą która jest godna miłości. Wybierz kogoś lepszego, byle nie mnie..
- Ale ja właśnie ciebie kocham. - Przytulił się z powrotem. - Chcę tylko ciebie! - Schował twarz w moim ramieniu. Nie miałam serca teraz tak go zostawić.
- Dlatego się pytałeś, czy kogoś kocham...? Wybacz mi SungJong.. - Westchnęłam. "Zachowuję się strasznie. MyungSoo też był w sytuacji SungJonga. Ale ja nie mogę... Nie mogę tak po prostu na to przystać. Zaczynam żałować, że go tak często ratowałam..."
- Możemy się chociaż przyjaźnić? - Pociągnął nosem.
- Dopóki tu będę, możesz na mnie liczyć. - Uśmiechnęłam się. Zobaczyłam, że za drzewami przewija się MyungSoo. Spanikowałam. Widzi nas? Słyszał to, co mówiliśmy?
- Wracajmy do szkoły.. - Zerknął w moje oczy i uśmiechnął się.
- Um. Chodźmy. - Poszłam przodem kątem oka patrząc w stronę MyungSoo. A może to nie był on? Nie... Przecież potrafię rozpoznać moją nieudaną miłość. To musiał być on...
Byliśmy już w szkole. Czekałam pod klasą. MyungSoo podszedł do mnie.
- Możemy porozmawiać? - Był poważny.
- Coś się stało?
- Po prostu chodź. Zerwanie się z lekcji to chyba nic dla ciebie. - Pociągnął mnie za rękaw. Wyszliśmy z budynku, na moją ławkę. - Usiądź. - Rozkazał mi. Usadowiłam się na ławce i oczekiwałam nieoczekiwanego.
- Co się stało? Ktoś ci groził? MyungSoo.. - Stał do mnie tyłem. - Powiedz coś. - Zaczęłam się denerwować.
- SungJong.. - Sapnął. - Widziałaś o nim?
- Skąd niby miałam widzieć... - Kurwa. Czyli jednak wiedział.
- Wiesz jak bardzo go zraniłaś? Wiesz, że się załamał? Że nie ma chęci do życia? Przez ciebie nawet się nie uśmiecha... - Odwrócił się do mnie. Płakał.
- Mówisz tak tylko dlatego, że wiesz jak to jest być odrzucony. MyungSoo. Ja już mam kogoś, na kogo patrzę. Nie chciałabym go oszukiwać, rozumiesz?
- Oszukiwać?!! Jesteś straszna!!! - Podskoczył.
- Dlaczego na mnie krzyczysz?!! - Wstałam i złapałam go za nadgarstek. - Dlaczego? Nie krzyczałeś na SungYeola. Jestem po to, żeby się na mnie wyżyć?
- SungJong to też mój przyjaciel.
- Więc robisz to, bo nie jestem mężczyzną?
- To nie tak... - Westchnął.
- A jak!?!! Dlaczego mnie tu zaprowadziłeś i mi to wypominasz?!!! Wiedziałeś kim jestem!!! Wiedziałeś, że jestem zła!! Że zabijam!!
- Dla mnie byłaś miła! Dla niego też.. Dlaczego zrobiłaś mu fałszywą nadzieję?!!
- A czy ty się we mnie zakochałeś? - Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Nie.
- No więc właśnie. - Również zaczęłam płakać. To jedno, pojedyncze słowo wbiło się w moje serce jak zatruty nóż. Jedno, nic nie znaczące słowo, a potrafiło zranić zadając śmiertelny ból. Jedno słowo, pyszniące się na jego ustach z tą pewnością, że to nigdy nie nastąpi. Chciałam umrzeć. Widział, że płaczę. Nie domyślił się. Poczucie winy? Niby to miało być powodem moich łez? MyungSoo... Nic o mnie nie wiesz.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział XIV.

Było już naprawdę ciemno. Położyła się nieśmiało. Poczułam jak MyungSoo unosi kołdrę, przez co chłodny powiew powietrza otulił moje ciało. Ułożył się wygodnie obok mnie. Wsunął dłonie pod swój różowy policzek i zamknął oczy. Uśmiechnęłam się widząc go tak uroczego. Moje serce chciało eksplodować. Wszystko w środku... czułam że nawet żebra się ruszają! Przeszedł mnie dreszcz. Zerknęłam za okno i również zamknęłam oczy. Jednak moje emocje nie dawały mi spokoju. Przez pierwsze dwie godziny starałam załagodzić organizm. Zmusiłam go do spowolnionej pracy przez bardzo głębokie oddechy. A później.. Nie wiem czemu. Po prostu nie mogłam spać. Męczył mnie dziwny niepokój. Jakby miało się stać coś strasznego. Zerknęłam w ciemną część pokoju. To pierwszy raz, kiedy tak bardzo się bałam, mimo że nie byłam niczym zagrożona. A może byłam..? Molla.
Około dziesiątej MyungSoo zaczął się wiercić. Trącał moje udo wypiętymi pośladkami. Przygryzłam wargę tak mocno, że zaczęła krwawić. Syknęłam cicho z bólu i przyłożyłam rękę do ust. Nie było za ciekawie. Sięgnęłam za chusteczkę i przyłożyłam ją do rany. Minęła dłuższa chwila, zanim zrobił się skrzep. Mój przyjaciel zaczął mruczeć coś pod nosem. Przewrócił się na drugą stronę i z całej siły pacnął mnie w nos. Przez sen był silniejszy niż normalnie. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie, kiedy zaczęłam kichać. Usiadłam na łóżku. "MyungSoo. Nie chcę już nigdy w życiu z tobą spać. TORTURA!! Po pierwsze primo - niewyspana. Po drugie - krwawiąca. Po trzecie - nie czuję nosa. Co za dzieciak!" Zaczęłam wyliczać w myślach. Średnio zadowolona udałam się do kuchni i przyszykowałam śniadanie. Nakryłam do stołu, zrobiłam herbatę i wróciłam do MuyngSoo. Usiadłam na łóżku i położyłam rękę na jego ramieniu.
- Hej... Powinieneś wstawać. - Lekko nim potrząsnęłam. Mruknął przeciągle i lekko otworzył oczy. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Jak spałaś?
- Nie pytaj. - Wstałam i chciałam odejść, ale mój kolega z klasy szybko i skutecznie pociągnął mnie za rękę tak, że upadłam  powrotem na łóżko. - Co ty wyprawiasz?
- Nie wyspałaś się przeze mnie?
- Zwariowałeś? To nie przez ciebie. Po prostu nie mogłam zasnąć! Ot co!!
- Osoba, która całe życie spała sama nie może czuć się komfortowo w tej sytuacji. - Posmutniał. - Przepraszam. Więcej tak nie zrobię. - Usiadł na łóżku.
- Mówię przecież, że to nie twoja wina.
- Ale.. - Nie zdążył dokończyć myśli, gdyż złapałam go za ramiona i przyparłam do łóżka. Zawisłam tuż nad nim. Wgapiałam się prosto w jego czekoladowe oczy. Doprowadzało mnie to do szaleństwa.
- Powiedziałam. Po prostu nie mogłam spać, jasne? Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebował nawet drobnej pomocy to możesz przyjść. Jeśli przyśni ci się zły sen, zawsze będę miała dla ciebie miejsce. - Wzięłam szybki oddech i zakończyłam bardzo powolnym i poważnym tonem. - Zrozumiałeś?
- To jest... - Zarumienił się, ale zbierając resztki swojej dumy wydukał. - Myślę, że do mnie dotarło. - Uśmiechnęłam się i powróciłam do poprzedniej pozycji. - Co się dzieje...? - Nadal leżał.
- Coś nie tak??
- Ja umieram..? - Szeptał.
- Co?!?! Umierasz?!
- Jugeumi się o mnie martwi i nawet nie jest zła. - Uśmiechnął się. - To nie może być prawda. Gdyby to była jedna z twoich rekrutów, już dawno byś ją zabiła.
- Jaki jest sens zabijać kogoś, kogo przyrzekło się chronić? - "I kogo się kocha..." Dopowiedziałam w myślach.
- Jugeumi Chonsa! Jesteś wspaniała! - Podniósł się i przytulił się do mnie.
- Już starczy czułości. Śniadanie czeka.
- Czułości..? - Spojrzał na mnie zakłopotany. - Ale wiesz, że... ja do ciebie... nic...
- Wiem. - Uśmiechnęłam się i poczochrałam go po włosach. - Jesteśmy przyjaciółmi. Czy tak nie mówiłeś?
- Mówiłem! - Zaśmiał się i wyskoczył z łóżka. - Zjedzmy pyszne śniadanie! - Poszedł do salonu.


Nigdy się tak nie czułam. Potrzebna. Podziwiana. Taka jaka jestem... Nikt mnie nie akceptował. A tu nie tylko że cieszy się, gdy jestem. Wybrał mnie na swój autorytet. Chce mnie naśladować. Jednak czy to dobrze..? Nie jest taką osobą. Jest bardzo miły, uczynny i zabawny. Prawdziwa ja... Możliwe, że też taka jestem. Ale mimo to bariera nie zniknęła. Nasze światy nadal się różnią. Przeszłość, mimo że nadal zostanie tylko przeszłością, czyni człowieka tym kim jest. A moja przeszłość jest przerażająca i bolesna. I właśnie tak zapamięta mnie MyungSoo. Przerażającą i zadającą ból. Nie ważne co zrobię. Nie ważne jak bardzo będę się starać. Tylko moja śmierć byłaby w stanie wygasić te myśli. Tylko zniknięcie Jugeumi Chonsa zaprowadziłoby spokój do naszych światów.

Ryzyko. Bez tego nie byłoby sensu w robieniu czegokolwiek. Nie mówię tylko o zabijaniu. We wszystkim jest krzta ryzyka.
- Jugeumi Chosa!! - Wysoki głosik wołał mnie już z daleka.
- Coś się stało SungJong?
- Jest problem.
- Z kim?
- Z liderem... - Spuścił głowę. Czyżby zawstydzony? - Zbeształ mnie za to, że przyjąłem twoją pomoc.
- Ale do niczego nie doszło?
- To jest.... Właśnie... - Odchrząknął zakłopotany. - Właściwie to... Można powiedzieć że doszło.. On doszedł. Ja nie.
- SungJong!! - Rzuciłam w niego gazetą. - Jesteś obleśny! Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Rumienisz się? - Zaśmiał się i wskazał na moją twarz.
- Udawałeś?
- Nieee..
- SungJong ty mały cwelu!! Niech ja cię dorwę!! Rozerwę cię na strzępy, rozumiesz?!! - Zaczęliśmy biec. Po drodze zobaczyłam chichoczącego Hoyę za drzewami. Nie ujdzie im to na sucho. Jednak teraz skupiłam się na tym małym wyjcu. W sumie to zastanawiałam się dokąd biegnie. Byliśmy już spory kawałek od szkoły, kiedy zdyszany się zatrzymał.
- Ponoć MyungSoo spał u ciebie? - Zaśmiał się.
- Tak. - Odparłam niewzruszona. - Ty też u mnie spałeś. - Uśmiechnęłam się lekko. - Pamiętasz jak zaniosłam cię do łóżka? - W jednej chwili młody zrobił się czerwony jak burak. Zaczęłam się śmiać i usiadłam na trawie. - Mały skurczybyku. Niby taki poważny, ale u was też może być zabawnie. Usiądź. - Wskazałam miejsce obok mnie. Ten platfus nawet się nie zawahał. Klapnął spokojnie obok mnie i z zacieszem gapił się w śnieżnobiałe obłoki. - Ufasz mi w 100% ?
- Ja?
- Już nie jesteś taki niepewny. Nawet nie przemyślałeś tego, czy faktycznie powinieneś siadać obok mnie, tylko po prostu to zrobiłeś jak gdyby nigdy nic. Mao tego, nie wiem czy wiesz, ale zawsze mam przy sobie broń. Czy to nóż, czy pistolet, a czasami chodzą w parze.
- A jak jest dzisiaj? - Uśmiechnęłam się.
- Więc tak. Jak zgadniesz, to ci daruję. Jak nie, to cię zabiję tu i teraz. Okay?
- Nie. - Wystraszył się trochę. - Po co mnie ratowałaś, skoro teraz chcesz mnie zabić?
- Czy wy wszyscy jesteście tacy sami? - Westchnęłam cicho i położyłam się na trawie.

Rozdział XIII.

Podeszłam do niego.
- Aleś mnie wystraszył. - Złapałam się za serce. Uśmiechnął się. - Jak się czujesz? Coś cię boli?
- Głowa... Ale poza tym wszystko  porządku. - Odparł zachrypniętym głosem.
- Pokaż mi szyję. - Chciałam odchylić kołnierz od koszuli, którą miał na sobie, ale złapał mnie za ręce i pokręcił głową.
- Jest dobrze. - Jego głos drżał.
- MyungSoo!! Pokaż ale już! To przeze mnie byłeś nieprzytomny! Masz pojęcie jak si czuję?! - Zrezygnowany puścił mnie. Odchyliłam kołnierz i zamarłam. - Masz siniaki na szyi... - Zakrył usta dłonią. - Próbował cię zadusić?
- To nic.. - Mruknął i spojrzał za okno. - Mieszkasz tu?
- Nie zmieniaj tematu. Nigdy więcej nie pójdziesz ze mną na pole bitwy. Rozumiesz?
- Już prawie go miałem...
- Nie obchodzi mnie to. Gdybyś teraz się nie obudził nie wybaczyłabym sobie. - Niechcący uroniłam łzę. Pociągnęłam nosem, po czym MyungSoo ponownie przeniósł na mnie wzrok.
- Dlaczego płaczesz..? - Zdziwił się. Dotknął ciepłą dłonią mojego policzka i wytarł łzę.
- Nie ważne. - Odpyskowałam i zamoczyłam niewielki ręcznik w chłodnej wodzie. Położyłam go ostrożnie na czole MyungSoo. - Zrobić ci coś do picia? Przygotuję herbatę. - Spanikowałam. Odskoczyłam od niego i poszłam do kuchni, gdzie rozpłakałam się na dobre. Wstawiłam wodę i oparł się plecami o stół. Spojrzałam w sufit. - Co ja wyprawiam...? - Szepnęłam sama do siebie.
- No właśnie. Co? - Podszedł do mnie MyungSoo i się przytulił. - Nie rozumiem dlaczego płaczesz. Aż tak się o mnie boisz? - Zaśmiał się.
- Aż tak... - Mruknęłam. Spojrzał mi prosto w oczy. Poczułam motylki w brzuchu.
- Bardziej od SungYeol hyonga? - Pokiwałam głową.
- O ciebie trzeba dbać bo jesteś bardzo kruchy MyungSoo. Z resztą sam widzisz. - Delikatnie dotknęłam jego czoła. - Już lepiej?
- Tak. - Uśmiechnął się. - Dotrzymałaś obietnicy. Broniłaś mnie do końca.
- A co niby miałam robić? Zostawić cię? Nawet tak nie myśl! Dotrzymuję obietnic! - Zaczął się śmiać. Woda się zagotowała.
- Wierzę ci. - Nalałam wody do dwóch kubków. Poszliśmy do salonu i usiedliśmy przy stoliku.
- Co zamierzasz teraz zrobić? - Spojrzał na mnie pytająco. - Z SungYeol...
- Ah... To jest.. Jeszcze się nie zastanawiałem. W sumie powinienem sobie od razu odpuścić. Powiedział, że nie jest w stanie darzyć mnie uczuciem. Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- A co z Hoya ssi?
- Co z nim nie tak?
- Nic do ciebie nie czuje? Martwi się o ciebie i nawet szukał cię w nocy, kiedy poszliśmy do fabryki. Czy nic się za tym nie kryje? - Zaśmiał się.
- Nie wiem. Hyong nigdy nie był bezpośredni. Jest wstydliwy i uważa na słowa.
- Ostatnio pytał się mnie, czy można kochać dwie osoby na raz. - Upiłam łyk herbaty.
- Dwie? - Zaczął się zastanawiać. - Wszyscy z naszej grupy łączą go z DongWoo. Są najlepszymi przyjaciółmi ale o drugiej osobie nigdy nie słyszałem.
- A jak z SungJongiem? Lider nadal go wykorzystuje?
- Lider zawsze go wykorzystywał i zawsze będzie. Nie zmienisz tego. W zasadzie SungJong zdążył już przywyknąć i pogodził się z tym.
- Ale o niedorzeczne!
- Jugeumi Chonsa. Pomimo swojej pozycji nie zdołasz obronić wszystkich przed złym losem. Twoja grupa też nie może być za duża. - Oparł się na łokciach. - Jesteś zupełnie inną osobą niż ta podawana w mediach. - Westchnął.
- Już ci mówiłam. Ludzie mówią o mnie co chcą i wierzą plotkom. Dlatego zawsze trzymałam się sama, żeby uniknąć wycieku.
- Jesteś niesamowita.. - Westchnął. - Mogę zostać na noc? - Zdumiałam.
- Na noc? - Powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Nie lubię wracać do pustego mieszkania... I nienawidzę mieszkać sam.
- No.. Okej.
- Mogę spać na podłodze! Nie przejmuj się mną!
- Nawet o tym nie myśl. Śpisz w łóżku.
- Ale ja na prawdę mogę...
- Chyba coś ci się stało z głową. - Przyłożyłam rękę do jego czoła. Zaczął się śmiać.
- Ale nie chcę, żebyś przez moją samolubność spała na ziemi. - Westchnął. - Więc śpijmy razem.
- Co?!?!

piątek, 22 lutego 2013

Rozdział XII.

Ponownie zamknął oczy. Wziął głęboki wdech, a po jego policzku znów poleciała łza. Skrzywiłam się widząc go płaczącego. Wytarłam samotną łzę. Uśmiechnął się. Nagle zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Wybacz, ale muszę odebrać.
- Nie przejmuj się. - Pomachał ręką i usiadł obok mnie. Odebrałam telefon. Pierwsze co usłyszałam to wrzaski.
- Co jest? - Mój głos był nienaturalnie spokojny.
- Nie pamiętasz? Miałyśmy dzisiaj iść na zachód wywalić tych knypków.
- Aishhh... Wypadło mi coś i zupełnie zapomniałam.. Rozumiem, że już zaczęła się walka?
- Co?? Nie, o tyko nowe się wydurniają.
- Każ im przestać, bo jak nie to osobiście je rozstrzelam. Podstawą jest poważna postawa. Wtedy przeciwnik wie, że jesteś pewna siebie. Przekaż im to.
- Zrozumiałam.
- Gdzie jesteście?
- W bocznej alejce niedaleko twojego domu. Będziemy iść obok lasu.
- Dołączę do was w drodze. - Rozłączyłam się.
- Coś się stało? - MyungSoo wyglądał na zaniepokojonego. Pokręciłam głową i uśmiechnęłam się. Schowałam telefon do kieszeni.
- Po prostu kolejna bijatyka.
- Bijatyka? - Powtórzył ożywionym tonem.
- To nic takiego. - Pogłaskałam go po głowie. - Robię to niemal codziennie. W ten sposób wyładowuję emocje. - Odchrząknęłam. - Zaraz będę musiała iść. Mój gang w dużej części jest niezdyscyplinowany i muszę ich pilnować.
- Oh. A mogę iść z tobą? - Zdziwiłam się.
- Jesteś pewien? Podczas bójki jestem trochę inna... Tym razem naprawdę możesz się mnie przestraszyć.
- Nie martw się. - Uśmiechnął się. - Ufam ci w zupełności.
- A jeśli ci powiem że mam przy sobie nóż i pistolet? - Zaśmiał się.
- To nic nie zmienia. Noszenie przy sobie tych rzeczy to twój nawyk. Nie mam z tym problemu. Więc mogę pójść?
- Ty na serio jesteś nieustraszony. - Westchnęłam i podniosłam się do góry. - Okej możesz iść. W sumie nie mam nic do ukrycia. I tak już wszystko o mnie wiesz i to we właściwej wersji.- Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję! - Ucieszył się i podskoczył. Poszliśmy.
Dołączyłam do reszty gangu wraz z MyungSoo. Członkowie czołówki nawet nie zwrócili na niego uwagi. Ale nowe zaczęły piszczeć i skakać. Posłałam im zabójcze spojrzenie i wyciągnęłam pistolet. Wszyscy się zatrzymali. Stanęłam przed nimi.
- Więc? Która pierwsza chce zginąć za brak dyscypliny? - Syknęłam. Stanęły w rzędzie i spuściły głowy na dół. - Wyrównać rząd!! Głowy do góry!! Klatka piersiowa wypchnięta!! Kim wy jesteście?!! Jeśli przyjdzie wam zabić ładnego chłopaka to tego nie zrobicie?!! Mówię coś!!! - Darłam się na cały głos.
- Zrozumiałam. - Odparły chórem.
- Nie słyszałam!
- Zrozumiałam!! - Dźwięk odbił się od ścian budynków. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Jeszcze jedna taka akcja i na serio zacznę was wybijać. Nie ważne czy dobra, czy przyjaciółka, czy ktokolwiek inny. Od dzisiaj każda jest odpowiedzialna za drugą. Jeśli nie będziesz czegoś robić dobrze, lub odmówisz posłuszeństwa możesz spowodować śmierć drugiej osoby. Jednocześnie w tym czasie sama też jesteś skazana na poprawność drugiej. Przyszłyście tu same więc zróbcie to porządnie. - W ciszy poszliśmy dalej. MyungSoo się zaśmiał.
- Surowa przywódczyni? Prawie jak nasz lider.
- Jak twój lider. - Odparłam chłodno.
- No dobrze.. jak mój.. - Uśmiechnął się. - Nie lubisz pokazywać swoich słabości, prawda?
- Tylko ty znasz moje słabości. Jak do tej pory nawet ja nie miałam o nich pojęcia.
- A twoja największa słabość? - Spojrzał na mnie.
- Nie chcę teraz o tym mówić.
- Ahhh Jugeumi Chonsa... Wydaje się, że cię zna, a w rzeczywistości tak jakbym cię nie znał. Kim ty jesteś? - Lekko się uśmiechnęłam.
- Wiesz kim jestem. Przed chwilą to powiedziałeś. Jestem aniołem śmierci i zaraz to udowodnię. - Wkroczyliśmy na ponure podwórko. Dookoła były szare bloki, kilka suchych drzew i zardzewiałe samochody. Jednym słowem okolica ciekawie nie wyglądała. Dość spora grupka chłopaków - tak jakby wiedziała, że idziemy - stała przed jedną z klatek i spoglądała w naszą stronę. Wyciągnęłam pistolet. MyungSoo spojrzał na mnie. "Czyżbyś zaczął się bać MyungSoo? " Podeszliśmy bliżej.
Jeden z przeciwnej grypy zaczął biec w moim kierunku i strzelać. Wyciągnęłam rękę. Pojedynczy huk zagłuszający kilka pozostałych. Chłopak upadł na ziemię. Plama krwi wylała się na ulicę. Kątem oka zerknęłam na MyungSoo. Zadrgał, ale nadal bacznie mi się przyglądał. Banda dosłownie rzuciła się na nas. Wszelkie krzyki, wrzaski, dźwięki łamanych kości i odgłosy strzelaniny były przezwyciężane moim pistoletem. Chciało mi się śmiać, kiedy wszyscy jednocześnie drgali podczas gdy ja po postu naciskałam spust. Weszłam w sam środek pola bitwy. Nie wiedziałam co się dzieje z MyungSoo. Byłam teraz w swoim żywiole. Schowałam pistolet i złapałam pierwszego lepszego kolesia. Walnęłam go dwa razy, rzuciłam z całej siły na ziemię i złapałam kolejnego. Powtórzyłam tą serię kilka razy, dopóki nie usłyszałam wysokiego głosu.
- Jugeumi Chonsa!! - Dostrzegłam MyungSoo trzymanego w rękach dużo większego od niego kolesia. Jednym ciosem sprawił, że mój przyjaciel stracił przytomność. Łzy stanęły mi w oczach. Wyciągnęłam nóż i poderżnęłam gardło napastnikowi.
- MyungSoo!! MyungSoo słyszysz mnie?!! - Próbowali się do nas dobierać, więc wyciągnęłam pistolet i broniłam niewinnego chłopaka. Wybiłam wszystkich. Wzięłam MyungSoo na ręce i pobiegłam do swojego domu najkrótszą drogą jaką znałam.
 Dotarłam na miejsce. Zaczęłam panikować. Nie wiedziałam co robić. Chodziłam po domu szukając ratunku. "Co ze mną? " Pierwszy raz byłam tak sparaliżowana. Podczas gdy głowiłam się co zrobić, spostrzegłam, że MyungSoo się budzi.

Rozdział XI.

Podejść czy nie? To był największy dylemat mojego życia. Spojrzałam na nich jeszcze raz. MyungSoo płakał tak bardzo... Zastanawiało mnie co się stało... "MyungSoo.. Nie płacz bo mi też zaczyna robić się smutno... MyungSoo.. Przestań go przytulać." Poczułam jak po moim policzku spływa pojedyncza łza. Oczy cholernie piekły, a w gardle stanęła gula. Pośpiesznie wytarłam twarz i odwróciłam się, żeby tylko na nich nie patrzeć. Nie wiem dlaczego... Ale z pewnego powodu nie mogłam odejść. Próbowałam podnieść nogę, aby zrobić krok, ale za nic nie chciała mnie słuchać. "ZA CO JA MUSZĘ TAK CIERPIEĆ!?!?!?!?!"
Zabrzmiał dzwonek. Chłopacy się ocknęli, a ja pognałam do klasy żeby mnie nie zauważyli. Stałam przed drzwiami od sali, w której miałam mieć zaraz zajęcia. Na korytarz wszedł MyungSoo. Był sam. Leniwie i od niechcenia stawiał krok za krokiem gibając się na boki. Przyglądałam mu się bacznie. Nie widział mnie. Jego wzrok skierowany był ku ziemi.
- Kto pozwolił ci się smucić? - Zapytałam, gdy był już blisko. Podniósł wzrok i spojrzał na mnie zza zaszklonych oczu.
- Jugeumi... - Wydukał przez zęby i się do mnie przytulił. Zszokowana nie wiedziałam co się dzieje, i co za tym idzie nie byłam pewna jakich słów powinnam użyć.
- Co... Co się stało? - Położyłam dłoń na jego ramieniu. Pociągnął nosem i jeszcze bardziej wtulił się w moje ramiona.
- Powiedziałem wszystko. - W duszy krzyczałam. Wrzeszczałam, wyzywałam, miałam ochot kogoś walnąć, a najlepiej zabić. Ale dzielnie przygryzłam wargi.
- Chodź, zerwiemy się z lekcji. - Nadal nie wiem, dlaczego to zaproponowałam. Ale zgodził się i poszliśmy do pobliskiego lasu. Było ciepło, a słońce mocno przygrzewało. Schowaliśmy się w cieniu wysokiej sosny i usiedliśmy na kamieniach przodem do siebie.
- Nie wiem, czy powinienem tego żałować.. - Zaczął.
- Ale... Co mu powiedziałeś?
- Wszystko.
- I powiedział, że nic do ciebie nie czuje? - Zatrząsł się.
- Przeprosił i powiedział, że uważa mnie za przyjaciela. Nie chce, żeby moje uczucie zepsuło nasze relacje. - Jęknął. - Jugeumi Chonsa.. - Przytulił się do mnie i zaczął płakać bardziej niż na przerwie. Czułam jak moje ubrania stają się mokre od jego łez.
- Wypłacz się porządnie. - Pogłaskałam go po plecach. - Wyrzucisz z siebie wszystko i zapomnisz. - Nie mogłam się powstrzymać. Łzy jakoś tak... same wyleciały. Pierwszy raz w życiu płakałam przy kimś. Obiecałam sobie kiedyś, że nikt nigdy nie pozna moich słabości. Ale na to wygląda, że MyungSoo jest moją słabością, przed którą nie zdołam uciec i której nie będę chciała przezwyciężyć. On zagląda w głąb mnie. Widzi wszystkie detale lepiej i wyraźniej niż ja sama. "MyungSoo... Czy ty mnie znasz?" Spojrzałam w niebo. Ani jednej chmury... Błękit machał do nas zza czubków wysokich drzew. Przeniosłam wzrok na przyjaciela. Już było lepiej. Mimo to nadal bardzo mocno ściskał mój rękaw. "MyungSoo... Czyżbyś ćwiczył? Czy zawsze byłeś taki silny?"
Dotarło do mnie, że on przecież nigdy na nikim nie polegał. Zakochał się w przyjacielu... Komu miałby się wygadać? Nie ma rodziców. W kim chciał mieć oparcie? Dlatego wybrał sobie kogoś takiego jak ja na autorytet? Nawet idioci wiedzą, że należy się mnie bać. Dlaczego więc od samego początku brnął do mnie? Już od pierwszego dnia szkoły nie bał się mnie. Dlaczego?
Po kilkudziesięciu minutach przestał płakać. Zmęczony osunął się na moje kolana i zaczął drzemać. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po włosach.
- MyungSoo... - Szepnęłam. - Dlaczego jesteś inny niż ci wszyscy ludzie?
- Ponieważ ja też wiele w życiu widziałem. - Niespodziewanie odpowiedział. Zdziwiłam się.
- Nie śpisz? - Przestałam go głaskać.
- Rób tak dalej. - Złapał mnie za nadgarstek i przesunął moją dłoń na swoje czarne włosy. - Twoje delikatne dłonie.. wprawiają mnie w szalenie spokojny nastrój. Kiedy czuję twój dotyk wiem, że jestem bezpieczny i nic tego nie zaprzeczy. Bo Jugeumi Chonsa jest najlepsza.
- Zmęczyłeś się?
- Tak.. Ale jeśli mi pomożesz, szybko wrócę do siebie. Czy tu nie jest wspaniale? Bardzo lubię ten las.. - Westchnął.
- Um. Jest przyjemnie. - Uśmiechnęłam się. MyunSoo otworzył oczy.
- Dlaczego tak rzadko się uśmiechasz? Lubisz być straszna i być omijana przez ludzi?
- Nie lubię gdy ludzi jest za dużo. Poza tym już od dawna nikt nie wywoływał u mnie uśmiechu tak często. Kim jesteś MyungSoo? - Zaśmiał się.
- Jestem twoim przyjacielem. Kocham twoje dłonie, które mnie bronią i kocham twój uśmiech, który dodaje mi otuchy.
- Moje dłonie zawsze będą cię bronić MyungSoo. - Po chwili zasnął.

Rozdział X.

Uśmiechnęłam się, kiedy okazało się, że biegł za mną Hoya.
- Co robisz pod domem SungJonga? - Wydawał się być lekko zdziwiony.
- Przenocowałam go u siebie, a teraz odprowadziłam. - Wzruszyłam ramionami.
- Aaaaah. Ponętna noc? - Zachichotał.
- Żadna ponętna!! - Wzburzyłam się. - Po prostu go opatrzyłam, jasne?!
- Dobrze już dobrze.. Nie krzycz tak na mnie.
- Nie lubię fałszywych oskarżeń. Dlatego tak reaguję. - Włożyłam ręce do kieszeni.
- Idziesz jutro do szkoły? - Wyskoczył nagle.
- Dlaczego miałabym nie iść?
- No wiesz... Lider jest wściekły. Wczoraj miał straszną ochotę a najwidoczniej ty mu przerwałaś.. Jak się wczoraj spotkaliśmy to myślałem, że zaraz wybuchnie. - Zaśmiałam się.
- Ah ten lider... Dawno nie widziałam podobnej osoby. Ale zdradzę ci sekret. - Ściszyłam ton głosu. - Nie boję się go. - Zaczął się śmiać.
- Wystraszenie cię chyba nie należy do najprostszych wyzwań?
- Mnie nie da się wystraszyć. A zwłaszcza lider tego nie dokona. - Uśmiechnęłam się.
- Wierzę w to. - Dotarliśmy przed mój dom.
- Chcesz wejść, czy masz coś do zrobienia?
- W sumie to mogę wejść na kilka minut.
  Usiedliśmy przy stole. Schowałam koc do szafy i zaparzyłam herbatę.
- Coś ci leży na żołądku? Nie wyglądasz najlepiej..  - Przyjrzałam mu się. Był blady jak ściana i przy okazji wyraz jego twarzy zdecydowanie odbiegał od normy.
- Można tak powiedzieć. - Westchnął. - Jak uważasz.. Można kochać dwie osoby jednocześnie?
- To zależy. Rodzice to dwie osoby i każde dziecko jest zobowiązane ich kochać.
- Ale mi chodzi o inną miłość.. O tą, którą się znajduje. Wiesz o co chodzi...
- Kochasz dwie osoby na raz?
- Po prostu odpowiedz. - Mruknął.
- Więc... Pewna osoba powiedziała kiedyś, : "Jeśli kochasz dwie osoby jednocześnie to wybierz tą drugą, ponieważ gdybyś na prawdę kochał pierwszą osobę to nie zakochałbyś się w drugiej". Myślę, że te słowa wiele wyjaśniają..
- A ty kogoś kochasz?
- Nie wiem czy to miłość, czy po prostu zauroczenie, a może tylko przyjaźń... Do tej pory nie wierzyłam w miłość, ale to chyba zaczyna powoli się zmieniać..
- I zamierzasz powiedzieć tej osobie o swoich uczuciach? - Spojrzał na mnie.
- Nie. Jeśli dojdzie do tego, że całkowicie się w niej zakocham, to powiem żegnaj, ponieważ nie chcę jej ranić.
- Ranić miłością? Jugeumi Chonsa powinnaś wyznać mu uczucia najlepiej już teraz, jeśli nie chcesz żałować.
- Nie zamierzam tego zrobić. Poza tym to i tak nie wyjdzie. - Wzięłam łyk herbaty. - Pomagam mu w zdobyciu kogoś innego.
- To szlachetne z twojej strony, ale mimo wszystko... Ranisz sama siebie chroniąc kogoś innego.
- Dopóki on jest szczęśliwy, nie zamierzam się w to mieszać. - Spojrzał na mnie.
- W takim razie czy powinienem ryzykować, skoro obydwie osoby już kogoś mają?
- Zrobisz co będziesz uważał za słuszne. Nie zamierzam ci więcej doradzać w tej kwestii. Od tego masz kolegów.


Kolejnego dnia w szkole wszyscy spoglądali na mnie łaskawym wzrokiem. Na przerwie obiadowej przynosili mi posiłki, a grupka dziewczyn warczała pod ścianą. Byłam zdziwiona zachowaniem uczniów. Zdezorientowana siedziałam jak wryta i przyglądałam się kolejnym osobom składającym podziękowanie. Warto wspomnieć, że w większości były to uczennice.
Ktoś wszedł do stołówki. Spojrzałam w stronę drzwi. Moim oczom ukazał się roześmiany SungJong. Podbiegł do mnie.
- Dzień dobry!
- Co się tu dzieje młody?
- To? Ah! Pewnie dziękują ci za uratowanie mnie!
- Skąd o tym wiedzą? - Szepnęłam.
- Wieści szybko się rozchodzą. - Zaśmiał się. - Daj mi rękę.
- Po co? - Zdziwiłam się.
- Zaufaj mi i po prostu daj mi rękę. Czego masz się bać? - Najwyraźniej usiłował mnie naśladować. Uśmiechnęłam się. Wyciągnęłam dłoń ku niemu. Chciał podać mi pieniądze, ale szybko zabrałam rękę.
- Co ty wyprawiasz?!! - Krzyknęłam na niego.
- To w ramach wdzięczności.. - Mruknął.
- Nie przyjmuję takiej wdzięczności. - Wstałam.
- Ale... Ja na prawdę chcę się odwdzięczyć.
- Już to zrobiłeś. - Wyszłam ze stołówki. Udałam się w kierunku ławki, na której zwykle spędzałam długie przerwy. Jednak zatrzymałam się, kiedy zobaczyłam płaczącego MyungSoo przytulonego do SungYeola. Moje serce zamarło. Dlaczego ten aniołek płacze?!!

czwartek, 21 lutego 2013

Rozdział IX.

To takie piękne, kiedy widzę że ktoś mnie wspiera... Może to tylko głupie "<" i "3" ale znaczy tak wiele <3 To niesamowite uczucie, kiedy widzi się codziennie 0 komentarzy przy postach i nagle przy każdym pojawiają się jedynki <3 To wiele dla mnie znaczy i daje mi dużo motywacji. Dziękuję!!!!
_______________

Kiedy się obudziłam, usłyszałam szczęk talerzy. Usiadłam na podłodze i rozejrzałam się po pokoju. W kuchni krzątał się SungJong.
- Jak ci się udało przejść obok i mnie nie obudzić?
- Musiałaś być zmęczona. - Zaśmiał się. - Spałaś jak zabita.
- Umm.. - Podrapałam się po głowie. - Co robisz?
- Szykuję śniadanie w ramach wdzięczności. Tobie w końcu też się coś należy. - Uśmiechnął się.
- Pierwszy raz ktoś robi dla mnie śniadanie...
- Naprawdę? A rodzice? - Spojrzał na mnie.
- Sama robiłam sobie śniadanie... A później to już wiesz.. Człowiek jakoś sobie radził. Jak z twoją nogą? Już nie boli?
- Już jest lepiej. - Podszedł do mnie kulejąc, rozstawił stół i postawił na nim jajecznicę i herbatę, po czym usiadł naprzeciwko mnie. - Dziękuję. Gdyby nie ty... Nawet nie chcę o tym myśleć, co by się stało..
- Dlaczego lider tak robi? Czuje coś do ciebie?
- Czuje... - Zaśmiał się ironicznie. - Jedyne co on czuje to jak we mnie wchodzi. - Szeroko otworzyłam oczy.
- Ale.. ty się na to zgadzasz, tak?
- Nie mam wyboru.
- Co?!! Co on sobie wyobraża?!! Że niby może z tobą robić co chce bo jest liderem?!! - Wstałam.
- Usiądź i jedz.. - Posmutniał. - I tak nic z tym nie zrobisz..
- Mogę coś zrobić ale to zależy od ciebie.
- Czyli?
- Przenieś się do mnie. Nadajesz się.
- Wiesz.. - Spuścił wzrok. - To bardzo miłe z twojej strony, ale chyba jednak zostanę... Po prostu zamknę oczy i to przetrwam. Ty też wiele wycierpiałaś zanim osiągnęłaś szczyt, prawda? - Uśmiechnął się nie chcąc mnie martwić.
- Na pewno..?
- Tak. Nie przejmuj się tym.
- Ehh.. No dobra, ale jak będzie ci coś robił, to mi powiedz.
- Zrozumiałem! - Zasalutował i się zaśmiał. Przyglądałam się dokładnie rysom jego gładkiej twarzy. Wyglądał i zachowywał się bardzo dziecinnie jak na swój wiek. Ale chyba właśnie to sprawiało, że był strasznie uroczy i co więcej nie mógł odpędzić się od dziewczyn. Zjedliśmy wspólnie śniadanie.
- Daleko mieszkasz? - Zapytałam po tym, jak odłożyłam naczynia do zlewu.
- Kawałek trzeba przejść.. A co?
- Odprowadzę cię do domu.
- Nie musisz! Dam sobie radę!!
- Nawet nie dyskutuj. Po prostu cię odprowadzę i tyle, jasne?
- Umm.. Jesteś pewna..?
- Tak. Co jeśli coś ci się stanie po drodze? Albo SungGyu cię znajdzie? Co wtedy zrobisz? Nie ma mowy. Idziemy razem.
- Niech ci będzie.. - Podniósł się. Złapałam go za ramiona i wyszliśmy z domu. Po drodze stękał cicho z nadzieją, że nie usłyszę.
- Chcesz się zatrzymać?
- Nie. Dlaczego? - Udawał, że nie wiem.
- Starasz się być silniejszy niż wyglądasz, prawda? Ale przede mną nie musisz udawać. Jak chcesz to mogę cię zanieść.
- Jest dobrze. - Złapał się mnie, kiedy się zachwiał.
- Jesteś pewien?
- Już niedaleko. - Zarumienił się. Dotarliśmy na miejsce. Staliśmy przed wysokim apartamentowcem. Zdziwiłam się.
- Jesteś bogaty?
- Nie uważam tego za bogactwo... Po prostu mam dużo pieniędzy. - Spojrzał na mnie. - A co?
- Nic.. Chodzisz do naszej szkoły mając pieniądze.. Zdziwiło mnie to trochę.
- To może wydawać się dziwne, ale wolę chodzić z przyjaciółmi do naszej szkoły niż do szkoły dla bogatszych.
- Rozumiem. - Uśmiechnęłam się. - W takim razie wracam do siebie. Do zobaczenia! - Pomachaliśmy sobie na pożegnanie i oddaliłam się w przeciwnym kierunku. Nie zajęło mi wiele czasu zorientowanie się, że ktoś za mną idzie. Przyspieszyłam tempa. On też. Nagle się zatrzymałam i odwróciłam się do tyłu. Mimowolnie się uśmiechnęłam, kiedy go zobaczyłam...

Rozdział VIII.

Podeszłam do dwójki. Rozdzieliłam ich. Wyższy krzyknął.
- Co ty wyprawiasz?!! - Dopiero teraz dotarło do mnie kim była osoba stojąca przede mną.
- Jugeumi Chonsa? - Wysoki głosik wydawał być się ucieszony.
- SungGyu czy ty nie wiesz, że jeśli on nie chce tego co ty, to powinieneś go uszanować?
- Kto tu mówi o szacunku? - Pchnął mnie. - Pytałaś się tych wszystkich ludzi, czy chcą zginąć?
- To co innego. Jesteście w jednej grupie, dlaczego go krzywdzisz?!!
- A ty niby nie..? Co robicie z nowymi? Słyszałem, że traktujecie je jak w podziemiu!!
- To źle słyszałeś. Tak się składa, że traktujemy je o wiele lepiej niż w podziemiu bo wiemy jak to jest. I mogę cię zapewnić, że nie przetrwałbyś tam trzech dni. Potrafisz tylko stękać na swoje zachcianki i straszyć słabszych od siebie. Czy ty w ogóle biłeś się kiedyś na pięści, czy zawsze używasz pistoletu, bo możesz? Wiesz, że taka gra jest nieczysta?
- Zamknij się!! - Wrzasnął mi prosto w twarz i uderzył mnie. Wkurzyłam się i oddałam cios w jego stronę z potrójną siłą. Upadł na ziemię.
- Już ktoś ci kiedyś mówił, że nie powinieneś ze mną zadzierać. I wiesz co? Miał rację. Pomyśl, zanim coś zrobisz, bo możesz oberwać podwójnie. - Odwróciłam się do SungJonnga. - Jesteś cały?
- To jest... - Odparł drżącym głosem. Lekko osunął się na ścianie. - Sam nie wiem..
- Chodź. - Złapałam go za rękę. Pierwsze kilka minut szarpał się i próbował uciec, ale później chyba się pogodził z faktem, że go zabieram. - Pewnie się mnie boisz. Ale spokojnie. Nie zrobię ci nic. Lubię grać czysto, a przez większość życia musiałam być nie fair.
- Ty grasz fair? Jakoś na liderze nie było tego widać... - Mruknął. Byliśmy już przed moim domem.
- Nie moja wina, że jestem silniejsza niż się uważa. - Zaśmiałam się i chciałam wejść do środka, kiedy poczułam, że SungJong się zatrzymał.
- Gdzie.... Gdzie jesteśmy?
- Mieszkam tu. A dlaczego pytasz?
- Mówią, że tu mieszkają sami wandale...
- A ja nim nie jestem? - Zaczęłam się śmiać. - Dopóki będziesz szedł ze mną mogę obiecać, że nic ci się nie stanie, jeśli o to chodzi. - Weszliśmy. Wprowadziłam młodszego do dwupokojowego mieszkania. Było bardzo małe. Białe ściany wydawały niemal się dotykać. Odłożyłam stolik ze środka pokoju i zapaliłam światło. - Połóż się. - Rozkazałam. Chłopak z wyraźną niechęcią ułożył się na czystym dywanie. - Może nie wygląda, ale lubię dbać o porządek. Nie bój się o nic. - Sięgnęłam po apteczkę i usiadłam przy Jongu.
- Co zamierzasz zrobić?
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś przestał się bać? - Uśmiechnęłam się. - Zaufaj mi jako człowiekowi, a nie jako Jugeumi Chonsa.
- Dlaczego akurat Jugeumi Chonsa? Naprawdę jesteś aniołem śmierci?
- Ludzie tak mnie nazwali. Zabiłam wielu ludzi. - Zatrząsł się. - Ale ty jesteś tu w innym celu. Coś ci zrobił? Boli cię coś?
- Wbił mi nóż w udo, żebym nie uciekł... I mocno przyparł do muru.
- Mocno cię boli?
- Um. - Kiwnął głową.
- Zsuń spodnie.
- Co?!!! - Przeraził się.
- Muszę ci to jakoś opatrzyć! No już! - Spojrzał na mnie wystraszony.
- Ale na pewno do niczego nie dojdzie?
- Daj spokój! Jak mogłabym skrzywdzić takie dziecko jak ty?! - Chyba go przekonałam. Ostrożnie zdjął spodnie i syknął z bólu. Umyłam ręce i lekko rozchyliłam ranę.
- Ałaa!! - Zaczął się drzeć.
- Nie jęcz. Chcę sprawdzić, czy przypadkiem nie został tam kawałek żelaza.
- Jego nóż był cały. - Mruknął. Zebrałam resztkę krwi i odkaziłam ranę. Ciasno zawiązałam bandaż.
- Okej. A jak z górą? Wszystko okej czy też powinnam zerknąć?
- Jest w porządku.. - Zawstydził się.
- Zrobię ci herbaty i pójdziesz spać w moim łóżku. Nie puszczę cię tak do domu. - Wstałam i poszłam do ciasnej kuchni.
- Dlaczego to robisz? Czy ludzie nie byli ci obojętni? - Zapytał cicho, ale wszystko słyszałam przez to, że mieszkanie było naprawdę małe.
- Przez gang zapomniałam o tym kim jestem. Stałam się jak mój szef - bezlitosna i żądna krwi nie znająca wartości życia i pojęcia troski. - Zajrzałam w kubek. - Nie wiem dlaczego wasza grupa mi to uświadomiła więc nie pytaj. Po prostu tak jest. Możesz czuć się bohaterem. - Podeszłam do niego. Nachyliłam się nad nim. Jego oczy w jednym momencie zrobiły się ogromne.
- C-co robisz? - Wydukał.
- Zawieś ręce na mojej szyi. Zaniosę cię do łóżka.
- Jest w porządku. Mogę spać tu. - Zarumienił się.
- Nawet o tym nie myśl. - Uśmiechnęłam się. To chyba go przekonało. Zaniosłam go do łóżka i przykryłam kołdrą. Postawiłam herbatę na stoliku tuż pod jego ręką.
- Jugeumi Chonsa... Uśmiechaj się częściej. Kiedy to robisz wyglądasz naprawdę ładnie. - Przykrył twarz kołdrą. Zdumiona jego słowami nic nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam z pokoju.

The Versatile Blogger Award

Zostałam nominowana do The Versatile Blogger Award Przez EvilMonkey ^^ http://eunjunior.blogspot.com/  Jugeumi Chonsa i Infinite bardzo się cieszą ^^ I dziękują przy okazji :) 


 

Zasady zabawy: 
  • podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu,
  • pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu,
  • ujawnić 7 faktów dotyczących samego siebie,
  • nominować 15 blogów, które jego zdaniem na to zasługują,
  • poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.


7 faktów dotyczących mnie: 
 1. Jeżdżę konno i należę do 26 pułku ułanów wielkopolskich :> 
 2. Miałam najwyższy wynik w klasie z języka polskiego z próbnych testów gimnazjalnych (26 pkt)
 3. Nie lubię się uczyć i rzadko to robię, ale mimo to mam wysokie wyniki w nauce. 
 4. Kocham oglądać Koreańskie i Japońskie dramy :)
 5. Jestem alergikiem - mam alergię na roztocza i pyłki traw. 
 6. Moim pierwszym biasem w k-popie był Lee Taemin. Dziś wstydzę się do tego przyznać i nie szczególnie przepadam za SHINee. 
 7. Pierwsze opublikowane opowiadanie, które napisałam było w większości zlepkiem moich snów. Dodawałam je na prośby przyjaciół. 

15 blogów :
iiremember.blogspot.com/ 
http://polish-fansics.blogspot.com
rainingyesterday.blogspot.com/
http://anomie-world.blogspot.com/
http://yaoi-fanfics-pl.blogspot.com/
http://powerkpopff.blogspot.com
http://daejunstories.blogspot.com/
http://yaoi-kpop.blogspot.com/

Więcej niestety nie mam w zanadrzu ;p Za kilka chwil powinien pojawić się kolejny rozdział więc wyczekujcie go z wytrwałością :> Ci którzy często czytają moje opo wiedzą, że mam taką przypadłość, że często dodaję rozdziały :D

środa, 20 lutego 2013

Rozdział VII.

Coś zaszeleściło za oknem. Otworzyłam oczy. MyungSoo nadal spał. Rozejrzałam się dookoła starając się o to, żeby go nie obudzić. Ktoś wszedł do pomieszczenia, w którym byliśmy. Przez ognisko nie byłam w stanie rozpoznać tej osoby.
- Kto to? - Zapytałam surowo. Byłam w stanie stanąć do walki w obronie przyjaciela siedzącego obok mnie.
- Już się niepokoisz? Siedź. - Skądś znałam ten głos. Chłopak podszedł bliżej, po czym usiadł obok mnie.
- Co tu robisz Hoya?
- Kurczę. Poznałaś mnie? - Uśmiechnęłam się. - Szukałem młodego. - Skinął w stronę MyungSoo. - SungYeol się o niego martwił.
- Nie dziwię mu się. - Spojrzałam na ogień. - W końcu jest ze mną. Każdy by się martwił.. - Cicho westchnęłam.
- Ja się nie martwiłem. - Uśmiechnął się. - Podobnie jak on, ja też ci ufam. Może nie bezgranicznie.... - Zaczął się śmiać.
- Sama sobie bezgranicznie nie ufam.
- Kto to..? - MyungSoo zamruczał, poruszył się i przetarł oczy.
- To ja. - Odezwał się starszy. Mój kolega z klasy wyprostował się i wstał, zabawnie się przy tym chwiejąc.
- Co tu robisz? - Chyba nadal się nie obudził.
- Yeol cię szukał.
- Hyong? - Nagle ożył. - Szukał mnie?
- Tak. Martwił się o ciebie i kazał mi pomóc w szukaniu ciebie. Zaprowadzić cię do niego?
- Tak hyong! - Skoczył. Uśmiechnęłam się lekko. "Co ja wyprawiam. Przecież on kocha Yeola." Pomyślałam.
- Więc do zobaczenia następnym razem. - Hoya pomachał w moją stronę.
- Papa!! - Skakał obok niego MyungSoo. Zaśmiałam się i odmachałam im, po czym podeszłam do okna.
- Co ja sobie wyobrażałam? Że tak nagle przestanie go kochać? I że niby ja jestem w stanie dać mu więcej szczęścia? Aish.. co się ze mną dzieje? - W moich oczach stanęły łzy. - Od kiedy jestem taka naiwna? I dlaczego ja do cholery płaczę?! Ogarnij się kobieto! - Uderzyłam się w policzek. Zaczęłam płakać jeszcze mocniej. - Idiotko. Nie becz tylko idź do domu. - Kopnęłam w ścianę. Wyszłam z budynku i skierowałam się w stronę domu.
 Mniej więcej w połowie drogi dostałam telefon od grupy, że ktoś na nich napadł. Pobiegłam do nich. Byłam na miejscu w około dziesięć minut.
- Co się dzieje? - Zapytałam w progu jednej z nowych, która stała pod ścianą w grupie z resztą nowicjuszy.
- Piątka ludzi na nas naskoczyła z nożami. - Wskazała na osoby bijące się wewnątrz dużego mieszkania.
- To co tak stoicie?!! Łapać za co popadnie i do roboty!!! - Wrzasnęłam tak, że dziewczyny się skuliły. Sama wyciągnęłam nóż, który zawsze miałam w kieszeni i ruszyłam na pomoc moim ludziom.
Po pół godziny mieliśmy w mieszkaniu pięć trupów. Jedna nowa została zraniona w brzuch.
- Pomóż mi! Błagam!! - Jęczała. Klęknęłam przed nią. Wytarłam krew z noża o nogawkę i złapałam za bandaż.
- Wiesz co by ci zrobili w podziemiu? Włożyliby palec w twoją ranę i by cię tobą bawili. - Zaczęła pluć krwią. Zatamowałam krwotok i zabandażowałam jej ranę. - Za dwa dni kontynuujesz szkolenie. - Wstałam.
- Dwa dni? Na pewno? - Podszedł ktoś z czołowej piątki.
- Nie pasuje ci? W podziemiu miałaby godzinę na to, żeby się pozbierać. Inaczej by ją zabili. Już nie pamiętasz? - Warknęłam groźnie. Nie usłyszałam odpowiedzi. Postanowiłam energicznym krokiem wyjść z budynku. Szłam do siebie. Kolejny raz zostałam wyrwana z tej czynności. Tym razem przez krzyki dochodzące z bocznej alejki. Normalnie przeszłabym obok tego obojętnie. Ale nie tym razem. Zaciekawiona weszłam na chodnik i idąc blisko ściany zaglądałam w kolejne przedsionki. Ulice były spowite ciemnością. Ledwo udało mi się dostrzec dwie postacie w jednym z następnych zajazdów. Spojrzałam na nie. Wyciągnęłam nóż i schowałam go w rękawie mojego płaszcza.
- Hyong.. Przestań... - Wysoki głos drżał błagając o wybaczenie. Hah. Ile razy przyszło mi słyszeć taki ton głosu..
- Wiem, że tego chcesz. - Szeptał drugi chłopak. Do moich uszu dobiegły jęki. Nie wiem czemu, ale moje serce zaczęło mocniej bić. Pomóc mu, czy nie? Byłam w kropce. Ale po krótkiej bitwie z własnymi myślami zdecydowałam. Wzięłam głęboki wdech i...
_____________________
Dziękuję za przekazywanie pozytywnej energii ^^

wtorek, 19 lutego 2013

Rozdział VI.

Kolejnego dnia w szkole.. no cóż.. Nie dziwiło mnie to, że MyungSoo bał się na mnie spojrzeć. Chciał usłyszeć opowieść z podziemia to usłyszał. Taką trochę bardzo streszczoną... Ale gdybym miała opisać wszystko co tam się działo właśnie tak by to brzmiało. Zabiłam matkę. Zabiłam ojca. Czy chciałam? To już trochę inna sprawa. Nie miałam czasu na zastanawianie się nad tym, czy faktycznie tego chciałam. Zabijałam po kolei kogo popadło. Szef tylko wskazywał palcem. Wystarczyło nacisnąć spust i przeżyć. Tak... Niekiedy oni odstrzeliwali. Stąd szrama na moich plecach. Poza tym szef był surowy.. Nie jeden raz mi się od niego oberwało. Dlatego wolałam go słuchać. Życie człowieka nie miało dla niego żadnej wartości.

Siedziałam na ławce w czasie przerwy. Tak jak zawsze. Usłyszałam kroki kierowane w moją stronę. Lekko podniosłam wzrok. MyungSoo nie był sam. W swojej drobnej piąstce mocno ściskał rękaw SungYeola. Stanęli tuż przede mną. Yeol odchrząknął.
- Cz-cześć... - Mruknął niepewnie patrząc na mnie. - Chcielibyśmy cię o coś zapytać.
- Chodzi o moich rodziców? - Zapytałam bez wahania.
- T-tak jakby. Bo widzisz... MyungSoo chyba cię nie zrozumiał.
- Nie mógł zrozumieć źle. - Spojrzałam na niego. - Zabiłam moich rodziców. - Zatrzęśli się.
- Ale jak to możliwe? - Zapytał Yeol najwyraźniej nie dowierzając.
- Ehh.. - Westchnęłam i schowałam telefon. - Mam wam to wszystko opowiedzieć?
- Spotkajmy się w fabryce. - Odezwał się jak dotąd milczący MyungSoo.
- Okej. - Wstałam. Gwałtownie się odsunęli. Byli wystraszeni. Uśmiechnęłam się pod nosem. - Chyba już mi tak nie ufasz? - Odeszłam.

Stawiłam się w danym miejscu. Mój kolega z klasy był sam. Weszliśmy do środka. Wspólnie rozpaliliśmy niewielkie ognisko na środku małej sali i usiedliśmy pod ścianą.
- Intrygujesz mnie. Nie jesteś jak dziewczyny, z którymi mam na co dzień do czynienia. - Zaczął.
- Ja nie zawsze taka byłam. - Zaśmiałam się. - To wszystko przez podziemia.
- Więc opowiedz. - Skulił nogi i objął je ramionami, po czym wygodnie ułożył brodę na kolanach.
- Ale obiecaj mi kilka rzeczy. Nikomu tego nie rozpowiesz ani nie zaczniesz się mnie bać.
- Obiecuję! - Odkrzyknął natychmiastowo. Zaśmiałam się i zaczęłam szukać w myślach słów, od których powinnam zacząć. W końcu znalazłam i zaczęło się.
- W wieku 10 lat zostałam porwana. Moi rodzice próbowali mnie szukać, ale nie mieli pieniędzy na śledztwo. Szybko sobie odpuścili. Mnie wywieziono za miasto. Przykuli mnie do ściany i przez pierwszy tydzień głodzili. Ale to nie było jeszcze takie straszne. W późniejszym czasie zostałam oddana szefowi "do zabawy". W zależności od humoru bił mnie, czasami gwałcił, a innym razem kazał mi robić inne straszne rzeczy. - Westchnęłam. Spojrzałam na zasłuchanego MyungSoo po czym kontynuowałam. - Po kilku latach takiej służby awansowałam na kobietę z bronią. Mój szef miał na pieńku z różnymi osobami. Dawał mi zlecenia na zabójstwa. Czasami podawał też sposoby. Otruj, poderżnij gardło, uduś, zastrzel.. Szczerze mówiąc po pewnym czasie nie robiło mi to większej różnicy. Zakochałam się w przerażonym wzroku moich potencjalnych ofiar. Zabijałam z przyjemnością i satysfakcją. - Zaśmiałam się. - Doszło do dnia, kiedy szef powiedział : "Oni będą tam tego dnia. Rozstrzel wszystkich. Muszą tam być." Oczywiście zrobiłam jak kazał. Stawiłam się w określonym miejscu i czasie. To była rzeź. Po kilku dniach dowiedziałam się, że byli tam moi rodzice. Wpadłam w furię. Pozabijałam szefów gdy spali i stworzyłam gang z tamtejszymi dziewczynami. Pozbywałyśmy się każdego, kto stawał nam na drodze. - Spojrzał na mnie.
- Więc to po części historia powstania twojego gangu..?
- Można tak powiedzieć. - Uśmiechnęłam się. - Dziewczyny zawdzięczają mi życie. Szef kazał im robić równie obrzydliwe rzeczy jak na przykład gwałcenie trupa.
- Co?! - Przeraził się.
- Teraz widzisz, dlaczego nie ufam ludziom.
- Wiesz ja... - Złapał mnie za rękę. - Współczuję ci. Ale jednocześnie podziwiam cię, ponieważ nadal masz siłę. - Zarumieniłam się. "FUUUUUUUUCK!!" - Jesteś moim autorytetem Jugeumi Chonsa. Moim autorytetem jest najniebezpieczniejsza kobieta w Korei Południowej. - Zaśmiał się.
- Jak widzisz nie dla wszystkich jestem najniebezpieczniejsza. - Uśmiechnęłam się. - Obudziłeś we mnie człowieka MyungSoo. - "CO JA DO CHOLERY MÓWIĘ?!?! ;___;"
- Naprawdę? - Spojrzał na mnie. - To chyba dobrze?
- Sama nie wiem.. - Westchnęłam.
Rozmawialiśmy jeszcze kilka godzin. Na zewnątrz było już ciemno.
- Jugeumi Chonsa. Nie chcę wracać do pustego domu. - Powiedział w końcu zaspanym głosem opierając głowę na moim ramieniu.
- Chcesz tu zostać? - Było nam ciepło przez wciąż solidnie palące się ognisko.
- Zostaniesz tu ze mną? - Brzmiał na naprawdę zaspanego.
- Zostanę. - Uśmiechnęłam się. MyungSoo zamknął oczy.
- Mogę o coś zapytać?
- Co cię męczy?
- Ilu ludzi zabiłaś? - Wziął głęboki wdech.
- Za dużo MyungSoo. O wiele za dużo... Jak to jest, że im więcej o mnie wiesz, tym mniej się mnie boisz? Normalny człowiek by mnie unikał.
- Nie jestem jak wszyscy ludzie. Wiem co czujesz. I potrzebujesz przyjaciela.
- Uważasz się za mojego przyjaciela? - Zdziwiłam się lekko.
- Tak. - Po kilku minutach zasnął. Przymknęłam oczy.
- Śpisz? - Szepnęłam. Nie odpowiedział. - Jeśli się już w tobie zakocham.... obiecuję, że odejdę MyungSoo. - Wyszeptałam.
_______________________________
Wspierajmy INFINITE bo nie jest u nich za dobrze TT^TT Mam nadzieję, że wszystko się ułoży ;__; jak na razie sama uważam, że średnio z pisaniem u mnie ale to przez ten szok. T^T Biane ~ !

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział V.

Siedziałam na ławce i rozkoszowałam się gorzkim smakiem papierosa. Potrzebowałam tego już od dłuższego czasu. Ten cały kocioł zaczynał mnie wkurzać. Wplątałam się w życie szkoły, mimo że tak bardzo chciałam tego uniknąć...
Nagle ktoś zasłonił mi oczy. Wstałam na równe nogi i już byłam gotowa do oddania ciosu, kiedy spostrzegłam roześmianą twarz MyungSoo.
- Nie powinieneś tak robić... Mogłam cię uderzyć.
- Przepraszam. - Uśmiechnął się. - Jesteś strasznie brutalna jak na dziewczynę.
- A ty strasznie niewinny jak na chłopaka. - Ponownie zaciągnęłam papierosa. Kiedy czarnowłosy tylko to zauważył, od razu wyrwał mi peta z ręki i wyrzucił najdalej jak tylko mógł. Widać było, że mocno się wysilił.
- Nie powinnaś palić.
- Kogo to obchodzi. - Wkurzył mnie tym lekko.
- Chodź ze mną. - Pociągnął mnie za rękę. Zaczął skakać w nieznanym mi kierunku.
- Wiesz... mogę iść sama. Nie musisz trzymać mnie za rękę... - Wzburzyłam się, jednak nie za mocno, żeby nie spłoszyć chłopaka.
- Um.. Przepraszam.. - Zmieszał się. Uśmiechnęłam się i poczochrałam go po włosach.
- Jesteś bardzo zabawny.
- Wyglądasz o wiele ładniej kiedy się uśmiechasz. - Zaniemówiłam. Moja twarz niemal natychmiastowo wróciła do poprzedniego stanu. Nie spojrzałam na niego ani razu. W ciszy doszliśmy do pewnego budynku. Chciał wejść do środka, ale tuż przed drzwiami zatrzymałam się.
- Skąd mam wiedzieć, że to nie pułapka? - Zapytałam go nieufnie.
- Ja miałbym ci coś zrobić? Co najwyżej mogę cię lekko klepnąć ale przy mojej sile i tak nic pewnie nie poczujesz. - Zaśmiał się. W sumie było w tym trochę racji. Wysoka budowla wyglądała mi na mieszkalną. Wciąż nie byłam przekonana czy powinnam się na to zgodzić, ale weszłam do środka za MyungSoo. Wpuścił mnie do niewielkiego mieszkania złożonego z jednego pokoju, kuchni i łazienki.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - Spojrzałam na niego.
- Chciałem ci coś pokazać. - Podszedł do szafki i wyciągnął coś w rodzaju zeszytu. Okazało się, że to album. Chłopak zaczął mi pokazywać zdjęcia z początków istnienia ich gangu.
- Czyli zostałeś zwerbowany przez WooHyuna?
- Tak. To był czas, kiedy moi rodzice zginęli.. Hyongowie bardzo mi pomogli.
- Nie masz rodziców?
- Babcia mnie utrzymuje.. Jak widzisz mieszkam sam.
- Wiem co to znaczy... Też mieszkam sama.
- Naprawdę? - Jego oczy się zaświeciły. - Dlaczego?
- Długo by mówić... Może kiedyś ci opowiem..
- Proszę..!
- Pójdę już. Do zobaczenia w szkole. - Wstałam i skierowałam się do drzwi, ale poczułam, że chłopak trzyma mnie za rękaw. Oczywiście, że wyrwałabym mu się, gdybym tylko chciała, ale... NO KURCZE NIE POTRAFIŁAM TT^TT
- Zostań na herbacie. - Skulił ramiona. "Bierze mnie na litość." Pomyślałam. Ale.. ale.... nie potrafiłam się oprzeć. Był taki niewinny ;__;
- No niech ci będzie.. - Westchnęłam nie dając po sobie znać, że ucieszyłam się z propozycji. Chłopak podskoczył i z uśmiechem na ustach zaczął przygotowywać wspomnianą herbatę.
Postawił dwa gorące kubki na niskim, tradycyjnym stole i zasiadł wraz ze mną na podłodze. Włączył telewizję i zaczął zabawnie komentować wypowiedzi reporterów.
- Niebezpieczna zabójczyni uczy się w szkole publicznej. Dostaliśmy informacje od naszych dostarczycieli. W okolicy pojawiły się pierwsze ofiary. - Mówił głos w telewizji. Zmieszałam się.
- Wyłączyć? - Spojrzał na mnie. Wgapiałam się w kubek i nic nie mówiłam.
- Nie boisz się mnie MyungSoo? Przecież mogłabym bez wysiłku cię zabić i pozbyć się sumienia...
- Nie zrobisz tego. - Uśmiechnął się.
- A co jeśli tak? - Spojrzałam na niego. Nawet nie drgnął. Dotarło do mnie dlaczego jest w gangu. Nieustraszony...
- Ufam ci. Nie patrzę na ludzi w sposób lidera, że jeśli jesteś z wrogiego gangu, powinienem cię zniszczyć. Ponieważ ty taka nie jesteś. To tylko przykrywka, prawda? W ten sposób spławiasz ludzi..
- Spławiam ludzi bo ich nienawidzę..
- Byłaś w podziemiu. Nie dziwię się ...
- Słyszałeś o tym..? Ale nawet jeśli to i tak nie wiesz co tam robiłam. Do czego byłam zmuszana ja i moje przyjaciółki.
- Więc powiedz... Jestem ciekawy.
- Nie powinieneś tego słuchać MyungSoo. - Wstałam.
- To aż takie straszne?
- Dlaczego chcesz tego słuchać? To najgorsze wspomnienia, które wyniszczają mnie od wewnątrz. Przez nie się zmieniłam. Przez nie zabijałam. Nawet rodziców. - Woooooops... Chyba się trochę rozpędziłam.
- Zabiłaś. . . . rodziców.....? - Jego oczy zrobiły się wielkie. Drobne ciałko zaczęło drżeć.
- To nic w porównaniu do podziemia. Nie myśl o tym. - Wyszłam.
Biegłam do domu ile sił w nogach. Było już ciemno. Wolałam, żeby nikt mnie nie zobaczyło tej porze poza bomem. Zaczęłam płakać. Zupełnie nie rozumiałam dlaczego.
Czy MyungSoo zmieni swój stosunek do mnie ..?
___________________________
Piąty rozdział za mną a komentarzy zero :< Byłoby miło, gdybyście pisali chociaż głupie "Przeczytałam/em". Wiedziałabym przynajmniej, że nie piszę tego dla siebie. :C

piątek, 15 lutego 2013

Rozdział IV.

Nie odwróciłam się.
- Dziękuję. - Usłyszałam wysoki głosik. Uśmiechnęłam się pod nosem i wyszłam z budynku. Hoya i DongWoo nadal tam byli.
- Ej! Bohaterko! Ostrożniej trochę, bo możesz sobie coś zrobić! - Zaśmiał się czarnowłosy. Wyciągnęłam z kieszeni pistolet i pokazałam go chłopakowi. Jego mina w jednej sekundzie zrzedła. Zaczęłam się śmiać. - Skąd... Skąd go masz? - Zszokowany podszedł bliżej i obejrzał przedmiot, który trzymałam w ręce.
- Ahh.. Długo by opowiadać. - Uśmiechnęłam się.
- Nawet nasz najlepszy dostawca nie mógł zdobyć tego modelu.
- Dlatego to mój ulubiony. Jest świetny. - Schowałam pistolet, pomachałam im i oddaliłam się. W oczach Hoyi... Chyba nie jestem już tą osobą znaną z mediów. On widzi mnie prawdziwą. Ale nawet ja sama nie jestem w stanie poznać siebie do końca. I podejrzewam, że nikt nigdy tego nie dokona. Jestem zagadką tego świata.

Kolejnego dnia w szkole wszyscy ludzie się na mnie gapili. Niektórzy się uśmiechali, inni byli przerażeni, a dziewczynki uwielbiające swoją niesamowitą siódemkę.... one chciały mnie zabić. Ale z pozbyciem się mnie nie jest tak łatwo. Prędzej ja bym je sprzątnęła...
Była długa przerwa, kiedy wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na ławce i pisałam sms'y z rozkazami do grupy. Nowe dziewczyny muszą być wyszkolone na konkretnych zasadach.
- Mogę...? - Usłyszałam znajomy głos. Nie spojrzałam nawet na niego. Po prostu się zgodziłam. - Dlaczego wczoraj to zrobiłaś? - Schowałam telefon do kieszeni.
- Wiesz MyungSoo.. Widziałam w życiu wiele rzeczy. Większości z nich naprawdę wolałabym nigdy nie zobaczyć. Staram się za wszelką cenę zapomnieć o tych wspomnieniach, ale to nie takie proste. Nie chciałabym żebyś musiał przechodzić przez to samo. - Uśmiechnęłam się.
- Dlaczego to robisz? - Zaciekawił się.
- Sama tego nie wiem... Zazwyczaj ludzie są mi obojętni, ale z pewnego powodu nie chcę pozwolić na to, żebyś musiał cierpieć. Czy to fizycznie czy psychicznie... MyungSoo, co mi zrobiłeś? Pewnie gdy spałam na lekcji wstrzyknąłeś mi coś.
- Nie!! Naprawdę nic nie zrobiłem!!! - Zaczęłam się śmiać.
- Przecież tylko żartuję. - Poklepałam go po ramieniu. - Jak będziesz miał jakiś problem to mi powiedz, dobrze? Postaram się pomóc.
- Emm... Mogę mieć pytanie?
- Pewnie.
- Czy ty... Tamtego dnia zabiłaś kogoś, prawda? - Wyglądał na zmieszanego.
- Zobaczyłeś krew..? MyungSoo, czy ty czujesz coś do SungYeol'a? - Chciałam zmienić temat.
- To jest... Ja... - Podniósł wzrok i zarumienił się. - To widać?
- Widać, czy nie... Musisz naprawdę lubić swojego hyunga. Wyglądaliście jak prawdziwa para wtedy w fabryce...
- To już trwa od jakiegoś czasu... Kiedy spotkałem hyunga po raz pierwszy, od razu się w nim zakochałem. Ale nigdy nie miałem odwagi mu tego powiedzieć. On się chyba jeszcze nie zorientował...
- Jeśli nie będziesz bezpośredni, możesz stracić to uczucie. Ale istnieje ryzyko, że on się od ciebie odwróci, jeśli mu to wyznasz... To trudna sytuacja.. Jak chcesz, mogę ci w tym pomóc. - Otwieram się na ludzi.... CO JEST ZE MNĄ NIE TAK?!?!?!?!?!  TT_TT
- Nie trzeba.. - Lekko się uśmiechnął. - Jest dobrze.. - W moich myślach było coś mniej więcej takiego : "LSUHDELABFWHDBFKUWHBLDKJ BOOOOŻEEE JAKI ON UROCZY KHEDBFAWEBF *DEAD*" To chyba wyjaśniało mój stosunek do kolegi z klasy. Niewątpliwie jego urok przyciągał wiele samozwańczych fanek. Z resztą nie tylko fanek...
- Na pewno?
- Tak. - Pokiwał głową i wstał. - Dziękuję za rozmowę. - Ukłonił się. Odszedł...
Kolejne lekcje sprawiały mi wiele kłopotu. Nie potrafiłam się skupić. W sumie to nawet nie chciałam się skupiać.. Myślałam o tym jak pomóc MyungSoo. Do reszty zwariowałam. Nie dość, że pomagam obcemu, to jeszcze chłopakowi... Mimo że z chłopcami miałam więcej wspólnego niż z dziewczynkami, nie lubiłam płci przeciwnej. Gdyby ktoś wcześniej zapytał dlaczego, nie wiedziałabym jak się wytłumaczyć. Dzisiaj już wiem - to uraz z przeszłości. Pamiętam to aż za dokładnie... Każdego faceta potępiałam i gardziłam. Ale MyungSoo... On wszystko zmienia. Dlaczego?

czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział III.

Ulice tego dnia były mokre. Biegłam przodem. Reszta była za mną. Cała czołówka i kilka nowych. Dawno tak się nie zmachałam. Po drodze zgubiłam kilka naboi, ale powinno mi ich starczyć. To tylko mała grupka jakiś idiotów. Tak myślałam...
Stałam na środku pola. Nadal padało. Włosy opadały na moją twarz, ale mimo to doskonale widziałam co dzieje się dookoła mnie. Jeden z nich wyglądał na wystraszonego. Pewnie mnie znał. Zza chmur wyszło słońce. Lekko zmrużyłam oczy. Wyciągnęłam pistolet z kieszeni, przeładowałam i oddałam pierwszy strzał. Dostał ten, który najbardziej przykuł moją uwagę. Jego znajomi się wkurzyli. Zaczęli w nas strzelać. Jednak niecelnie.
- Amatorzy... - Westchnęłam i wybijałam każdego po kolei. Właściwie po kilku minutach miało się skończyć, ale zza wysokiego budynku wybiegła kolejna grupa, liczniejsza od poprzedniej. Jeden z nich trafił w moje ramię. Całe szczęście ubrałam kamizelkę kuloodporną. Jak każdy z mojego gangu. Mimo wszystko dbaliśmy o bezpieczeństwo.
Został jeden z nich. Skończyły mu się naboje. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
- Skoro nie masz broni, to walcz. - Wyjęczał coś przerażony. Uderzyłam go w brzuch z pięści. Niewiele wysiłku włożyłam w przewrócenie go. Zaczęłam kopać.
- Proszę, przestań... - Jęczał ledwo już żywy.
- Sorki. Nie znam litości. - Strzeliłam w niego. Dziewczyny z nowej grupy odwróciły się. - Dlaczego nie patrzycie? - Podeszłam do trójki. - Brzydzi was widok krwi czy trupa?
- Nie.. - Szepnęła jedna z nich.
- Co ty tam mamroczesz?
- Nie brzydzi mnie widok trupa ani krwi!! - Krzyknęła. Uśmiechnęłam się i poklepałam ją po ramieniu.
- Wy ich przeszukacie. - Zwróciłam się do stojących obok dwóch nowych.
- Dlaczego...? - Odezwała się jedna.
- To nie była prośba. To był rozkaz. - Oddaliłam się. Junnie Soo skoczyła do mnie.
- Emm... Czy powinnyśmy tak je traktować..? Są nowe. To może je przerażać...
- Czy ciebie ktoś pytał o zdanie? Jak byłaś w podziemiu, czy kiedykolwiek dali i wybór? I tak mają szczęście, że mają ich tylko przeszukać. Już zapomniałaś, co kazali ci robić z trupami?
- Ale ja...
- Pewnie wtedy chciałaś zrobić wszystko, żeby móc tylko przestać. Nie było tak? Nie chcę, żeby ten gang się zeszmacił jak mnie zabraknie.
- Zamierzasz odejść? - Zdziwiła się.
- Nie. - Zaśmiałam się. - Ale każdy w końcu odejdzie. Jedni umrą, innych pochwycą.. Różne rzeczy się zdarzają. - Spojrzałam w stronę dziewczyn krzątających się wokół ciał. - One mają szczęście, że mogą mieć wybór. W końcu same do nas dołączyły.
- Są naprawdę dobre. Jak je jeszcze trochę podszkolimy to nadadzą się do czołówki.
- Nie możemy dawać im za dużo swobody. Stworzymy drugą linię. Weźmiemy najlepsze z nowych. - Westchnęłam. Przestało padać. Dziewczyny skończyły przeglądać martwych. Wracaliśmy. Spojrzałam na stary, opuszczony budynek. - Idźcie sami. - Rzuciłam do reszty.
- Wracasz sama?
- Tak. Nic mi nie będzie. Mam pistolet. - Pomachałam bronią i uśmiechnęłam się. Zmierzałam w stronę opuszczonej fabryki. Zobaczyłam nadjeżdżający tam samochód. Schowałam się. Bocznym wejściem wślizgnęłam się do środka. Siódemka chłopaków weszła do środka. MyungSoo usiadł pod ścianą. Wyglądał na przerażonego. Reszta obcowała wokół kogoś, kogo nie znałam. Wyglądał na delikatnego. Do mojego kolei z klasy podszedł SungYeol. Nie był zadowolony z tego, co się dzieje. SungGyu złapał chudego chłopaka za nadgarstki i przyparł do ściany.
- Szefie... Czy to na pewno dobrze..? - Zapytał się Hoya. WooHyun nie za mocno kopnął go w piszczel. Albo po prostu nie było stać go na więcej.. Różowo-włosy nie był pewien, czy powinien uczestniczyć w wydarzeniu.
- DongWoo.. Chodź. - Hoya złapał go za rękaw i wyprowadził. "No tak. Teraz wszystko się zgadza. Czyli ten chłopaczek to musi być SungJong" przeleciało mi przez myśl. Lider wciąż na niego napierał. Zastanawiałam się dlaczego to robią...  Przechodzący obok Hoya klepnął mnie w ramie. Przeraziłam się, gdyż byłam pewna, że mnie nie widać. Uśmiechnął się tylko i przyłożył palec do ust na znak, że mam być cicho. Wyszliśmy razem na zewnątrz.
- Czy ty jesteś... - DongWoo był speszony.
- Tak. To ona. - Zaśmiał się Hoya. - Co tu robisz? Chyba nie powinnaś patrzeć na takie rzeczy.
- Jakie rzeczy? Co SungGyu zamierza z nim zrobić?
- Powiedzmy, że młody mu się naraził. A jak ktoś mu się narazi, to lider nie odpuści.
- Ja też mu się naraziłam. - Zaśmiałam się. - Chyba okłada tylko słabszych od siebie..
- Lider to lider. Nie chce, żeby ktokolwiek poznał jego słabości.
- Po prostu chce być straszny i nie chce spaść z pozycji. Ale to bycie strasznym... - Pokręciłam głową. -
Coś mu nie wychodzi. - Chciałam dodać, że jest żałosny, ale ugryzłam się w język pamiętając z kim rozmawiam.
- Po co tu przyszłaś? Masz jakąś sprawę?
- Właściwie to po prostu byłam ciekawa. - Uśmiechnęłam się. Hoya wydawał się być bardzo sympatyczny.
- Biłaś się z kimś? - DongWoo spojrzał na mój poplamiony płaszczyk.
- To moja codzienność. - Zaśmiałam się. - A tak właściwie... Co SungGyu zamierza zrobić z SungJongiem?
- Nie pytaj.. - Westchnął Hoya. - Czasami mam ochotę opuścić tą grupę, ale lider mocno nas trzyma.
- To nie problem. Ludzie bywają w gorszych sytuacjach.. Coś o tym wiem.
- Właściwie to... - Odezwał się DongWoo. - Lider lubi wykorzystywać młodego. - Zaakcentował słowo "wykorzystywać".
- Co? W jaki sposób? - Zdziwiłam się.
- No wiesz....
- Przestań. - Zatrzymał go Hoya. - To zdecydowanie złe wykorzystywanie.
- Cielesne? - Przeraziłam się.
- Jesteś mądrzejsza niż myślałem... - Westchnął.
- Ale przecież MyungSoo na to patrzy!
- Lidera to nie ob... - Nie zdążył skończyć, ponieważ już biegiem wracałam do środka. SungJong już nie miał koszulki. Zerknęłam na parę siedzącą wciąż w tym samym miejscu pod ścianą. Niemal dosłownie rzuciłam się na SungGyu. WooHyun próbował mnie powstrzymywać, ale nie dawałam się. Wpadłam w furię. Ledwo się opanowałam. Sprzedałam liderowi kilka ciosów i wstałam z niego. Spojrzałam na sparaliżowanego SungJonga. Przeniosłam wzrok na MyungSoo. Podeszłam do niego.
- Wszystko ok? - Zapytałam. Mocno ściskał rękę SungYeola. Pokiwał delikatnie głową i chwiejąc się wstał.
- Co tu robisz? - Zapytał drżącym głosem.
- Nie powinieneś oglądać takich rzeczy. - Uśmiechnęłam się. Już miałam wychodzić. Odwróciłam się plecami, kiedy ktoś złapał mnie za ramię..