czwartek, 14 lutego 2013

Rozdział III.

Ulice tego dnia były mokre. Biegłam przodem. Reszta była za mną. Cała czołówka i kilka nowych. Dawno tak się nie zmachałam. Po drodze zgubiłam kilka naboi, ale powinno mi ich starczyć. To tylko mała grupka jakiś idiotów. Tak myślałam...
Stałam na środku pola. Nadal padało. Włosy opadały na moją twarz, ale mimo to doskonale widziałam co dzieje się dookoła mnie. Jeden z nich wyglądał na wystraszonego. Pewnie mnie znał. Zza chmur wyszło słońce. Lekko zmrużyłam oczy. Wyciągnęłam pistolet z kieszeni, przeładowałam i oddałam pierwszy strzał. Dostał ten, który najbardziej przykuł moją uwagę. Jego znajomi się wkurzyli. Zaczęli w nas strzelać. Jednak niecelnie.
- Amatorzy... - Westchnęłam i wybijałam każdego po kolei. Właściwie po kilku minutach miało się skończyć, ale zza wysokiego budynku wybiegła kolejna grupa, liczniejsza od poprzedniej. Jeden z nich trafił w moje ramię. Całe szczęście ubrałam kamizelkę kuloodporną. Jak każdy z mojego gangu. Mimo wszystko dbaliśmy o bezpieczeństwo.
Został jeden z nich. Skończyły mu się naboje. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego.
- Skoro nie masz broni, to walcz. - Wyjęczał coś przerażony. Uderzyłam go w brzuch z pięści. Niewiele wysiłku włożyłam w przewrócenie go. Zaczęłam kopać.
- Proszę, przestań... - Jęczał ledwo już żywy.
- Sorki. Nie znam litości. - Strzeliłam w niego. Dziewczyny z nowej grupy odwróciły się. - Dlaczego nie patrzycie? - Podeszłam do trójki. - Brzydzi was widok krwi czy trupa?
- Nie.. - Szepnęła jedna z nich.
- Co ty tam mamroczesz?
- Nie brzydzi mnie widok trupa ani krwi!! - Krzyknęła. Uśmiechnęłam się i poklepałam ją po ramieniu.
- Wy ich przeszukacie. - Zwróciłam się do stojących obok dwóch nowych.
- Dlaczego...? - Odezwała się jedna.
- To nie była prośba. To był rozkaz. - Oddaliłam się. Junnie Soo skoczyła do mnie.
- Emm... Czy powinnyśmy tak je traktować..? Są nowe. To może je przerażać...
- Czy ciebie ktoś pytał o zdanie? Jak byłaś w podziemiu, czy kiedykolwiek dali i wybór? I tak mają szczęście, że mają ich tylko przeszukać. Już zapomniałaś, co kazali ci robić z trupami?
- Ale ja...
- Pewnie wtedy chciałaś zrobić wszystko, żeby móc tylko przestać. Nie było tak? Nie chcę, żeby ten gang się zeszmacił jak mnie zabraknie.
- Zamierzasz odejść? - Zdziwiła się.
- Nie. - Zaśmiałam się. - Ale każdy w końcu odejdzie. Jedni umrą, innych pochwycą.. Różne rzeczy się zdarzają. - Spojrzałam w stronę dziewczyn krzątających się wokół ciał. - One mają szczęście, że mogą mieć wybór. W końcu same do nas dołączyły.
- Są naprawdę dobre. Jak je jeszcze trochę podszkolimy to nadadzą się do czołówki.
- Nie możemy dawać im za dużo swobody. Stworzymy drugą linię. Weźmiemy najlepsze z nowych. - Westchnęłam. Przestało padać. Dziewczyny skończyły przeglądać martwych. Wracaliśmy. Spojrzałam na stary, opuszczony budynek. - Idźcie sami. - Rzuciłam do reszty.
- Wracasz sama?
- Tak. Nic mi nie będzie. Mam pistolet. - Pomachałam bronią i uśmiechnęłam się. Zmierzałam w stronę opuszczonej fabryki. Zobaczyłam nadjeżdżający tam samochód. Schowałam się. Bocznym wejściem wślizgnęłam się do środka. Siódemka chłopaków weszła do środka. MyungSoo usiadł pod ścianą. Wyglądał na przerażonego. Reszta obcowała wokół kogoś, kogo nie znałam. Wyglądał na delikatnego. Do mojego kolei z klasy podszedł SungYeol. Nie był zadowolony z tego, co się dzieje. SungGyu złapał chudego chłopaka za nadgarstki i przyparł do ściany.
- Szefie... Czy to na pewno dobrze..? - Zapytał się Hoya. WooHyun nie za mocno kopnął go w piszczel. Albo po prostu nie było stać go na więcej.. Różowo-włosy nie był pewien, czy powinien uczestniczyć w wydarzeniu.
- DongWoo.. Chodź. - Hoya złapał go za rękaw i wyprowadził. "No tak. Teraz wszystko się zgadza. Czyli ten chłopaczek to musi być SungJong" przeleciało mi przez myśl. Lider wciąż na niego napierał. Zastanawiałam się dlaczego to robią...  Przechodzący obok Hoya klepnął mnie w ramie. Przeraziłam się, gdyż byłam pewna, że mnie nie widać. Uśmiechnął się tylko i przyłożył palec do ust na znak, że mam być cicho. Wyszliśmy razem na zewnątrz.
- Czy ty jesteś... - DongWoo był speszony.
- Tak. To ona. - Zaśmiał się Hoya. - Co tu robisz? Chyba nie powinnaś patrzeć na takie rzeczy.
- Jakie rzeczy? Co SungGyu zamierza z nim zrobić?
- Powiedzmy, że młody mu się naraził. A jak ktoś mu się narazi, to lider nie odpuści.
- Ja też mu się naraziłam. - Zaśmiałam się. - Chyba okłada tylko słabszych od siebie..
- Lider to lider. Nie chce, żeby ktokolwiek poznał jego słabości.
- Po prostu chce być straszny i nie chce spaść z pozycji. Ale to bycie strasznym... - Pokręciłam głową. -
Coś mu nie wychodzi. - Chciałam dodać, że jest żałosny, ale ugryzłam się w język pamiętając z kim rozmawiam.
- Po co tu przyszłaś? Masz jakąś sprawę?
- Właściwie to po prostu byłam ciekawa. - Uśmiechnęłam się. Hoya wydawał się być bardzo sympatyczny.
- Biłaś się z kimś? - DongWoo spojrzał na mój poplamiony płaszczyk.
- To moja codzienność. - Zaśmiałam się. - A tak właściwie... Co SungGyu zamierza zrobić z SungJongiem?
- Nie pytaj.. - Westchnął Hoya. - Czasami mam ochotę opuścić tą grupę, ale lider mocno nas trzyma.
- To nie problem. Ludzie bywają w gorszych sytuacjach.. Coś o tym wiem.
- Właściwie to... - Odezwał się DongWoo. - Lider lubi wykorzystywać młodego. - Zaakcentował słowo "wykorzystywać".
- Co? W jaki sposób? - Zdziwiłam się.
- No wiesz....
- Przestań. - Zatrzymał go Hoya. - To zdecydowanie złe wykorzystywanie.
- Cielesne? - Przeraziłam się.
- Jesteś mądrzejsza niż myślałem... - Westchnął.
- Ale przecież MyungSoo na to patrzy!
- Lidera to nie ob... - Nie zdążył skończyć, ponieważ już biegiem wracałam do środka. SungJong już nie miał koszulki. Zerknęłam na parę siedzącą wciąż w tym samym miejscu pod ścianą. Niemal dosłownie rzuciłam się na SungGyu. WooHyun próbował mnie powstrzymywać, ale nie dawałam się. Wpadłam w furię. Ledwo się opanowałam. Sprzedałam liderowi kilka ciosów i wstałam z niego. Spojrzałam na sparaliżowanego SungJonga. Przeniosłam wzrok na MyungSoo. Podeszłam do niego.
- Wszystko ok? - Zapytałam. Mocno ściskał rękę SungYeola. Pokiwał delikatnie głową i chwiejąc się wstał.
- Co tu robisz? - Zapytał drżącym głosem.
- Nie powinieneś oglądać takich rzeczy. - Uśmiechnęłam się. Już miałam wychodzić. Odwróciłam się plecami, kiedy ktoś złapał mnie za ramię..

1 komentarz: