poniedziałek, 25 lutego 2013

Rozdział XVII.

- Co tu robisz? - Z jego oczu wypływały kolejne łzy. Zaczęłam wątpić w to, że odwiedzenie go było dobrym pomysłem...
- Chciałam pogadać. Doszłam do wniosku, że powinniśmy coś sobie wytłumaczyć.
- Wytłumaczyć? - Powtórzył przerażony. - Nie ma o czym mówić. - Zgarbił się.
- Rozumiem, że się wstydzisz, ale rozmowa jest nam obu potrzebna... Mogę wejść? - Uśmiechnęłam się lekko. Pokiwał głową i zaprowadził mnie do dużego pokoju w czarno-białych kolorach. Usiadłam na łóżku, westchnęłam i spojrzałam na niego. Oparł się o ścianę i usiłował opanować łzy. - Nie masz o co płakać. Uśmiechnij się w końcu. - Starałam się być uprzejma, ale nie zapominając o ostrożności.
- Nie mam po co się uśmiechać.. - Podniósł głowę. - Nie potrafię...
- SungJong. - Przerwałam mu ze stanowczością. - Nie denerwuj mnie nawet. To nie koniec świata. Możemy przecież zostać przyjaciółmi. Na prawdę chcę się z tobą przyjaźnić.. - Jego oczy zalśniły niczym gwiazdy.
- Jugeumi Chonsa...
- Ale nie rób sobie fałszywej nadziei. Nie chcę być z kimś, kogo faktycznie nie kocham. To by zraniło i ciebie i mnie.. Rozumiesz?
- Jugeumi... Chonsa... - Podszedł do mnie i chwycił za ramiona. Zbliżył się niebezpiecznie. Skuliłam głowę. Usłyszałam, jak cicho wzdycha. Pchnął mnie na łóżko. Nie protestowałam.
- Uderz mnie, jeśli tego potrzebujesz. Jak to ci w czymś pomoże, nawet się nie wahaj. Masz moje osobiste pozwolenie. - Patrzyłam w sufit. Poczułam jak łóżko ugina się pod ciężarem kolan młodego. Zawisł nade mną. Zatopił swoje oczy w moich. Jego twarz nadal była mokra od łez. Podniósł porozumiewawczo rękę. Zamknęłam oczy. Byłam gotowa na przyjęcie ciosu. Ale nie było mi to dane. Wpił swoje słodkie wargi w moje usta. Otworzyłam oczy. Całował mnie. Poczułam jego miękki język wędrujący po mojej górnej wardze. Odepchnąć go czy nie? Nie miałam serca go odpychać... Przywarł do mnie. Wydawał się być zachwycony. Dostrzegłam łzę kręcącą się w kąciku jego oka. Wytarłam ją muskając opuszkami pozostałych palców jego zaróżowiony policzek. Odchylił się lekko. Spojrzał na mnie.
- Jesteś zła? - Nie odpowiedziałam. Przypomniał mi się pewien cytat. "Tylko milczenie człowieka uratuje." Zaraz... Ale czy to nie był spokój? Nie ważne. Po prostu wolałam nic nie mówić. Mimo że po to właśnie tu przyszłam... Tłumaczyłam sobie, że moje usta były w zbyt wielkim szoku, by mówić. - Jesteś.. - Westchnął. Chciał wstać, ale złapałam go za plecy. Spojrzał mi w oczy. Dopiero teraz przeszedł mnie dreszcz. "SungJong... Przepraszam, że to nie możesz być ty..." Poczułam łzy. Nie wiem czy moje, czy jego... Doszło do tego, że chyba obydwoje płakaliśmy... Płakaliśmy i to jak bardzo.. Przyciągnęłam go do siebie. Mono się przytulił. Wbił swoje długie palce w moje ramiona i skulił głowę.
- Przepraszam.. - Szepnęłam przez gulę, stojącą  moim gardle. Teraz do mnie dotarło. Nic nie poczułam. Moje usta nie były zdziwione. One po prostu nie chciały tego pocałunku. Po prostu nie chciały...

Wyszłam z mieszkania energicznym krokiem. Obiecał, że będzie już w porządku... Spojrzałam w stronę MyungSoo.
- Co tam tak długo robiłaś? - Wstał ze schodów i podszedł do mnie.
- Nic takiego.. - Uśmiechnęłam się. - Musieliśmy porozmawiać i tak poza tym to wiesz... Starałam się go jakoś uspokoić.
- I będzie już w porządku?
- Mam nadzieję. - Westchnęłam. Poszliśmy w stronę parku.
- Ale... Skoro go nie kochasz, to kogo..? - Spojrzał w moją stronę, gdy spacerowaliśmy wśród drzew. Zarumieniłam się.
- Nie musisz wiedzieć. - Schowałam ręce do kieszeni. Przyjrzał mi się dokładniej.
- Jugeumi Chonsa... Dlaczego się rumienisz? - Zaczął się śmiać. Odwróciłam się w przeciwną stronę.
- Jak zamierzasz się tak zachowywać to mogę iść sobie do domu. - Zdziwił się na te słowa.
-Nie!! - Złapał mnie za rękaw. - Zostań ze mną! Przepraszam!! Tylko żartowałem!! - Zaśmiałam się.
- Dobrze już. Przestań krzyczeć! - Uśmiechnęłam się. - Gdzie mnie prowadzisz?
- Myślałem, że ty chciałaś gdzieś iść.. - Zatrzymał się.
- Nie.. To ty mi kazałeś iść więc szłam za tobą...
- Wygląda na to, że idziemy bez celu. - Zaczął się śmiać. - Niedaleko jest wspaniała kawiarnia. Chcesz iść ze mną?
- Em...Wiesz.. Ja pójdę już lepiej do domu. - Ukłoniłam się i odbiegłam, nie dając mu szansy na odpowiedź. Nie chciałam już dłużej tego znosić. Nie chciałam łudzić się tym, że może być dobrze...
Pobiegłam prosto do domu. Jednak zanim zdążyłam wejść do klatki zostałam zatrzymana przez pewną osobę.
- Jugeumi Chonsa. Dawno się nie widzieliśmy. - Zaśmiał się. Kojarzyłam ten głos. Co gorsza nie były to miłe wspomnienia... Zamarłam.

1 komentarz:

  1. AAAAAAAAAAAAAAAAA KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM!!!!!!!! wspaniały rozdział! dziękuję za ukojenie cierpień mojego Maknae!!

    OdpowiedzUsuń