Podeszłam do dwójki. Rozdzieliłam ich. Wyższy krzyknął.
- Co ty wyprawiasz?!! - Dopiero teraz dotarło do mnie kim była osoba stojąca przede mną.
- Jugeumi Chonsa? - Wysoki głosik wydawał być się ucieszony.
- SungGyu czy ty nie wiesz, że jeśli on nie chce tego co ty, to powinieneś go uszanować?
- Kto tu mówi o szacunku? - Pchnął mnie. - Pytałaś się tych wszystkich ludzi, czy chcą zginąć?
- To co innego. Jesteście w jednej grupie, dlaczego go krzywdzisz?!!
- A ty niby nie..? Co robicie z nowymi? Słyszałem, że traktujecie je jak w podziemiu!!
- To źle słyszałeś. Tak się składa, że traktujemy je o wiele lepiej niż w podziemiu bo wiemy jak to jest. I mogę cię zapewnić, że nie przetrwałbyś tam trzech dni. Potrafisz tylko stękać na swoje zachcianki i straszyć słabszych od siebie. Czy ty w ogóle biłeś się kiedyś na pięści, czy zawsze używasz pistoletu, bo możesz? Wiesz, że taka gra jest nieczysta?
- Zamknij się!! - Wrzasnął mi prosto w twarz i uderzył mnie. Wkurzyłam się i oddałam cios w jego stronę z potrójną siłą. Upadł na ziemię.
- Już ktoś ci kiedyś mówił, że nie powinieneś ze mną zadzierać. I wiesz co? Miał rację. Pomyśl, zanim coś zrobisz, bo możesz oberwać podwójnie. - Odwróciłam się do SungJonnga. - Jesteś cały?
- To jest... - Odparł drżącym głosem. Lekko osunął się na ścianie. - Sam nie wiem..
- Chodź. - Złapałam go za rękę. Pierwsze kilka minut szarpał się i próbował uciec, ale później chyba się pogodził z faktem, że go zabieram. - Pewnie się mnie boisz. Ale spokojnie. Nie zrobię ci nic. Lubię grać czysto, a przez większość życia musiałam być nie fair.
- Ty grasz fair? Jakoś na liderze nie było tego widać... - Mruknął. Byliśmy już przed moim domem.
- Nie moja wina, że jestem silniejsza niż się uważa. - Zaśmiałam się i chciałam wejść do środka, kiedy poczułam, że SungJong się zatrzymał.
- Gdzie.... Gdzie jesteśmy?
- Mieszkam tu. A dlaczego pytasz?
- Mówią, że tu mieszkają sami wandale...
- A ja nim nie jestem? - Zaczęłam się śmiać. - Dopóki będziesz szedł ze mną mogę obiecać, że nic ci się nie stanie, jeśli o to chodzi. - Weszliśmy. Wprowadziłam młodszego do dwupokojowego mieszkania. Było bardzo małe. Białe ściany wydawały niemal się dotykać. Odłożyłam stolik ze środka pokoju i zapaliłam światło. - Połóż się. - Rozkazałam. Chłopak z wyraźną niechęcią ułożył się na czystym dywanie. - Może nie wygląda, ale lubię dbać o porządek. Nie bój się o nic. - Sięgnęłam po apteczkę i usiadłam przy Jongu.
- Co zamierzasz zrobić?
- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś przestał się bać? - Uśmiechnęłam się. - Zaufaj mi jako człowiekowi, a nie jako Jugeumi Chonsa.
- Dlaczego akurat Jugeumi Chonsa? Naprawdę jesteś aniołem śmierci?
- Ludzie tak mnie nazwali. Zabiłam wielu ludzi. - Zatrząsł się. - Ale ty jesteś tu w innym celu. Coś ci zrobił? Boli cię coś?
- Wbił mi nóż w udo, żebym nie uciekł... I mocno przyparł do muru.
- Mocno cię boli?
- Um. - Kiwnął głową.
- Zsuń spodnie.
- Co?!!! - Przeraził się.
- Muszę ci to jakoś opatrzyć! No już! - Spojrzał na mnie wystraszony.
- Ale na pewno do niczego nie dojdzie?
- Daj spokój! Jak mogłabym skrzywdzić takie dziecko jak ty?! - Chyba go przekonałam. Ostrożnie zdjął spodnie i syknął z bólu. Umyłam ręce i lekko rozchyliłam ranę.
- Ałaa!! - Zaczął się drzeć.
- Nie jęcz. Chcę sprawdzić, czy przypadkiem nie został tam kawałek żelaza.
- Jego nóż był cały. - Mruknął. Zebrałam resztkę krwi i odkaziłam ranę. Ciasno zawiązałam bandaż.
- Okej. A jak z górą? Wszystko okej czy też powinnam zerknąć?
- Jest w porządku.. - Zawstydził się.
- Zrobię ci herbaty i pójdziesz spać w moim łóżku. Nie puszczę cię tak do domu. - Wstałam i poszłam do ciasnej kuchni.
- Dlaczego to robisz? Czy ludzie nie byli ci obojętni? - Zapytał cicho, ale wszystko słyszałam przez to, że mieszkanie było naprawdę małe.
- Przez gang zapomniałam o tym kim jestem. Stałam się jak mój szef - bezlitosna i żądna krwi nie znająca wartości życia i pojęcia troski. - Zajrzałam w kubek. - Nie wiem dlaczego wasza grupa mi to uświadomiła więc nie pytaj. Po prostu tak jest. Możesz czuć się bohaterem. - Podeszłam do niego. Nachyliłam się nad nim. Jego oczy w jednym momencie zrobiły się ogromne.
- C-co robisz? - Wydukał.
- Zawieś ręce na mojej szyi. Zaniosę cię do łóżka.
- Jest w porządku. Mogę spać tu. - Zarumienił się.
- Nawet o tym nie myśl. - Uśmiechnęłam się. To chyba go przekonało. Zaniosłam go do łóżka i przykryłam kołdrą. Postawiłam herbatę na stoliku tuż pod jego ręką.
- Jugeumi Chonsa... Uśmiechaj się częściej. Kiedy to robisz wyglądasz naprawdę ładnie. - Przykrył twarz kołdrą. Zdumiona jego słowami nic nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam z pokoju.
Ha ha i znowu uratowany przed straszliwym losem :)
OdpowiedzUsuńJednak kryję się w niej sporo dobra :)
Dziękuję za kolejny cudowny rozdzialik i oczywiście czekam na kolejny jak zapewne reszta Twoich czytelników!
Maknae Hwaiting